MARCIN JAWORSKI
Po wynikach I półrocza widać, że wskaźniki rentowności w dwóch podstawowych grupach ubezpieczeń komunikacyjnych i mienia są na najniższych od kilkunastu miesięcy poziomach. Czy nie budzi to niepokoju nadzoru?
DAGMARA WIECZOREK-BARTCZAK*
Sytuacja w sektorze jest stabilna. Pogorszenie wskaźników rentowności jest efektem zbiegu wyższych wypłat, m.in. z tytułu szkód żywiołowych z przełomu czerwca i lipca oraz kosztów działalności ubezpieczeniowej. Zauważalne jest jednakże obniżenie przychodów ze składek z ubezpieczeń mienia w II kwartale tego roku w stosunku do poziomu z I kwartału, co można było zaobserwować w każdym roku. W związku z sytuacją gospodarczą oszczędzają i firmy, i osoby indywidualne, mniej jest też samochodów do ubezpieczenia. A konkurencja jest ostra, stąd spadek przychodów ze składek. Spodziewam się, że w tej sytuacji ubezpieczyciele będą analizowali wysokość składek na przyszły rok i niewykluczone, że niektórzy zdecydują się na podwyżki.
Reklama
Czy dotyczy to zarówno ubezpieczeń mienia, jak i komunikacyjnych?
Obu grup, aczkolwiek nie mamy jeszcze sygnałów, że towarzystwa decydują się na wzrost składek w skali całego portfela ubezpieczeń, np. o 10 czy 20 proc. Z reguły zmiany w ubezpieczeniach komunikacyjnych dotyczą taryf dla poszczególnych segmentów portfela, np. grup pojazdów lub klientów. Tego typu informacje otrzymujemy nawet kilka razy w miesiącu, w tym również od ubezpieczycieli direct.
Czyli w półrocznym raporcie dotyczącym wskaźników wypłacalności towarzystw nie znajdziemy informacji o jakichś nowych operatorach, którzy mają problem z ich utrzymaniem na właściwym poziomie?
Raport opublikujemy po tym, jak zapoznają się z nim członkowie Komisji. Ogólnie można stwierdzić, że ubezpieczyciele poprawili swoje wskaźniki bezpieczeństwa i jeśli tylko wszelkie procedury formalne zostaną dopełnione, to na koniec października nie będzie już żadnego towarzystwa, które ma wskaźniki wypłacalności poniżej wymaganego poziomu.
Analizujemy też realizację planów finansowych i można stwierdzić, że sytuacja w sektorze nie odbiega od przyjętych przez towarzystwa założeń. Poprawiła się np. rentowność ubezpieczycieli na życie. Widać, że posłużyło im odejście od mało rentownych ubezpieczeń inwestycyjnych.
Dodatkowo niska atrakcyjność produktów inwestycyjnych dla towarzystw związana jest z obowiązującymi regulacjami, które każą utrzymywać przy sprzedaży polisolokat czy polis strukturyzowanych obarczonych minimalnym ryzykiem ubezpieczeniowym taki bufor kapitałowy jak dla zwykłych polis na życie.
Czy jest szansa to zmienić?
Przygotowujemy we współpracy z Ministerstwem Finansów projekt zmian, który pozwalałby na zaliczanie tego typu umów do tej samej grupy ubezpieczeń co ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Pozwoli to na dopasowanie wymogów dotyczących posiadanych kapitałów na zabezpieczenie tego typu umów do faktycznego ryzyka wiążącego się z ich oferowaniem.
Czy to znaczy, że takie umowy będą mogły dawać wyższe zyski klientom?
Teoretycznie to możliwe, bo koszty zaangażowania kapitału w sprzedaż takich polis będą niższe. W praktyce nie spodziewałabym się tego.
Z drugiej strony coraz głośniej o tym, że nadzorowi nie podoba się nadmierna koncentracja w sprzedaży polis inwestycyjnych za pośrednictwem jednego banku. Czy nie widzicie problemu w tym, że niektóre towarzystwa, które mają w grupie bank, cały czas prowadzą taką sprzedaż, podczas gdy towarzystwa niemające w grupie banku wycofały się z tego ze względu na ryzyko koncentracji?
Najważniejsza jest przemyślana polityka lokacyjna i należyty bufor kapitałowy. Sytuację monitorujemy cały czas, bo w przypadku produktów strukturyzowanych wydajemy zgody na to, żeby aktywa pozyskane w ramach emisji takiego produktu mogły zostać zaliczone na pokrycie rezerw techniczno-ubezpieczeniowych. Badamy przy tym ryzyko koncentracji i w zależności od ratingu emitenta lub banku – po przekroczeniu 3 lub 5 proc. sumy bilansowej towarzystwo musi posiadać odpowiedni bufor kapitałowy. Analogiczne wymogi dotyczące dodatkowych kapitałów stosujemy do oceny koncentracji lokat w depozytach bankowych. Niewykluczone, że te wymogi będą jeszcze ostrzejsze, bo w ramach CEIOPS (Komitetu Europejskich Nadzorów Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych) rozważane jest zmniejszenie dopuszczalnego zaangażowania we współpracę z jedną instytucją do 1–2 proc. sumy bilansowej. Im gorszy rating banku, tym niższy limit zaangażowania i wyższy bufor kapitałowy.
Czy waszych zastrzeżeń nie budzą promocje polegające na udzielaniu 25-, 50-proc. zniżek na ubezpieczenia, w ramach promocji usług banku będącego w grupie z ubezpieczycielem?
Jesteśmy w stanie wyłowić takie zjawisko i przeprowadzić postępowanie. Jeśli uznamy, że polisy są sprzedawane zbyt tanio, możemy wymusić dostosowanie taryfy do prawa, które wymaga adekwatności składki do ryzyka i kosztów. Obecnie prowadzimy kilka postępowań w związku z nieadekwatnością składki.
*Dagmara Wieczorek-Bartczak
we wrześniu została dyrektorem zarządzającym nowego pionu nadzoru ubezpieczeniowo-emerytalnego