Prezydent USA Donald Trump przybył w środę do Pekinu, gdzie spotyka się z prezydentem Xi Jinpingiem jako pierwszy zagraniczny przywódca od czasu zakończenia XIX krajowego zjazdu rządzącej krajem Komunistycznej Partii Chin. Komentatorzy podkreślają, że rywalizacja USA z wychodzącymi z cienia Chinami jest kluczowa dla przyszłego układu sił w Azji i na całym świecie.

O ile nikt nie ma wątpliwości, że rosnące wpływy komunistycznych Chin na świecie są wyzwaniem dla dominacji USA w odległych od Ameryki regionach, takich jak Azja Wschodnia, to chińscy i amerykańscy eksperci nie zgadzają się, jaka powinna być na to reakcja Waszyngtonu. Część analityków twierdzi, że Stany Zjednoczone powinny obrać bardziej rywalizacyjny kurs, by zapobiec utracie wpływów, a część – że powinny skończyć z zimnowojennym myśleniem i traktować Pekin po przyjacielsku.

"Jeśli Stany Zjednoczone mają utrzymać regionalne i globalne wpływy, przewagę wojskową i dobrobyt gospodarczy, amerykańscy przywódcy, zaczynając od obecnej administracji, będą musieli przyjąć bardziej rywalizacyjne podejście wobec Chin" - ocenili eksperci Daniel Kliman i Zack Cooper w artykule w amerykańskim piśmie "Foreign Policy". Ich zdaniem Chiny zagrażają już USA gospodarczo i są na drodze do zniwelowania różnicy dzielącej te kraje w zakresie potęgi militarnej.

To, czy Pekin będzie dla Waszyngtonu partnerem czy rywalem, "naprawdę zależy od tego, jak sobie tego życzą USA" - ocenił dla PAP Shou Huisheng, ekspert w zakresie polityki międzynarodowej z chińskiego think tanku Centrum dla Chin i Globalizacji (CCG). Dodał, że Chiny nie mają jeszcze jasno zdefiniowanej roli na świecie.

Reklama

"USA mogą traktować Chiny jako wroga, jeśli nie będą chciały uznać zmiany w status quo, w którym USA są jedynym supermocarstwem na świecie. Ale jeśli będą skłonne przyznać, że świat się zmienia, a rosnące Chiny mogą z nimi współpracować, by rozwiązać wiele problemów, których same nie są już w stanie rozwiązywać, wówczas Chiny mogą być partnerem" - ocenił Shou.

"Są w Chinach i w Ameryce ludzie, którzy uważają się wzajemnie za wrogów, ale w rzeczywistości chiński rząd nie uważa Ameryki za rywala od czasu wizyty prezydenta Richarda Nixona w 1972 roku" - wyjaśnił PAP Li Mingbo, ekspert w dziedzinie dyplomacji i stosunków międzynarodowych z Instytutu Polityki Publicznej Południowochińskiego (IPP) Uniwersytetu Technologii w Kantonie. "Jak powiedział prezydent Xi Jinping, Ocean Spokojny jest dość duży, by pomieścić zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone" - dodał Li.

Historyczna wizyta Nixona w Pekinie była początkiem normalizacji stosunków między dwoma zwaśnionymi dotąd krajami stojącymi po dwóch stronach żelaznej kurtyny.

Widoczne rozszerzanie wpływów międzynarodowych przez Chiny jest jednak źródłem napięć w dwustronnych relacjach. Sprzeciw USA wywołują np. budowane przez Pekin wbrew wyrokowi międzynarodowego trybunału sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim. Zdaniem Waszyngtonu mogą one posłużyć do ograniczenia swobody żeglugi na tym kluczowym dla globalnego handlu akwenie. Patrole amerykańskich okręt w tym rejonie wzbudziły z kolei sprzeciw Chińczyków.

