Geithner nie krył, że nowy rząd będzie naciskał na Chiny, aby “przyjęły bardziej agresywny pakiet” wspierający nie tylko własną gospodarkę. Jest to odejście od polityki poprzednika Busha, który choć podejrzewał Chińczyków, to nigdy nie użył tak ostrych sformułowań.

„To nie jest dobry sygnał“ dla stosunków obustronnych, uznał Charles Freeman z Centrum Studiów Strategicznych (CSIS), były główny negocjator handlowy USA z Chinami z ramienia Izby Reprezentantów.

Puszka Pandory

Wypowiedź Geithnera wzbudziła na nowo dyskusje w kołach rządzących Ameryką nad stosunkami handlowo-finansowymi z Pekinem. Może nawet odnowić dążenia wielu posłów, aby ukarać drugiego co do wielkości partnera handlowego Ameryk. i- To otwiera puszkę Pandory. Tymczasem my chcemy, by ich władze były bardziej skutecznie. Mają w końcu całą górę naszych rządowych papierów dłużnych – dodał.

Reklama

- To czego nie można załatwić na drodze dyplomatycznej, my możemy zrobić w ramach uprawnień legislacyjnych - podkreślił Charles Rangel w komisji Izby Reprezentantów, która zajmuje się przepisami handlowymi. „Nasza komisja od lat mówiła, że Chińczycy manipulują kursem juana”, przyznał w jednym z wywiadów.

Senacka Komisja Finansów stosunkiem 18:5 przegłosowała nominację Geithnera na funkcję sekretarza skarbu. Teraz musi ją jeszcze zatwierdzić Senat, który rozpocznie debatę 26 stycznia.

Milczenie Chińczyków

– Obama - wspierany wnioskami wielu ekonomistów - jest pewien, że Chiny manipulują walutą. Dlatego tak ważne jest, jak i kiedy zająć się tym problemem, aby uczynić więcej dobrego niż złego dla sprawy – powiedział. – Nie zapominamy o zintegrowanej strategii, jak osiągnąć równowagę kursową w obecnych, wcale nie łatwych, warunkach ekonomicznych – dodał.

Przedstawiciele władz chińskich odmówili oficjalnie skomentowania zarzutów, chociaż chińskie ministerstwa finansów i handlu odrzuciły oskarżenia Geithnera, podały Market News International, na których powołuje się Agencja Bloomberga.

Zapowiadają się "twarde relacje"

- Chińczycy powinni spodziewać się bardzo twardych, ale rzeczowych relacji z nową administracja – podkreśla Frank Gong, strateg od Chin w JPMorgan Chase. – Chiny będą naturalnym kozłem ofiarnym w razie kłopotów w USA - dodaje. Nie spodziewa się, aby Chiny zrewaluowały swoją walutę, ponieważ spadek ich eksportu wiąże się ze słabszym popytem na świecie, a nie cenami towarów.

- Chiny nie mogą zwiększyć eksportu czyniąc go tańszym, bo nie ma popytu – podkreśla. Dodaje, że rewaluacja może wywołać podobne ruchy w innych krajach Azji, a to tylko zwiększa ryzyko wojny handlowej. Chiny na koniec listopada posiadały papiery dłużne rządu USA za 682 mld dolarów i przeskoczyły już Japonię, jako największego ich depozytariusza.

Ucieczka w anonimowość

Przedstawiciele Chin “będą więcej niż anonimowi – nie chcą bowiem być słyszani na zewnątrz - i nie lubią, gdy różne kraje krytykują ich wprost, jak kierują swoją gospodarką - mówi Nicholas Lardy, ekonomista specjalizujący się tematyce chińskiej w Peterson Institute for International Economics w Waszyngtonie.

Sukcesy juana denerwują

Naciski kongresmanów na chińską politykę kursową zaczęły się już w 2007 i trwały do połowy 2008 r., gdy władze chińskie pozwoliły juanowi na przyspieszony wzrost kursu, a co wiązało się z obawami o słabnącego błyskawicznie dolara. Te trendy odwróciły się w połowie ub. roku, gdy zaczął rosnąć popyt na dolara jako waluty, w której udziela się kredytów, a Chińczycy nieco osłabili juana.

W piątek juan zanotował największy dzienny spadek, tracąc 0,2 proc. na wartości, a jego kurs w Szanghaju sięgał 6,84 juana za dolara. W lipcu wynosił nawet 6,80 juana za dolara. Chińska waluta umacniała się przez 18 kolejnych miesięcy, startując z poziomu 8 juanów za dolara.

Należy dodać, że oficjalne użycie pojęcia “manipulacja” rodzi w Stanach Zjednoczonych określone skutki prawne. Dlatego administracja Busha unikała takich sformułowań jak ognia. Resort skarbu w takiej sytuacji musi raportować Kongresowi, które kraje używają waluty do uzyskiwania „nie fair” przewagi w stosunkach handlowych, aby potem móc ewentualnie uchwalić przeciwko nim sankcje.

Gra nie fair

Na razie określenie Chin jako “manipulatora walutowego” może mieć niewielki efekt. Ustawa z 1988 r. wzywa tylko do przeprowadzenia rozmów ostrzegawczych z takimi państwem w celu „wyeliminowania zysków nie fair”. Ostatnim krajem, z którym przeprowadzono rozmowy były właśnie Chiny. Uczyniono to w 1994 r.

Upłynęło jednak sporo czasu, a same Chiny zamieniły się w trzecią potęgę gospodarczą świata. Jeszcze gdy ministrem skarbu był Henry Paulson, niektórzy producenci amerykańscy lobbowali za uznaniem Chin za „manipulatora”. Odrzucał konsekwentnie zarzuty, argumentując, że trwają amerykańsko-chińskie rokowania i oskarżenia mogą im zaszkodzić.

Teraz nastały rządy Geithnera. W latach 1998-2001 kierował on departamentem spraw zagranicznych w resorcie skarbu. I to na jego biurku lądowały różne raporty dotyczące wymiany z zagranica, łącznie z opiniami o „manipulatorach”. Dlatego przyznał szczerze w Komisji Finansów Senatu, że jego ministerstwo nadal „będzie zajmować się opartymi na faktach takimi przypadkami, gdyż kursy wymiany są kluczowym składnikiem zdrowego i trwałego wzrostu”, jak podkreślił.

Wielki amerykański biznes jednak ostrzega - nie karać ale wciągać w światowa gospodarkę

Jednakże U.S. China Business Council, która skupia największych eksporterów, jak Caterpillar, Cargill i Ford Motor, wezwała władze do wycofania się z sankcji wobec Chin na drodze ustawodawczej (poprzez Kongres USA). Rada uważa, że powinna być kontynuowana polityka administracji Busha, dążąca do szerszego zaangażowania drugiego partnera handlowego Stanów w odbudowę gospodarki światowej, a nie karania czy konfliktowania.

„Myślenie wyłącznie o chińskiej walucie jest odpychające” - napisała Rada w raporcie z 14 stycznia. „Kurs chińskiej waluty nie jest decydującym czynnikiem w obustronnym bilansie handlowym, jak wielu sądzi”- podkreślono.

Trudno przypuszczać, aby w tej sytuacji ekipa Obamy dopuściła do ostrego starcia z Chinami. Chociaż nigdy nie wiadomo, bo min. Geithner to ostry facet, który lubi doprowadzać sprawy do końca.