W wywiadzie dla Grzegorza Osieckiego i Tomasza Żółciaka Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz wyjaśniła, że rządowy program dopłat do samochodów elektrycznych nie obejmuje pojazdów z wyższej półki cenowej. Dla przykładu zapewniła, że żadna Tesla się nań nie załapie.

Minister funduszy zmierzyła się z zarzutem, że najpierw rząd chce obciążyć ubogich właścicieli najtańszych, najstarszych pojazdów spalinowych dodatkowymi kosztami, a teraz jeszcze zamierza dopłacać bogaczom do ich elektryków. Sprostowała w odpowiedzi, że przy "dopłatach do elektryków" będą wprowadzone żelazne kryteria. W ich skład wejdzie przede wszystkim cena samego samochodu, ale też dochód potencjalnego nabywcy. Będą także zachęty finansowe, aby podejmować decyzję o zezłomowaniu najbardziej zanieczyszczających środowisko aut.

Pełczyńska-Nałęcz dodała też, że rządowe zachęty finansowe skierowane będą do prywatnych użytkowników pojazdów, nie do firm. "Unia przestawia się na transport elektryczny i nie możemy stać obok, musimy to jednak zrobić tak, by nie wywołać rewolucji i nie karać ludzi za jazdę samochodami spalinowymi, gdy nie stać ich na samochody elektryczne" - powiedziała.