Jak powiedział dziennikarzom zarządca kompensacji Roman Nojszewski, spółka z.o.o Crist z Gdańska wylicytowała rejon prefabrykacji kadłubów za prawie 38,5 mln zł. Natomiast spółka z.o.o Rubo za prawie 8,5 mln zł kupiła udziały w spółce Euro-Rusztowania, należącej do grupy Stoczni Gdynia.

Crist z Gdańska to prywatna stocznia istniejąca od 19 lat i oferująca usługi w zakresie konserwacji, naprawy i budowy statków. Natomiast spółka Rubo z Rumi k. Gdyni działa na rynku od 18 lat; zajmuje się projektowaniem, produkcją, sprzedażą i dzierżawą m.in. systemów rusztowań, barierek zabezpieczających i hal namiotowych.

Mimo wpłaconego wadium nie odbyła się aukcja na rejon montażu statków, czyli tzw. duży suchy dok o wartości 90 mln zł.

Reklama

Pełnomocnik zarządcy kompensacji Zygmunt Faruga powiedział dziennikarzom w Gdyni, że "dok będzie wykorzystywany, bo są oferty z trójmiejskich stoczni na dzierżawę tej części zakładu". Zapowiedział, że "zostanie rozpisany konkurs ofertowy na duży dok". Dodał, że zgodnie z procedurą kompensacyjną "prezes Agencji Rozwoju Przemysłu musi teraz podjąć decyzje dotyczące dalszego postępowania w sprawie niesprzedanego majątku stoczni".

Nojszewski nazwał sukcesem środowe aukcje, bo pomimo trudnej sytuacji gospodarczej zgłosili się chętni do zakupu majątku stoczni. Poinformował, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży aktywów zakładu będą przeznaczone na spłatę wierzycieli. Powiedział, że podczas trzech prób sprzedaży majątku stoczni w Gdyni (w maju, listopadzie i w grudniu) udało się zbyć aktywa zakładu o wartości 173 mln zł. Wartość majątku stoczni oszacowano na około 300 mln zł.

Przewodniczący stoczniowej Solidarności Dariusz Adamski powiedział dziennikarzom, że "wyniki aukcji to zła wiadomość dla byłych stoczniowców". Jego zdaniem, "nadzieja na miejsca pracy będzie wówczas, gdy duży dok zostanie wydzierżawiony przez tę samą firmę, która wylicytowała rejon prefabrykacji kadłubów".

Minister skarbu Aleksander Grad powiedział, że jest "umiarkowanie" zadowolony ze środowej licytacji w sprawie sprzedaży części majątku stoczni Gdynia. "Nie udało się sprzedać dużego doku. Jest szansa, że jeszcze w najbliższej przyszłości ten dok może znaleźć nabywcę. Zainteresowanie tą częścią majątku stoczni Gdynia było ze strony inwestorów. Wpłacili oni wadia, ale nie przystąpili ostatecznie do licytacji. Być może to były dla nich za duże obciążenia finansowe na ten moment. Ale warto w Gdyni podjąć jeszcze próbę w tej sprawie" - podkreślił w rozmowie z PAP szef resortu skarbu.

"W najbliższym czasie zastanowimy się, jak długo kontynuować ten proces (sprzedaży majątku stoczni w drodze aukcji - PAP) w oparciu o specustawę stoczniową, a w którym momencie go zamknąć. To będą decyzje, które podejmiemy w ciągu najbliższych dni" - zaznaczył. "Zauważam jedną ważną prawidłowość. Tam, gdzie jest dobry klimat dla inwestorów, gdzie odpowiedzialnie zachowują się związki zawodowe, tam chętniej pojawiają się inwestorzy. Dobrym przykładem jest majątek stoczni Gdynia, gdzie zainteresowanie inwestorów jest duże. W każdej procedurze (w kolejnych aukcjach - PAP) pojawiają się inwestorzy, którzy kupują bardzo poważne aktywa z poważnym zamiarem prowadzenia tam działalności gospodarczej" - podkreślił minister skarbu.

Ocenił, że większy problem dotyczy części majątku stoczni Szczecin. "Tutaj nie było zainteresowania tym procesem. To jest chyba dobra lekcja dla tych, którzy uważali, że była kiedykolwiek wielka kolejka kupujących stocznie. Nie było wielkiego zainteresowania ani rok temu, ani dwa lata temu, ani nie ma dziś. Warto sobie zadać pytanie, dlaczego inwestorzy pojawiają się w Gdyni, a w Szczecinie nie" - powiedział minister skarbu.