W 2004 r. Martin Roman, kiedy został prezesem największego koncernu energetycznego w naszej części Europy, był już menedżerem znanym w Czechach. Wcześniej był m.in. dyrektorem generalnym w Skoda Holding. Roman przeprowadził twardą restrukturyzację ze zwolnieniami grupowymi włącznie i dzięki wsparciu rządu znalazł dla spółki zagranicznego inwestora. Wcześniej, jeszcze jako dwudziestoparolatek, pracował w zarządach kilku firm. Odkryli go Niemcy z firmy Wolf Bergstrasse jeszcze podczas studiów. W niemieckim przedsiębiorstwie produkującym suche przekąski został szefem sprzedaży na cały kraj.

Pensja prezesa

Dziś Martin Roman to jeden z najbogatszych Czechów. Jego majątek szacowany jest na kilkaset milionów złotych. Nie można powiedzieć, że pieniądze spadły mu z nieba, jednak jego kariera różni się od biografii większości współczesnych bogaczy z naszej części Europy, którzy do dużych pieniędzy dochodzili, zakładając i rozwijając własne biznesy. Roman pieniędzy dorobił się dzięki pracy w koncernie CEZ, którego szefem jest nieprzerwanie od siedmiu lat. Według czeskich mediów zarabia nawet kilkanaście milionów złotych rocznie, a największą część majątku odłożył dzięki programowi motywacyjnemu dla menedżerów CEZ-u – akcje koncernu mógł kupić po niskiej cenie, a następnie sprzedać z nawet 10-krotnym zyskiem. Bo CEZ to ogromny koncern energetyczny, notowany m.in. na warszawskiej giełdzie. Roczne przychody giganta to blisko 32 mld zł.
W swoim kraju Roman ma jednak nie najlepszą opinię. Czeska prasa pisze, że dostał i utrzymuje posadę szefa CEZ-u dzięki poparciu polityków – koncern wciąż w większości należy do czeskiego państwa – a on politykom potrafi się odwdzięczyć. Jeździ z premierami na wakacje, a prywatna szkoła syna prezydenta Czech – Vaclava Klausa dostała od Romana pokaźną dotację.
Reklama

Komandosi CEZ

Jednak największą rysą na wizerunku prezesa CEZ-u była afera z energetycznym komando. Kilka lat temu, już za rządów Martina Romana, koncern utworzył specjalne jednostki, których zadaniem była walka ze złodziejami prądu.
Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt, że krewkich członków jednostek, szkolonych niemal jak komandosi, poniosła nieco fantazja i zbyt mocno przejęli się rolą. Ubrani na czarno jak antyterroryści, wyposażeni w noże, psy tropiące, a czasem w broń palną urządzali naloty na rodziny podejrzane o kradzież prądu o każdej porze dnia i nocy. Oskarżanych o nielegalny pobór prądu przesłuchiwano po kilka, a nawet kilkanaście godzin, by wymóc na nich przyznanie się do kradzieży i podpisanie specjalnych zobowiązań, na mocy których mieli płacić gigantyczne kwoty za kradzież elektryczności.
Czeska prasa pisała, że w wyniku przesłuchań ofiary bojówek CEZ-u doznały zaburzeń psychicznych, a jedna z nich popełniła samobójstwo. Dopiero fala krytyki, jaka przetoczyła się przez media, spowodowała, że CEZ przerwał akcje komandosów.
Wizerunek Romana i koncernu energetycznego ma ocieplić działalność charytatywna. CEZ jest w Czechach sponsorem niemal wszystkiego, a sam Martin Roman zadeklarował ostatnio, że większość swojego majątku chce oddać potrzebującym.
– Zgodziliśmy się z żoną, że z biegiem lat przekażemy większość pieniędzy na cele dobroczynne, gdyż jesteśmy pewni, iż żadne z naszych dzieci nie będzie szczęśliwe, że odziedziczy wielki majątek – powiedział Martin Roman tygodnikowi „Ekonom”.