To miała być dobra wojna. A właściwie to była dobra wojna. W porównaniu z konfliktem w Iraku interwencja w Afganistanie przez lata była uznawana za uzasadnioną i sprawiedliwą. Po atakach z 11 września 2001 r. na pomoc Stanom Zjednoczonym solidarnie ruszyli sojusznicy, a Amerykanie i ich klasa polityczna byli zjednoczeni jak nigdy. Dwie dekady później wszystko się zmieniło.
Kiedy nad nowojorskim Manhattanem jeszcze unosił się dym z powalonych wież World Trade Center, mierzona przez Instytut Gallupa akceptacja obywateli dla działań prezydenta George’a W. Busha wystrzeliła do 90 proc. Rezolucja dająca głowie państwa szerokie uprawnienia do prowadzenia wojny z terrorem przeszła w Izbie Reprezentantów stosunkiem głosów 420 do 1. W Senacie nie sprzeciwił się nikt – za byli m.in. nowo wybrana senator z Nowego Jorku Hillary Clinton i doświadczony senator z Delaware Joe Biden.
Po tamtej jedności od dawna nie ma już śladu. Dziś mniej więcej połowa uważa, że interwencja w Afganistanie była błędem. Biden od początku swojej prezydentury parł do wycofania stamtąd amerykańskich wojsk bez względu na polityczne koszty. Od czasu ogłoszenia decyzji o zakończeniu misji regularnie powtarza, że Waszyngton wyciągnął z dwóch dekad konfliktu wnioski na przyszłość. Jakie?
Reklama
*Autor jest doktorem socjologii, doradcą politycznym i współautorem „Podkastu amerykańskiego”