Nasz autor nie szczędzi też ostrych słów wobec kierunku rozwoju obranego przez Unię. Pisze o „pozatraktatowych mechanizmach” i o aferach toczących klasę urzędniczo-polityczną Brukseli. Także pod tym względem ma wiele racji. Wspólnota europejska nie jest w szczytowej formie i daleko jej do ideału. Również pod względem praworządności, która w ostatnich latach niejednokrotnie musiała ustępować polityce. Tak jest w przypadku kontrowersyjnych mechanizmów warunkowości, owocu zgniłego kompromisu między unijnymi „skąpcami” – sojuszem państw, z Niemcami na czele, niechętnych wobec zwiększania zaangażowania finansowego w projekt europejski – a unijnym Południem, które w obliczu piętrzących się kryzysów oraz doświadczeń ze „zdemolowanej” przez wierzycieli Grecji coraz silniej naciskało m.in. na wspólne zadłużanie się.
Być może premier kalkulował, że „zastępcza” wojna z Polską szybciej zejdzie na dalszy plan wobec kolejnych sporów w łonie strefy euro, w których Warszawa ma komfort nawiązywania doraźnych sojuszy to z jedną, to z drugą stroną. Może pokładał nadmierną ufność w możliwości swoje i swoich dyplomatów. Tak czy inaczej – niewątpliwie się przeliczył. Nie docenił, jak wygodnym dla zachodniej części Europy spoiwem jest strach przed „prawicowymi populizmami” i nawet najsubtelniejszym zapachem autorytaryzmu.