Cywile z Bachmutu, którzy nie zdecydowali się na ewakuację, uczynili to z bardzo różnych powodów. W przypadku niektórych osób decydujące okazało się przywiązanie do rodzinnej miejscowości, w przypadku innych - brak perspektyw życiowych poza Bachmutem, a jeszcze innych - np. chęć kontynuowania pracy w przedszkolu - czytamy na łamach opozycyjnych rosyjskich mediów. Przytoczone przez Możem Objasnit' wypowiedzi mieszkańców pochodzą z niedawnych reportaży stacji CNN i France 24 oraz brytyjskiego dziennika “Guardian”.

75-letnia Natalia kryje się na co dzień w piwnicy. Każdego ranka wybiera się na zakupy poza miasto, przechodząc po zrujnowanym moście przez na wpół zamarzniętą rzekę. "Wyłażę (przed świtem) jak kret, dopóki oczy nie przyzwyczają się do ciemności. Najgorsze, że nie ma łączności. Nie mogę zadzwonić do bliskich, a mam dwoje dzieci - jedno w Kijowie, drugie w Odessie" - relacjonowała starsza kobieta.

"Kupiłam za 3,5 tys. hrywien (około 425 zł - PAP) piecyk typu burżujka. Na początku nikt tego (w Bachmucie) nie rozdawał, dopiero potem zaczęto przydzielać (piecyki) do mieszkań. Proszę bardzo, jak żyjemy w XXI wieku. Tylko głupiec się nie boi, prawda? Różnie bywa. Jeśli Bóg da, to przeżyję. Jeśli nie, to trudno" - powiedziała z rezygnacją 66-letnia Nadija.

Reklama

"To moja ziemia. Nie wyjadę stąd" - kategorycznie oświadczył starszy mężczyzna z amputowaną nogą, poruszający się o kulach.

Wojska agresora intensywnie szturmują Bachmut i próbują zdobyć to miasto od ponad pół roku. Na tym odcinku frontu zaangażowano siły formacji najemniczej Grupa Wagnera, a w ostatnim czasie przerzucono tam oddziały regularnej rosyjskiej armii. W styczniu strona ukraińska potwierdziła utratę Sołedaru, niewielkiego miasteczka leżącego około 20 km na północny wschód od Bachmutu.

Według szacunków władz w Kijowie w ostrzeliwanym, zniszczonym mieście pozostało około 7 tys. cywilów. Przed rosyjską inwazją Bachmut liczył około 75 tys. mieszkańców.