Powrót pociągów do części miast powiatowych umożliwia spółce PKP Intercity 10-letnia umowa, która na początku roku została zawarta z resortem infrastruktury. Zakłada ona, że przewoźnik do 2030 r. dostanie z budżetu państwa ponad 21 mld zł dofinansowania. To pozwoli mu uruchomić sieć połączeń tzw. służby publicznej, czyli obsługujących np. dojazdy na studia czy do pracy.
Według danych ministerstwa infrastruktury przed pandemią pociągi PKP Intercity zatrzymywały się na 432 tzw. przystankach handlowych. Od nowego rozkładu jazdy, który wchodzi w życie w grudniu, ich liczba wzrośnie do 468. W dużej mierze wiąże się to z uruchomieniem nowych połączeń - czasem na długich i dość zaskakujących trasach. Tak jest choćby z pociągiem TLK „Biebrza”, który od czerwca tego roku łączy Warszawę z Trójmiastem, jadąc przez Podlasie i Mazury, m.in. przez Siemiatycze, Hajnówkę, Bielsk Podlaski, Białystok, Ełk, Giżycko, Olsztyn. Przejazd z Warszawy do Gdyni trwa prawie 12 godzin i trudno wyobrazić sobie, by ktoś wybrał się w podróż na takiej trasie. Skład umożliwia jednak podróże w innych relacjach, np. z południowej części Podlasia do Warszawy lub Trójmiasta. Po latach przerwy do pociągów dalekobieżnych mogą wsiąść mieszkańcy Hajnówki i Siemiatycz. Z kolei Siedlce zyskały bezpośrednie połączenie z Ełkiem. - Takie długie relacje mają sens, bo zapewniają bezpośredniość podróży. A podróżni lubią jeździć bez przesiadek, bo często mają z nimi złe doświadczenia. W Polsce różnie bywa z dobrym skomunikowaniem różnych pociągów - mówi Karol Trammer, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn”. Razem z „Biebrzą” spółka PKP Intercity uruchomiła nowe połączenie na krótszej trasie - TLK „Żubr” z Białegostoku przez Hajnówkę, Siemiatycze do Warszawy.