Trudno zaprzeczyć twierdzeniu, że większość towarów w miarę upływu czasu traci na wartości. Spodnie się przecierają, a bateria do laptopa trzyma energię coraz krócej. Są jednak i takie dobra, które zachowują się odwrotnie: im są starsze, tym cenniejsze (wino, obrazy) albo przynajmniej nie spadają poniżej pewnej wartości (nieruchomości czy złoto). Zdecydowanie najrzadziej mamy do czynienia z produktami, których wartość jest jak bumerang: najpierw jest wysoka, potem spada do zera, by powrócić triumfalnie w najmniej oczekiwanym momencie.

>>> czytaj też: Czy rozmiar ma znaczenie? Im krótszy członek, tym szybszy wzrost PKB

Żeby polecieć, bumerang potrzebuje wyjątkowych okoliczności. Na przykład wielkiej wojny lub geopolitycznego tąpnięcia. Tak było np. z obligacjami emitowanymi przez większą część lat 30. przez Trzecią Rzeszę. Jak pokazał kilka lat temu w książce „Państwo Hitlera” niemiecki historyk Goetz Aly, naziści napędzali swój wówczas wzrost gospodarczy głównie wysoko oprocentowanymi kredytami zagranicznymi. Podstęp Adolfa Hitlera polegał na tym, że pożyczał najwięcej od banków z tych krajów (m.in. Francji), które zamierzał podbić. Kiedy militarystyczne zamiary Niemiec stały się oczywiste, rynki przestały pożyczać nazistom. Oznaczało to jednak, że wartość trzymanych przez nich bonów skarbowych Berlina stała się równa zeru. Wierzyciele, którzy nie pozbyli się makulatury, zostali wynagrodzeni. Po kapitulacji Rzeszy alianci wymusili na rządzie Niemiec Zachodnich spłatę zaległych długów. Ostatnia transza hitlerowskich papierów została spłacona dopiero w 1991 r,. już po zjednoczeniu.

>>> Polecamy: Największe lotniska świata - krwiobieg globalnej gospodarki

Reklama
W czasach pokoju lot bumerangu zależy od nieoczekiwanych przesunięć w gustach konsumentów. Może to być związane z pojawieniem się nowej informacji. Tak było z lekiem o nazwie talidomid. Opatentowany w Niemczech medykament robił od połowy lat 50. niesamowitą karierę: ciężarne kobiety traktowały go jako środek nasenny i przeciwbólowy. Dopiero w 1961 r. lekarz Widukind Lenz dowiódł, że lek prowadzi do poważnych uszkodzeń płodu. Talidomid został zakazany, lecz poczynionych szkód nie udało się już naprawić. Medyczny patent pozostawał bezwartościowy przez następnych 40 lat. W 2001 r. produkcja talidomidu ruszyła jednak na nowo. Odkryto bowiem, że jest bardzo pomocny w leczeniu AIDS i raka prostaty.
Co bardziej przewrotni ekonomiści twierdzą, że cenowych bumerangów nie trzeba szukać bardzo daleko. Całkiem słusznie wskazują na to, że najlepszym przykładem cenowego bumeranga jest... jedzenie. Za świeżą i zdrową żywność jesteśmy skłonni zapłacić przyzwoitą sumę. Wystarczy jednak, by data przydatności do spożycia towaru stała się bliska wygaśnięcia, a jego cena zbliża się do zera. Mało tego, musimy nawet zapłacić, by ktoś się go za nas pozbył. Wystarczy jednak spojrzeć na dalszą część tego specyficznego łańcucha, by dostrzec, że już kompost, który powstaje z resztek, bynajmniej darmowy już nie jest.
Od niedawna można do listy bumerangów oficjalnie dopisać produkt polityczny o nazwie... Leszek Miller. Jeszcze dziesięć lat temu był on najcenniejszą marką polityczną w Polsce (jego SLD pewnie pokonało wówczas konkurentów w wyborach do Sejmu). Po czterech latach rządów wartość Millera (przynajmniej dla własnej partii) spadła do zera. Stracił fotel szefa Sojuszu, potem stanowisko premiera, a na koniec nie było dla niego nawet miejsca na listach wyborczych. Tydzień temu konwencja krajowa SLD wybrała Millera na nowego przewodniczącego – zdobył ponad sześć razy więcej głosów niż najpoważniejszy kontrkandydat. Wyrażony w ten sposób popyt delegatów wiele mówi o wysokiej wartości, jaką dla SLD ma dziś Miller. W tym wypadku tajemnica sukcesu tkwi chyba w mieszance zmienionych okoliczności na polskiej lewicy i wyjątkowo trwałego materiału, z którego ten akurat bumerang został wykonany.