Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski 3 kwietnia ostrzegł, że Rosja do czerwca b.r. zmobilizuje ponad 300 tys. żołnierzy. Według artykułu możliwym celem letniej ofensywy jest Charków.

Miasto jest położone w bliskiej odległości od frontu i przed wojną było drugim najludniejszym miastem Ukrainy. Od początku wojny miasto miało opuścić pół mln mieszkańców.

Cytowany przez "The Economist" ukraiński ekspert i były minister obrony Andrij Zagorodnuk uspokaja: "są duże szanse, że nic z tych rzeczy im się nie uda". Ofensywa na Charków byłaby niesłychanie trudna, biorąc pod uwagę, jak duże jest to miasto, i fakt, że w ostatnich miesiącach strona ukraińska wzmacniała swoje linie obronne na tym i innych odcinkach frontu. Jednocześnie niektórzy mieszkańcy Charkowa sądzą, że jeśli Rosjanie zrozumieją, że nie będą w stanie zdobyć miasta, to kompletnie je zniszczą.

"Mówimy tu o czymś takim jak przypadek Aleppo" - komentuje mieszkaniec Charkowa Denis Jarosławski, który w czasach pokoju był przedsiębiorcą, a po wybuchu wojny stał się komandosem. Jarosławski odniósł się do Aleppo, czyli syryjskiego miasta, które rosyjskie wojska doszczętnie zniszczyły.

Reklama

Rosyjska armia - według brytyjskiego ośrodka analitycznego Royal United Services Institute (RUSI) - liczyła na początku 2023 r. 360 tys. żołnierzy. Z kolei na początku czerwcowej ukraińskiej ofensywy w 2023 r. ta liczba zwiększyła się do 410 tys., a na początku 2024 r. - do 470 tys.

Jeśli informacje podane przez "The Economist" się potwierdzą, to wojska rosyjskie w Ukrainie będą mogły liczyć w nieodległym czasie nawet 590 tys. żołnierzy. Należy jednak zaznaczyć, że według armii ukraińskiej Rosja traci nawet do 6 tys. żołnierzy tygodniowo.(PAP)