„Gdy Rosja napadła na Ukrainę dwa lata temu, oczekiwano – i to zarówno na Kremlu, jak i na Zachodzie, że nie potrwa to dłużej niż te przysłowiowe kilka dni. I ta groźba była realna, gdyby Ukraińcy nie obronili Kijowa” – podkreśla w rozmowie z PAP Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

„Teraz jest ciężki moment dla Ukrainy, to prawda. Ale mówimy o tym po dwóch latach konfliktu. Rosja cieszy się ze +spektakularnego+ sukcesu, jakim było zajęcie Awdijiwki, niewielkiej miejscowości w Donbasie, której nie mogli zdobyć od 2014 r. Ten +sukces+ wymagał kilku miesięcy zmasowanych ataków i został opłacony ogromnymi stratami w ludziach i sprzęcie. Jego znaczenie jest głównie symboliczne, nie jest w stanie istotnie zmienić sytuacji na froncie” – dodaje Cielma.

Emocje i wojna

Reklama

„W tym momencie po stronie Ukrainy i wspierających ją państw Zachodu rzeczywiście jest problem, ale musimy też widzieć drugą stronę. Rosja nie osiągnęła swoich celów na Ukrainie i wciąż jest od tego daleka” – ocenia analityk.

„Jeśli spojrzeć emocjonalnie, to wojna zaczęła się od szoku i rozpaczy, potem było spięcie i mobilizacja, a pod koniec 2022 r. ukraińskie sukcesy – kontrofensywa w obwodzie charkowskim i odzyskanie Chersonia. Kolejny rok to oczekiwanie na dużą kontrofensywę, później znowu nadzieja, aż w końcu – przyznanie, że się nie udało. Końcówka roku 2023 r. i druga rocznica wojny rzeczywiście wypada dość depresyjnie – to utrata Awdijiwki, ale też poważne pytanie o dostawy zachodnie i wsparcie dla Kijowa".

"I tutaj doprawdy żenujący jest ten amerykański wewnętrzny spór, uwikłany w krajową politykę w sytuacji, gdy dla Ukrainy jest to sprawa życia i śmierci” – konstatuje analityk. Od strony UE, która jest również ważnym donorem, sytuacja wygląda nieco lepiej, ale w wielu sprawach panuje decyzyjny paraliż.

Geografia wojny

Na dwa lata wojny, jak dodaje, można też patrzeć „geograficznie”. „Tu także były różne etapy. Podczas gdy pierwszy rok, to były duże zmiany, związane najpierw z rosyjskim atakiem i zajęciem sporych terenów, a później ukraińskimi działaniami kontrofensywnymi, to cały 2023 r. to raczej lokalne zdobycze. Obserwowaliśmy przez pół roku walki o Bachmut, potem ofensywę na Zaporożu, ale i pod Bachmutem. Jesień to z kolei walki o Awdijiwkę, w rejonie Marjinki, Kupiańska – w obwodzie charkowskim” – wylicza Cielma.

Rosjanie mają teraz inicjatywę, ale ich cele są już inne. „To nie są plany zdobycia całego obwodu w jednej operacji, lecz szukanie potencjalnych szans, uporczywe próby zdobywania pojedynczych miejscowości, działania o lokalnym zasięgu” – mówi ekspert.

Jak dodaje, zmieniły się obie armie. Rosja, paradoksalnie ma dzisiaj na froncie więcej żołnierzy, niż na początku agresji, lecz „są to siły o gorszych zdolnościach, masa ma zrekompensować jakość”.

„Ta armia wyciągnęła wnioski, czegoś się nauczyła. Widzimy masowe zastosowanie dronów, dostosowanie lotnictwa do warunków na polu walki, czyli przede wszystkim sięgnięcie po korygowane bomby lotnicze (które odegrały ważną rolę w atakach na Awdijiwkę), skuteczne wykorzystanie rosyjskich dronów-kamikadze Lancet.

Rosyjska koalicja

Rosjanie mają też zdecydowanie bardzo dobrą walkę radioelektroniczną” – wylicza analityk. Dodaje, że Rosjanom udało się także „znaleźć źródło do dostaw systemu łączności Starlink i zacząć wykorzystywać go na froncie”. Ciągle jednak, jak podkreśla, „jest to armia, która stawia na ilość”.

Jak dodaje, Rosji udało się zbudować „koalicję”, nie została sama na polu walki. „Przecież ta wojna wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie ciągłe ataki irańskich (dronów) Shahedów. Z różnych danych wynika, że Rosja otrzymała od Korei Północnej od 1 mln do 2 mln pocisków artyleryjskich. Widzimy pierwsze zastosowanie północnokoreańskich rakiet balistycznych”.

Autorytarny reżim „ma łatwiej”, jeśli chodzi o mobilizację nowych sił, nawet jeśli, bojąc się politycznych kosztów, nie ogłasza oficjalnie nowej fali mobilizacji.

Ukraina czeka na wsparcie

„Tymczasem Ukraina tak samo potrzebuje nowych sił. A ustawa mobilizacyjna z powodów politycznych utknęła, chociaż jest to paląca potrzeba. Wojsko mówi, że potrzebuje 500 tys. ludzi, a koszt to jest lekko licząc (w przeliczeniu) 70 mld zł” – zauważa ekspert.

„Ukraińska armia, to armia doświadczona, ale zmęczona. Dla władz politycznych ta wojna to obecnie zarządzanie kryzysem. Wynika to nie tylko z siły Rosjan, co właśnie z problemów ze wsparciem, niejasnymi perspektywami zachodniej pomocy militarnej, ale również z własnych słabości” – mówi rozmówca PAP.

„Ogólnie nastrój jest dość pesymistyczny. Do tego dochodzi utrata Awdijiwki, wymiana dowódcy. W efekcie ogólnie panuje raczej spadek pozytywnych emocji, słabnie morale, co przez długi czas przyczyniało się do ukraińskiej przewagi” – mówi Cielma.

Jasne punkty?

Analityk zwraca uwagę, że są pewne „jasne punkty”. „W ostatnich dniach na południu Ukraińcy wręcz masowo zestrzeliwują rosyjskie samoloty bojowe. To może oznaczać, że ktoś podjął ryzykowną, ale zapewne potrzebną decyzję o przesunięciu np. jednego z systemów Patriot z obrony choćby Kijowa. By dzięki temu ukrócić rosyjskie poczucie bezkarności i ataki bombami korygowanymi” – mówi.

Za najbardziej optymistyczną wiadomość i największy sukces Ukraińców w ostatnim czasie Cielma uważa „zepchnięcie do głębokiej defensywy rosyjskiej floty na Morzu Czarnym”. „Przy pomocy grupy operacyjnej wywiadu wojskowego, zastosowaniu dronów morskich, udało się zniszczyć niektóre rosyjskie okręty i zagrozić innym; przełamać blokadę morską. Ukraina może wywozić swoje zboże trasą przez ten akwen, co na początku wojny – już o tym wszyscy zapomnieliśmy – było niemożliwe, a następnie stało się przedmiotem rosyjskich rozgrywek i szantażu” – podsumowuje rozmówca PAP.

Justyna Prus (PAP)