W tym miesiącu Urząd Komunikacji Elektronicznej ma ogłosić przetarg na częstotliwości 2,6 GHz umożliwiającej oferowanie usług w technologii LTE (Long Term Evolution), która ma być następcą 3G i umożliwić operatorom komórkowym oferowanie przepływności mobilnego Internetu na poziomie 100 Mbit/s. Sami operatorzy wypowiadają się jednak z rezerwą o możliwościach nowej technologii. Bo choć są zainteresowani częstotliwościami 2,6 GHz (bo to dobro rzadkie), to według nich ich pozyskanie nie pozwoli im specjalnie poprawić pozycji rynkowej. Tak wynika przynajmniej z ich wypowiedzi podczas debaty jaka została zorganizowana w redakcji Dziennika Gazety Prawnej.

- Z punktu widzenia operatora na dzień dzisiejszy trudno znaleźć nowe usługi, które przy okazji wprowadzenia tej technologii można byłoby zaoferować klientom końcowym i generować dodatkowe przychody – uważa Wojciech Muszyński, dyr. departamentu strategii w Polkomtelu.

Maciej Zengel, dyrektor ds. projektów korporacyjnych z Telekomunikacji Polskiej przypomniał, że do 2023 roku operatorzy będą jeszcze spłacać opłaty koncesyjne za UMTS, co czyni ich bardziej ostrożnymi w przypadku planowanego przetargu. – Z naszego punktu widzenia obecnie lepiej koncentrować się na technologii UMTS, która się rozwija i umożliwia oferowanie prędkości 21 Mbit/s czy 42 Mbit/s i tak naprawdę LTE na dziś niewiele te parametry może poprawić – podkreśla Maciej Zengel.
- Nie postrzegam LTE jako technologii, która może dokonać przełomu. W dodatku nie jest pewne, na ile i w jakiej cenie będą dostępne terminale dla klientów obsługujące tę technologię, a które operatorzy musieliby subsydiować – stwierdził Jacek Niewęgłowski z zarządu Playa.

Przedstawiciele operatorów zgodnie twierdzili, że częstotliwości 2,6 GHz można wykorzystywać przede wszystkim w dużych miastach , a akurat tam jest duża konkurencja na rynku usług internetowych i trudno liczyć na kokosy. Dlatego też - jak twierdzą - dzisiaj o wiele atrakcyjniejsze dla nich byłyby częstotliwości z dywidendy cyfrowej w paśmie 800 MHz, ponieważ one umożliwiłyby oferowanie usług na terenach o mniejszej gęstości zaludnienia, gdzie nikt jeszcze Internetu nie oferuje lub konkurencja jest znacznie mniejsza.

Reklama

Potwierdzeniem tego mogą być wyniki niedawno rozstrzygniętego przetargu w Niemczech, gdzie na aukcji wystawione były częstotliwości 800 MHz, 1,8 GHz, 2 GHz i 2,6 GHz dla sieci LTE. W sumie zapłacono za nie 4,4 mld euro, ale najwięcej kosztowały startujących właśnie bloki w paśmie 800 MHz.

Nie znaczy to jednak, że sam przetarg nie budzi emocji. Tym bardziej, że UKE po raz pierwszy w przetargu na częstotliwości zastosuje mechanizm aukcji i operatorzy będą mogli przebijać swe oferty. Nie wszystkim graczom to się podoba, ale jak podczas debaty mówił Wiktor Sęga, dyrektor departamentu zarządzania zasobami częstotliwości w UKE, regulator z tego akurat rozwiązania się nie wycofa. Najprawdopodobniej jednak zrezygnuje z krytykowanego pomysłu, by w paśmie 2,6 GHZ rozdzielić tylko dwa dupleksowe bloki po 35 MHz. Operatorzy i izby branżowe postulowali by dokonać innego podziału - 3x 20 MHz + 1x 10 MHz lub 2x 20 MHz + 2x 15 MHz.

- Zapewne postulaty zainteresowanych zostaną w jakimś stopniu w tym zakresie uwzględnione, ale decyzje ostatecznie podejmie prezes UKE – mówił Wiktor Sęga.
Innym krytykowanym przez operatorów punktem był zapis w planowanym przetargu, że dodatkowo punkty dostawać będą za deklarację objęcia połowy populacji kraju dostępem do usług oferowanych w tym paśmie w określonym z góry terminie. – To byłoby bardzo trudne do wykonania i zapewne ten zapis zostanie zmieniony w warunkach przetargu, choć dziś nie wiem czy prezes UKE zgodzi się na całkowite usuniecie tego wymogu, czy będzie to znaczne ograniczenie tego obszaru – zapowiada Wiktor Sęga.

Operatorzy twierdzą też, że konkurs na częstotliwości 2,6 GHz w polskich warunkach rozpisany jest za wcześnie. – My uważamy, że na taki przetarg jest za wcześnie, bo mamy jeszcze potencjał rozwojowy w technologii UMTS – podkreślał Cezary Albrecht, dyrektor będą musieli przeznaczyć na zdobycie nowych częstotliwości – dodaje.
- Trzeba też pamiętać, że pieniądze musimy wyłożyć w tym roku, a realnie LTE będzie można w Polsce rozwijać w 2013-2014 roku. Zatem wygląda to trochę jak kupowanie kota w worku – mówił Maciej Zengel.

Wiktor Sęga wyjaśnił, że w tej kwestii regulator rynku nie ma specjalnego wyboru, bo do przeprowadzenie przetargu na LTE zobowiązała go Komisja Europejska. – I tak już mamy małe opóźnienie – stwierdził Wiktor Sęga. Dodał jednak, że UKE rozumie obawy operatorów i najprawdopodobniej wydłuży czas jej implementacji. – Wiele wskazuje na to, że na wdrożenie tej technologii operatorzy w Polsce dostaną czas do 2013 roku – stwierdził Sęga.

- Mimo wszystko technologia LTE stwarza pewne możliwości w zakresie oferowania szybkiego internetu przez operatorów komórkowych i bycia bardziej konkurencyjnym wobec technologii światłowodowych. Na pewno jednak nie przyniesie ona rewolucji, ale będzie zmieniać rynek mobilnego Internetu ewolucyjnie – uważa Wojciech Hałka, dyrektor Instytutu Łączności.

Według Wiktora Sęgi częstotliwości 2,6 GHz zostaną ostatecznie w Polsce rozdysponowane do końca tego roku.

Debata „Nadchodzi era 4G - kiedy technologia LTE będzie dostępna w Polsce i jak to zmieni rynek komórkowy” odbyła się w redakcji Dziennika Gazety Prawnej w dniu 7 czerwca 2010 roku. Prowadził ją Marcin Piasecki, zastępca redaktora naczelnego DGP.