Ukraińska ofensywa pod Kurskiem jasno pokazała, że Rosja, choć na taką stara się pozować, wcale nie jest wszechmocna, a broniący granic żołnierze to często istna zbieranina ludzi niewyszkolonych w żołnierskim rzemiośle, a niekiedy wręcz dzikich.

Rosjanie poddają się setkami do niewoli

Już w pierwszych dwóch dniach ukraińskiego ataku zaczęły pojawiać się filmy pokazujące obrazki, których ze świecą by szukać na donbaskim froncie. Gdy na wschodzie Rosjanie masowo idą do ataku i padają jak muchy, lecz osiągają wyznaczone cele, w obwodzie kurskim wojska rosyjskie, gdy tylko zobaczyły uzbrojonych Ukraińców od razu się poddawały. W ocenie generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, wyjaśnienie tego fenomenu jest banalnie proste.

- Tu są inne formacje. W obwodzie kurskim są formacje drugorzutowe. Jest tu wielu poborowych, żołnierzy niewyszkolonych, słabo zmotywowanych. Powiedziałbym, że to są żołnierze drugiej, albo nawet trzeciej kategorii. Oni nie są do walki, nie są przygotowani, zmotywowani, uzbrojeni – mówi Forsalowi generał Skrzypczak.

Strona ukraińska informuje, że w ciągu niewiele ponad tygodnia operacji kurskiej wzięła do niewoli przynajmniej kilkuset Rosjan, a postępy na froncie, choć ostatnio nieco zahamowane, wydają się imponujące. Ukraińskiej armii udało się zająć ponad 1000 km kwadratowych wrogiego terytorium, a wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec. Operacja ta pokazuje też coś, o czym dotychczas nie wiedzieliśmy, a co obala mit o Rosji, która jest doskonale przygotowana na każdą ewentualność.

- Rosjanom nie starcza dobrych żołnierzy, aby pokryć cały front. I to, co widzieliśmy w pierwszych dniach Kurska, to widać było wyraźnie, że to wojsko, które tam się broniło, było w ogóle nie przygotowane. Tragedia była – mówi generał.

Rosjanie plądrują własny kraj

Postępy Ukraińców zmusiły władze trzech rosyjskich obwodów do ogłoszenia obowiązkowej ewakuacji, którą jak się szacuje, objętych zostało około 120 tysięcy ludzi. Musieli oni zostawić cały swój dobytek i wyjechać do specjalnych obozów, a nie spodziewali się zapewne, co stanie się z ich mieniem. Zagrożeniem dla niego okazali się nie Ukraińcy, ale własne wojsko.

A tego, jak wygląda strefa niczyja, opuszczona już przez Rosjan, a jeszcze nie zajęta przez Ukraińców, mogliśmy dowiedzieć się z nagrań w telefonach rosyjskich żołnierzy, którzy wpadli w ukraińskie ręce. Na jednym z nich widać i słychać rozwścieczonego rosyjskiego żołnierza, który wchodzi do całkiem splądrowanego domu i zaczyna narzekać, że nie zdąży nic zabrać i ukraść, bo przed nim pojawili się tu jego koledzy z rosyjskiego MON.

Dom jest całkiem zdemolowany, a narzekający na swe spóźnienie żołnierz ma jeszcze nadzieję, że znajdzie coś w bogatym garażu, którego czyszczeniem już zajęli się jego koledzy z jednostki. Nagranie, które czarno na białym pokazuje, jak działają rosyjscy żołnierze, przypomina te, sprzed dwóch lat z Ukrainy, gdy początkowo zwycięska armia wkraczała na ukraińskie ziemie. Tu jednak łupią majątek własnych rodaków i nie widać, aby odczuwali przy tym jakąkolwiek skruchę.