„Oczekiwania są takie, że w Wilnie zapadną decyzje w sprawie politycznego zaproszenia Ukrainy do Sojuszu. Nie chodzi więc o zaproszenie formalne, po którym od razu rozpoczyna się proces wejścia do NATO, lecz o zaproszenie polityczne ze wskazaniem, że członkostwo nastąpi później, gdy zakończy się wojna z Rosją” – powiedziała PAP.

Nadzieja dla Ukraińców

Ekspertka wyjaśniła, że jeśli szczyt w Wilnie nie wskaże perspektywy wejścia do Sojuszu Północnoatlantyckiego, wywoła to rozczarowanie w ukraińskim społeczeństwie.

Reklama

„Będzie to odebrane bardzo negatywnie, zwłaszcza, że jesteśmy w okresie bardzo skomplikowanego, trudnego kontrnatarcia, w którym nasi żołnierze dosłownie wygryzają każdy centymetr okupowanej przez Rosję ziemi i można sobie wyobrazić, jaki to będzie dla nich sygnał” – podkreśliła.

Ważne różnice przekazu

Rozczarowanie może być tym głębsze, że – jak tłumaczy rozmówczyni PAP – wielu Ukraińców uważa, że na szczycie w Wilnie ich kraj może wręcz uzyskać członkostwo w NATO. „Jest to kwestia komunikacji ze społeczeństwem ze strony ukraińskich władz. Ludzie nie rozumieją różnicy pomiędzy zaproszeniem a członkostwem” – powiedziała.

„Jednak kiedy ludzie zrozumieją, że NATO nie jest nawet gotowe do zaproszenia nas do Sojuszu, czyli do sygnału politycznego, który tak naprawdę nic nie kosztuje, to będzie ogromne rozczarowanie” – dodała.

Ścieżka przetarta przez UE

Zdaniem Hetmaczuk na szczycie w Wilnie Ukraina mogłaby zgodzić się na podobny scenariusz, jaki miał miejsce przy uzyskiwaniu przez nią statusu kandydata do członkostwa w Unii Europejskiej.

„Sadzę, że Ukraina zgodziłaby się nawet na taki scenariusz, jaki był z kandydaturą do UE, czyli na zaproszenie i warunki dla wszczęcia procesu negocjacyjnego. Ważne jest także wyraźne wskazanie, kiedy może nastąpić przyjęcie nas do NATO” – stwierdziła.

Według ekspertki decyzje w sprawie perspektywy członkostwa zapadną już na samym szczycie, dlatego prezydent Wołodymyr Zełenski powinien udać się do Wilna.

„Formuła końcowa będzie dopracowywana już w Wilnie. Dlatego uważam, że prezydent Zełenski powinien tam pojechać i spróbować wpływać na decyzje na miejscu. W jego obecności uczestnikom szczytu trudniej będzie powiedzieć Ukrainie +nie+” – uznała.

Bez powtórek z przeszłości

Ostrzegła jednocześnie przed przyjęciem w Wilnie „jakiegoś wariantu hybrydowego” czy „produktu akrobatyki dyplomatyczno-lingwistycznej”, by nie powtórzyła się sytuacja ze szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. Niemcy i Francja odrzuciły tam przyznanie Ukrainie i Gruzji Planu Działań na rzecz Członkostwa w Sojuszu (ang. MAP).

„Bardzo chcielibyśmy, by w Wilnie zakończyła się epoka tego strategicznego braku zdecydowania, które narodził Bukareszt; jakikolwiek wariant hybrydowy może stworzyć pole dla różnych interpretacji i nie doprowadzi do niczego w kontekście naszego członkostwa” – uznała.

Decyzja Bidena

Szefowa Centrum Nowa Europa podkreśliła, że dziś do idei wyrażenia jasnego sygnału w sprawie perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO przede wszystkim przekonać należy prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena.

„Najważniejsze, by to właśnie Biden określił się wobec wsparcia dla Ukrainy. Widzimy w Waszyngtonie elementy strachu przed eskalacją ze strony Putina, co jest Bidenowi niepotrzebne przed wyborami prezydenckimi. Pojawiły się też głosy, że ta kwestia (członkostwa Ukrainy w NATO) może być przedmiotem potencjalnych negocjacji pomiędzy Ukrainą a Rosją” – powiedziała.

„Słyszeliśmy również publiczne oświadczenia, w których Biden mówił o jednakowych dla wszystkich standardach, a więc odsyłał do reform i do walki z korupcją. My na to odpowiadamy, że gdyby przyznano nam MAP w 2008 r., to te reformy byłyby już przeprowadzone” – wskazała.

Według ekspertki perspektywa członkostwa uczyniłaby realizację oczekiwanych na Ukrainie reform łatwiejszą. „Wraz z zaproszeniem do NATO przeprowadzenie tych reform będzie łatwiejsze i szybsze. Bez zaproszenia motywacja zostanie utracona” – uprzedziła Hetmanczuk w rozmowie z PAP.

Z Kijowa Jarosław Junko