Szczyt UE-Chiny

Do Pekinu osobiście wybrała się szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i szef Rady Europejskiej Charles Michel. Agenda była ambitna – odwodzić Chiny od wspierania Rosji i upomnieć się o bardziej zrównoważone relacje handlowe, w których UE notuje deficyt na poziomie prawie 400 mld euro. Od wybuchu pandemii ujemne saldo po stronie państw unijnych podwoiło się – ze 182 mld euro w 2020 r. do 395 mld euro w 2022 r. - Chiny są najważniejszym partnerem handlowym UE. Istnieją jednak wyraźne nierównoległości i różnice, którymi musimy się zająć – mówiła podczas czwartkowego spotkania z prezydentem Xi Jinpingiem szefowa Komisji. Chiny nie zareagowały właściwie na te słowa. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu rzecznik chińskiego MSZ pytany o deficyt handlowy stwierdził, że to UE ponosi odpowiedzialność za brak równowagi, bo zniechęca europejskie przedsiębiorstwa do eksportu do Państwa Środka. Istotnie część państw UE wycofuje się ze współpracy z Chinami jak Włochy, które pod kierunkiem Giorgi Meloni wystąpiły z inicjatywy Pasa i Szlaku, a część poszukuje innych rynków zbytu. Najbardziej łagodni w swoim podejściu do Pekinu są Niemcy, dla których to najważniejszy partner handlowy. Jednak nawet retoryka kanclerza Olafa Scholza może się nieco zaostrzyć, jeśli UE przybierze kurs kolizyjny w rozmowach z Xi.

Delikatne groźby

Reklama

UE jest bowiem naciskana przez Waszyngton do zastosowania protekcjonistycznych środków w rywalizacji z Chinami, w tym nakładania dodatkowych ceł. Bruksela na razie odpowiedziała jedynie rozpoczęciem postępowania w sprawie chińskich samochodów elektrycznych i postanowiła podczas szczytu przenieść ciężar rozmów na relacje rosyjsko-chińskie. Michel i von der Leyen wezwali Xi do zaprzestania wspierania Kremla, a konkretnie do przyjrzenia się 13 przedsiębiorstwom, które mają odpowiadać za dostawy do Rosji towarów podwójnego zaangażowania – objętych embargiem handlowym na mocy sankcji. Michel wprost zagroził, że jeśli Chiny nie interweniują i nie powstrzymają procederu omijania sankcji, to UE nałoży sankcje bezpośrednio na wspomniane 13 firm. Okazją do rozmów na ten temat miałby być już czwartkowy szczyt z udziałem szefów rządów i państw członkowskich. Według chińskiej państwowej agencji Xinhua na Xi groźby te nie zrobiły specjalnego wrażenia, a lider Państwa Środka wspomniał jedynie o potrzebie „konstruktywnego dialogu”.

Chińskie jastrzębie

Znacznie bardziej radykalnie zareagował natomiast premier Chin Li Qiang, który krytycznie odniósł się do „upolitycznienia” przez UE relacji handlowych. – Chiny mają nadzieję, że Europa będzie ostrożna we wprowadzaniu restrykcyjnej polityki handlowej i wykorzystywaniu środków handlowych – mówił szef chińskiego rządu.

Kontrastowało to z zapewnieniami Xi o świetlanej współpracy z UE i partnerstwie. Chiny rozegrały szczyt na zasadzie dobrego i złego policjanta – złym był rzecz jasna Qiang, dobrym – Xi. I to lider państwa uderzył w newralgiczne dla UE tony, podkreślając, że Chiny są skłonne traktować Unię jako priorytetowego partnera we współpracy technologicznej. Unia wciąż jest uzależniona od chińskich surowców krytycznych, które są niezbędne w procesie zielonej i cyfrowej transformacji. Zastępowanie dostaw z Państwa Środka jak na razie idzie na tyle wolno, że Europy zwyczajnie nie stać na zdystansowanie się i ochłodzenie relacji z Pekinem.

Bez konkluzji

UE w dniu szczytu próbowała jeszcze w dniu szczytu dodatkowo wywierać presję na Chiny po opublikowaniu dziś raportu Sheffield Hallam University na temat europejskich firm odzieżowych, które pozyskują materiały wytworzone w obozach pracy przymusowej w Chinach. Zgodnie z raportem wiele topowych europejskich marek odzieżowych może korzystać z przymusowej pracy Ujgurów – region zamieszkały przez nich wytwarza około 23 proc. światowych dostaw bawełny. W związku z tym odbyła się dyskusja podczas spotkania ministrów państw członkowskich o potencjalnym zakazie wprowadzania na unijny rynek wszystkich produktów wytworzonych w wyniku pracy przymusowej. Natomiast zarówno ta groźba, jak i wspomniane sankcje na chińskie spółki pomagające omijać sankcje, nie wzbudziły większego zaniepokojenia w Pekinie.

Von der Leyen po pierwszym od czterech lat szczycie z Chinami stwierdziła, że dyskusje były „intensywne” i została uzgodniona „lista różnych spraw, którymi chcemy szczegółowo zająć się w dialogu na wysokim szczeblu”. Co oznacza właściwie, że szczyt nie przyniósł jakichkolwiek zmian status quo we wzajemnych relacjach.