Powodzenie ukraińskiej ofensywy w obwodzie kurskim i zajęcie sporego terytorium Rosji spowodowały, że Rosja wymusiła na Łukaszence, aby i on włączył się do akcji. Białoruski dyktator nie miał wyjścia i w weekend zaczął na ukraińską granicę wysyłać kolejne oddziały wojska.,

Łukaszenka pręży muskuły

Pojawienie się na granicy białoruskich jednostek wojskowych odnotowały służby Ukrainy i w niedzielę wieczorem ukraińskie MSZ oficjalnie zabrało w tej sprawie głos. Ostrzeżono Białoruś, że wszelkie próby agresywnego zachowania spotkają się z natychmiastową odpowiedzią.

„Wzywamy władze Republiki Białorusi, aby pod naciskiem Moskwy nie popełniały tragicznych dla własnego kraju błędów, a jej siły zbrojne zaprzestały nieprzyjaznych działań i wycofały wojska z granicy państwowej Ukrainy(…). Ostrzegamy, że w przypadku naruszenia granicy państwowej Ukrainy przez Białoruś, państwo nasze podejmie wszelkie niezbędne środki w celu realizacji prawa do samoobrony zagwarantowanego Kartą Narodów Zjednoczonych. Jednocześnie wszelkie koncentracje wojsk, obiekty wojskowe i szlaki zaopatrzenia na terytorium Białorusi będą legalnymi celami Sił Zbrojnych Ukrainy” – podało ukraińskie MSZ.

Nie wiadomo jeszcze, jak na to ostrzeżenie zareaguje białoruski dyktator, ale znany ze swych buńczucznych wypowiedzi Łukaszenka, chcąc zapewne podlizać się Putinowi, wyjawił, że na granicę zamierza wysłać aż jedną trzecią swojej armii, czyli od 15 do 20 tysięcy żołnierzy. Pojawienie się takiej liczby wojska, mogącego zagrozić atakiem od północy i przecięciem szlaków zaopatrzeniowych z Polski, stanowić mogłoby dla Ukrainy, walczącej już na kilku frontach, niemały kłopot.

Jak Putin poświęci Łukaszenkę

Tak przynajmniej wskazują liczby, jednak w ocenie specjalistów, manifestacja Białorusi ma charakter jedynie propagandowy, a tak naprawdę Łukaszenka, nawet gdyby chciał, nie ma czym uderzyć na południowego sąsiada.

- To nie jest dla Ukraińców żadne zagrożenie. Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że dwa lata temu, po klęsce pod Kijowem, Rosjanie odtwarzali zdolność bojową części swoich wojsk na Białorusi i pozbawili armię białoruską części sprzętu wojskowego i zostawili im tego sprzętu na jedną brygadę. A z tej produkcji wojskowej, która była w Rosji, Białoruś nic nie dostała, bo wszystko szło na front – przypomina w rozmowie z Forsalem generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Samo wyposażenie białoruskiej armii to jedna strona medalu, a drugą jest jej morale i wyszkolenie. Oprócz sił specjalnych, które są dość dobrze zindoktrynowane, wojsko w swej masie niezbyt rwie się do walki z Ukraińcami, a na poparcie tej tezy generał Skrzypczak przypomina, co działo się dwa lata temu, gdy raz już Łukaszenka prężył na granicy muskuły.

- Jeszcze dwa lata temu, kiedy wyglądało, że Łukaszenka może zaatakować, na Białorusi zaczęły się akty sabotażu, wysadzanie torów, cystern, transportów rosyjskich i około 500 Białorusinów poszło za to do więzienia – przypomina wojskowy.

Tysiące żołnierzy czeka, by wyzwolić Białoruś

Nastroje w armii i brak sprzętu to z pewnością wystarczające powody, by Łukaszenka nie porywał się na mocniejszego i uzbrojonego po zęby sąsiada, jednak nie jest wykluczone, że może on liczyć na pomoc Rosjan. Putin zawsze mógłby skierować na Białoruś wojska rosyjskie i wspomóc słabszego sojusznika. Taki scenariusz, w ocenie generała Skrzypczaka, nie jest obecnie możliwy, gdyż Rosja po prostu nie ma wojska, które od razu mogłaby wysłać na pomoc Łukaszence, a wszelkie rezerwy, jakie udaje jej się zebrać, od razu kierowane są w okolice Kurska.

Tymczasem wiele wskazuje na to, że wywołując taką graniczną awanturę, Łukaszenka sam założył by sobie na szyję pętlę, bowiem Ukraińcy mają asa w rękawie. Generał Waldemar Skrzypczak przypomina, że na Ukrainie walczą Białorusini z Pułku Kalinowskiego oraz z kilku innych formacji, a są to doskonale wyszkolone jednostki. Dodatkowo, na terenie Europy Zachodniej przebywa do 4 tysięcy byłych żołnierzy Pułku Kalinowskiego i innych formacji, które walczyły na Ukrainie.

- Odbyli swoją turę walki i można powiedzieć, że odpoczywają i czekają na swój czas, czyli na sformowanie legionu białoruskiego. Jeśli Łukaszenka w tej chwili wdałby się w tę awanturę, natychmiast Białorusini, którzy przeszli przez Ukrainę, wchodzą na Białoruś. I cały świat zachodni zacząłby pomagać Białorusinom walczącym z Łukaszenką, a to byłby kolejny front, którego Putin by już nie dźwignął – wylicza generał Skrzypczak.