Zajka nazwał postawę Mińska "echem starego mitu o tym, że Białoruś może żyć z tranzytu". Ekspert podkreślił przy tym, że zysk z tranzytu energii elektrycznej, na który liczy Białoruś, to kwoty o wiele mniejsze niż w przypadku ropy naftowej.

>>> Czytaj też: Nie ma zakłóceń w dostawach rosyjskiej ropy na Białoruś

We wtorek przedstawiciele białoruskiego państwowego koncernu Biełenergo oraz rosyjskiego Inter RAO spotkali się w Mińsku, by przedyskutować warunki transportu rosyjskiej energii elektrycznej przez Białoruś do obwodu kalinigradzkiego. 5 stycznia strona białoruska zagroziła przerwaniem dostaw z powodu nieuzgodnienia warunków tranzytu.

Moskwa i Mińsk nie zdołały się w zeszłym roku porozumieć w sprawie warunków eksportu oraz tranzytu rosyjskiej elektryczności. Mimo to, jak podaje we wtorek Radio Swaboda, Białoruś nadal przekazuje ją do enklawy kaliningradzkiej, na Litwę i Łotwę.

Reklama

>>> Czytaj też: Mińsk kontra Moskwa: decydujące starcie o gaz i ropę

W poniedziałek wieczorem przedstawiciel Inter RAO powiadomił, że Białoruś zażądała od Rosji 5,5 razy wyższych opłat za tranzyt energii elektrycznej. Strona rosyjska - informuje Radio Swaboda - zgadza się tylko na nieznaczne ich zwiększenie. Obwód kaliningradzki w około 70 proc. samodzielnie zaspokaja swoje potrzeby energetyczne. Dostawy energii z głębi terytorium Rosji idą tranzytem przez Białoruś, a potem Litwę. Według danych ministerstwa gospodarki w Kaliningradzie ten tranzyt w 2008 roku stanowił 1,14 mld kilowatogodzin.

>>> Czytaj też: Łukaszenka podpisał dokumenty o unii celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu