W muzeum Prado w Madrycie odkryto drugą Mona Lisę – wisiała spokojnie w magazynie. „Jak myślisz, co to jest?” zapytał jakiś hiszpański kurator. „Oczyśćmy to i sprawdźmy. Caramba! To druga Mona Lisa.” Namalowana przez jednego z pupilów Leonarda da Vinci, być może jego kochanka.

To był dobry rok dla Leonarda. Jego wystawa w National Gallery w Londynie przyciągnęła tłumy, które wiły się w kolejce wokół Trafalgar Square. Była chwalona jako najwspanialsza, jaką ktokolwiek pamiętał, a czarny rynek biletów kwitł. Przypomniała nam o tym, o czym w naszym zobojętnieniu zapominamy: jakim poruszającym artystą był da Vinci.

>>> Czytaj też: Zobacz, jaki udział w gospodarce mają artyści i ludzie kultury

Jednak geniusz i niezrównane piękno jego prac przypomina nam też o czymś, o czym jako kontynent zapomnieliśmy, targani konwulsjami kryzysu i doświadczający jego marnych konsekwencji: jeśli coś robimy dobrze, to robimy to lepiej niż ktokolwiek inny. Jednak Europa przeżywa teraz ogromny kryzys wiary w siebie. I to nie tylko wiary w nasze banki i finanse publiczne, ale też w naszą politykę i szkielet społeczny.

Reklama

We Francji zbliżają się wybory, które nawet jak na ich standard braku zaangażowania, są wyborem pomiędzy nieatrakcyjnym, a nieciekawym. Wielka Brytania rozpruwa swoje własne szwy. Irlandia, Portugalia, Hiszpania, Włochy i biedna, pogrążona w mroku Grecja ześlizgują się w otchłań gospodarki, w której mogą tylko jęczeć i próbować przetrwać. Nowe demokracje Europy wschodniej zwracają się do silnych mężów i ksenofobii. Angela Merkel miała być naszą Mary Poppins, ale na razie uchodzi raczej za czarny charakter.

Europa jako Costa Concordia

Te trudne czasy nadwyrężają szkielet kontynentu. Wrak włoskiego statku dryfujący na Morzu Tyrreńskim jest oczywistą alegorią. Europa jest rozdrażniona i niecierpliwa. W przerażeniu i szukając oczyszczenia, przerzuca z miejsca na miejsce ciężar winy. Bankowcy ze wstydem obnażani są ze swoich premii i tytułów szlacheckich.

Wprawdzie na ulicach nie stoją jeszcze szubienice, ale kontynent ma najniższe morale i największy deficyt samooceny od czasów zimnej wojny. I nie chodzi tylko o brak pieniędzy i bezrobocie – chodzi o rozczarowanie, smutek i poczucie straty.

>>> Czytaj też: Europa biednieje. Jedna czwarta ludności zagrożona ubóstwem

A wszystko szło tak dobrze. Od zburzenia muru berlińskiego wszystko krok po małym kroczku szło ku lepszemu – zdobywaliśmy powoli idealną równowagę pomiędzy rynkiem a społeczeństwem, rozsądkiem a prawem, dyscypliną a pobłażliwością. Przynajmniej tak nam się wydawało. Moglibyśmy wszyscy razem być Włochami i Niemcami, Węgrami i Duńczykami.

To poczucie jedności dziś zanika. Zastępuje je wielka parada litości, a jednocześnie nie umknął nam rażący brak współczucia ze strony pozostałych sześciu kontynentów. Świat wystarczająco długo wysłuchiwał pouczeń, pobłażliwości i kpin ze strony Europy, z jej wywyższaniem się, manierami, protokołem dyplomatycznym i śmierdzącymi serami. Dawka finansowych bolączek nie mogła się przytrafić bardziej pyszałkowatemu społeczeństwu.

Co w takiej sytuacji robić? Europa musi odwiedzić swoje galerie, muzea, teatry i sale koncertowe. Musi wstać i popatrzeć na swoje niedoścignione osiągnięcia, które są efektem strumieni inspiracji, która zjednoczyła ten kawałek świata na długo przed traktatem rzymskim i NATO.

Dyscyplina, kunszt, szyk

Te rzeczy nie umarły. Są dziedzictwem lub archeologią miejsca, które nigdy nie wróci. Wspólna kultura Europy jest jej najważniejszym bogactwem, wartym więcej niż ropa czy gaz. Więcej niż hektary czarnoziemu i lasów, więcej niż tania siła robocza i centralnie planowana gospodarka, więcej niż wszystkie te strzeliste wykresy pieniędzy. Kultura nie bierze się znikąd i nie odchodzi w nicość. Nie jest ani rosą na trawie, ani dekoracją, ani luksusem. Jest efektem osadzania się kolejnych pokoleń perfekcji, dyscypliny, kunsztu i szyku. To intelektualna kopalnia, która wytwarza coś, co reszta świata prawdziwie ceni.

Gospodarki i kraje rozwijające się pragną rdzennie europejskich pomysłów i ich owoców, które mają za sobą 2 tysiące lat stażu. Najważniejsze osiągnięcia, najjaśniejsze momenty cywilizacji w dowolnej dziedzinie pochodzą właśnie z tego skrawka ziemi pomiędzy Arktyką, Afryką, Bosforem i Atlantykiem. Świat dąży do tego, co europejskie – do jej dolce vita, jej craic, jej gusto, jej charmu, gemuetlichkeitu i sangfroid. To wszystko może brzmi jak arogancja i przechwałki, ale Europie przydałby się w tej chwili zastrzyk dumy. Wkładamy tyle energii i zmartwienia w spoglądanie na to, co utraciliśmy, że zapominamy o tym, co mamy.

ikona lupy />
Obraz autorstwa Pabla Picassa „Nude, Green Leaves and Bust” / Bloomberg