Brak jednomyślności

Za przyjęciem zagłosowało 291 posłów, 274 było przeciw, 44 wstrzymało się od głosu. Poparcie dla projektu sygnowanego przez czterech niemieckich i jednego belgijskiego europosła szło w poprzek logiki frakcyjnej – przeciw głosowali zarówno europosłowie PO, jak i PiS, które są kolejno w Europejskiej Partii Ludowej i Grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. W PE dużo zabrakło do jednomyślnego przyjęcia raportu. Mimo tego może on teraz stać się podstawą do dalszych prac w gronie państw członkowskich.

Jak głosowali polscy europosłowie?

Reklama

Za przyjęciem projektu zagłosowało 9 osób: Róża Thun z frakcji Renew Europe (Polska2050) oraz członkowie grupy socjalistów: Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Łukasz Kohut, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz, a także Sylwia Spurek z Zielonych/Wolnego Sojuszu Europejskiego.

Pozostali polscy europosłowie (38) byli przeciw.

Likwidacja zasady jednomyślności

Pod projektem podpisały się właściwie wszystkie wiodące frakcje w PE, a konkretnie reprezentujący je czterej europosłowie z Niemiec oraz jeden Belg – Guy Verhofstadt, słynący ze swoich radykalnych federalistycznych poglądów.

Raport, który przygotowali w trakcie prac w komisji, zakłada m.in. zniesienie zasady jednomyślności podejmowania decyzji w polityce zagranicznej, obronności czy sprawach podatkowych. Ponadto poszerza znacznie kompetencje UE kosztem kompetencji państwowych w wielu obszarach – w ramach tej propozycji kwestie środowiskowe byłyby wyłączną kompetencją organów unijnych. Europosłowie chcą też znacznego zwiększenia roli PE kosztem Komisji, która stałaby się technicznym organem o charakterze politycznym. Propozycje są określane w europejskim mainstreamie jako „radykalne”, choć sam Verhofstadt podczas debaty określał je jako „historyczna szansa”. Dla europosłów to właściwie ostatnia okazja na zainicjowanie dyskusji o zmianach traktatowych przed szykowanymi na wiosnę wyborami europejskimi.

Procedura zmian traktatów

Fakt, że posłowie zagłosowali za raportem, nie oznacza jeszcze rozpoczęcia procedury zmiany traktatu. Teraz trafi on jako stanowisko PE do Rady UE, czyli ministrów państw członkowskich, którzy mogą zdecydować o przekazaniu go Radzie Europejskiej – szefom państw i rządów. Według deklaracji prezydencji hiszpańskiej w UE raport będzie omówiony na posiedzeniu Rady ds. Ogólnych, czyli ministrów państw członkowskich 12 grudnia.

Jeśli ministrowie zwykłą większością głosów postanowią, że projekt może stać się podstawą do rozpoczęcia procedury traktatowej, mogą skierować go do Rady Europejskiej, czyli szefów państw i rządów. Pierwsza okazja do debaty nad raportem europosłów może mieć miejsce 14-15 grudnia podczas szczytu UE w Brukseli. I to wówczas ewentualnie premierzy i prezydenci mogą stwierdzić, że nadszedł moment traktatowy i należy zwołać Konwent do rozpoczęcia prac. Wątpliwe jednak, żeby tak się stało, ponieważ „27” czeka przede wszystkim na projekt reform, który opracowuje obecnie Komisja Europejska. Formalnie jednak Rada Europejska może zwykłą większością głosów podjąć decyzję o rozpatrzeniu proponowanych przez europosłów reform. Wówczas szef RE Charles Michel może zwołać konwent, w skład którego wchodzą przedstawiciele parlamentów narodowych, szefowie państw lub rządów oraz szefowie PE i KE. Kolejny krok to zwołanie Konferencji przedstawicieli rządów państw członkowskich, ale to może nastąpić dopiero, jeśli Konwent jednomyślnie uzna propozycje reform jako wystarczających do zwołania Konferencji. Ostatecznie wszystkie zmiany traktatowe muszą zostać zaakceptowane jednomyślnie przez państwa członkowskie oraz ratyfikowane.

Nie ma zgody wśród państw członkowskich

Raport PE został przyjęty zaledwie 17 głosami, co świadczy o tym, że nie ma zgody wśród państw członkowskich na takie propozycje. Przeciwko niemu głosowali zarówno europosłowie PO, których zobowiązał do tego lider ugrupowania Donald Tusk, jak i europosłowie PiS i Suwerennej Polski od początku sprzeciwiający się pomysłom Komisji Spraw Konstytucyjnych. Po głosowaniach europosłanka PiS, była premier Beata Szydło stwierdziła, że w dyskusji istotny będzie głos polskiego rządu i polskiego premiera. Zachęcała też lidera PO, żeby przekonał do sprzeciwu wobec projektu w przyszłości także niemieckich i francuskich europosłów Europejskiej Partii Ludowej, której do niedawna był szefem. Z kolei współprzewodniczący Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Ryszard Legutko ocenił, że tylko presja społeczeństw może wstrzymać głosy radykałów. Tym bardziej, że – jak ocenił europoseł PiS – raport PE może stać się podstawą do przekonywania i wywierania presji przez najbardziej prących do reform Niemców i Francuzów mniejszych państw, które na takich zmianach mogą wiele stracić.

Z kolei europoseł PO Jan Olbrycht przekonuje w rozmowie z nami, że choć projekt PE wymaga reakcji państw członkowskich, to nie oznacza jeszcze uruchomienia procedury traktatowej. Akcentuje w tym kontekście, że jest to stanowisko odchodzącego Parlamentu Europejskiego, które nosi znamiona niewiążącej rezolucji. Dyskusja o zmianach traktatowych ma się na dobre rozpocząć w przyszłym roku – podczas prezydencji belgijskiej w UE. Symbolicznie okres ten zakończą czerwcowe wybory, które wyłonią nowy skład Parlamentu Europejskiego.