Według specjalisty od azjatyckiej polityki międzynarodowej Briana Bridgesa z Uniwersytetu Lingnan w Hongkongu sprytny rozgrywający Xi zdaje sobie sprawę, że groźby użycia broni atomowej rzucane przez Koreę Północną skupiają uwagę USA i państw regionu na Azji Północno-Wschodniej, co umożliwia Chinom "powolne skradanie się" w regionie Azji Południowo-Wschodniej.

Oczywiste są też różnice ideologiczne między obu krajami. Od czasu objęcia władzy w 2012 roku prezydent Xi zaostrza kurs wobec społeczeństwa obywatelskiego i nasila cenzurę prasy, internetu oraz dyskursu akademickiego. Mianowany niedawno szef centralnego wydziału propagandy chińskiej partii Huang Kunming, uznawany za protegowanego Xi, pisał wcześniej w swoich artykułach publikowanych w propagandowej prasie m.in., że "współczesne środowisko międzynarodowe staje się coraz bardziej skomplikowane, podczas gdy wrogie siły Zachodu nasilają starania, by nas podzielić i zwesternizować".

Wszelako prezydent Trump podkreślał swoje "doskonałe relacje" z prezydentem Xi. "Bardzo go lubię i uważam go za przyjaciela, on uważa mnie za przyjaciela. Jego poglądy różnią się od moich w wielu kwestiach, ale są zbliżone w sprawach handlu" - mówił Trump w tym tygodniu w Tokio. Dodał, że to właśnie handel dwustronny jest "problemem, jaki mieliśmy z Chinami". Wspomniał o "olbrzymim deficycie", wynikającym jego zdaniem z "bardzo niesprawiedliwej sytuacji handlowej" utrzymującej się między tymi krajami od dziesięcioleci.

Negocjacje na temat zmniejszenia deficytu USA w handlu z Chinami będą, obok zagrożenia ze strony Korei Północnej, głównym tematem rozmów amerykańskiego prezydenta z jego chińskim odpowiednikiem w Pekinie. "Stany Zjednoczone podejmą bardzo silne działania" w sprawie nieuczciwego handlu - zapowiedział Trump i dodał, że "stanie się to bardzo niedługo".

Shou Huisheng z CCG ocenił, że zapowiadana przez Trumpa redukcja deficytu handlowego z Chinami, Japonią i Koreą Południową jest niemożliwa do uzyskania w krótkim czasie, czego dowodzą rozmowy handlowe między Pekinem a Waszyngtonem z lipca br. "To wynika w dużej mierze ze strukturalnych problemów gospodarki USA. Ale Trump chciałby zrzucić winę za ten problem na inne kraje" - wytknął ekspert.

Zdaniem Li Mingbo z IPP Waszyngton mógłby poprawić ujemne saldo poprzez rozluźnienie kontroli nad eksportem do Chin wysokich technologii o podwójnych zastosowaniach wojskowo-cywilnych. Zgodnie z obliczeniami Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie z 2013 roku zmniejszenie ograniczeń w eksporcie tego typu sprzętu do Chin do poziomu, jaki obowiązuje względem Francji, zredukowałoby deficyt handlu USA z azjatyckim krajem nawet o 33 proc., a do poziomu Brazylii – o 13 proc.

Jak zaznacza autor tego badania Li Bin, im bardziej Waszyngton uważa dany kraj za zagrożenie, tym większe stosuje wobec niego restrykcje w eksporcie produktów o zastosowaniach wojskowych. O ile w tego rodzaju handlu z sojusznikami USA nie ma ograniczeń, sprzedaż wysokich technologii Kubie czy Korei Północnej jest całkiem zabroniona.

"Kontrola eksportu wysokich technologii do Chin jest ze strony Białego Domu myśleniem zimnowojennym. Ale teraz, z prezydentem biznesmenem, wszystko jest biznesem. W czasie jego kadencji oba kraje mają szansę rozwiązać ten problem" - ocenił Li Mingbo.

Z Kantonu Andrzej Borowiak

>>> Czytaj także: Gospodarczy "efekt Trumpa". PKB przekracza 3 proc., bezrobocie najniższe od 17 lat