Kiedy Hester trzy lata temu został prezesem, bilans banku był większy niż PKB Wielkiej Brytanii. Pełno było w nim zasadzek w postaci złych długów i udziałów w deficytowych firmach, a morale pracowników legło w gruzach. Od tego czasu pozbył się niechcianych aktywów za 600 mld funtów i zaczął restrukturyzować deficytowe piony banku. Poniewczasie przedstawił nawet plan ograniczenia dziwacznych ambicji RBS w dziedzinie bankowości inwestycyjnej.
Ale wielu Brytyjczyków zadaje sobie pytanie: czy Hester jest wart pieniędzy, które zarabia? Pytanie o tyle zasadne, że podatnicy są właścicielami 83 proc. banku.
Warto sprecyzować, o jakie kwoty chodzi. Hester dostaje 1,2 mln funtów pensji rocznie, czyli sumę, o której większość ludzi może tylko pomarzyć. Jednak z powodu słabego kursu akcji, będącego w dużej mierze efektem ogólnych europejskich kłopotów, jego „długoterminowy plan motywacyjny”, w teorii wart aż 5 mln funtów rocznie, jest dziś bezwartościowy. Kilka dni temu Hester powiedział, że rezygnuje z rocznej premii – wartej wówczas niespełna milion funtów – po raz drugi w ciągu trzech lat.
Reklama
Sir Philip Hampton, przewodniczący rady nadzorczej RBS, wziął w obronę Hestera, mówiąc, że nie jest w porządku, by prezes banku był zmuszany do rezygnowania z premii, na którą uczciwie zasłużył. Sir Philip jasno jednak dał do zrozumienia, że on i rada zdają sobie sprawę z potrzeby zmiany sposobu wynagradzania czołowych menedżerów RBS. Sir Philip twierdzi, że jeżeli chce się, by bankier kalibru Hestera pokierował dużą i skomplikowaną instytucją oraz zmaksymalizował wartość rządowego udziału, to trzeba mu odpowiednio zapłacić.
Inne kraje nie wydają się tak uważać. W ubiegłym tygodniu Hiszpania wprowadziła zaporowe restrykcje w kwestii płac bankierów pracujących dla instytucji, które dostały jakąkolwiek pomoc rządową. Dla przykładu łączna pensja Rodrigo Rato, prezesa Bankia, skurczy się o trzy czwarte, do 600 tys. euro. W Niemczech podobny przepis obowiązuje od lat, a jego najbardziej znaną ofiarą jest Martin Blessing, prezes Commerzbanku. Podobnie jak w przypadku innych szefów częściowo znacjonalizowanych banków, jego łączne wynagrodzenie zostało ograniczone do 500 tys. euro. W USA, gdzie wilczy kapitalizm ma trwać po wieki wieków, istnieje dobrowolna tradycja, że prezesi podupadłych firm pobierają wynagrodzenie w wysokości jednego dolara rocznie, dopóki problemy nie zostaną rozwiązane.
Jednak w Wielkiej Brytanii sugestie o ograniczeniu płac są przyjmowane jako sprzeniewierzenie się wolnemu rynkowi, a dobrowolne przyjęcie pensji w wysokości jednego dolara jako tani chwyt pod publiczkę.
Co by się jednak stało, gdyby, tak jak Blessing w Niemczech i Rato w Hiszpanii, ich brytyjscy koledzy na podobnych stanowiskach przysiedli fałdów i wykonywali swoją pracę, ponieważ po latach zarabiania milionów postanowili zrobić coś dla dobra publicznego? Najlepszym rozwiązaniem dla banku i brytyjskich podatników byłoby wyznaczenie mu publicznie akceptowanej pensji w wysokości 500 tys. funtów rocznie.
Jeżeli jednak to okaże się nierealistyczne, lepiej żeby rząd miał w zapasie innego bankiera formatu Hestera, który będzie potrafił rozbroić skomplikowany i ryzykowny bilans RBS, nie wysadzając go przy okazji w powietrze. To kosztowałoby podatników znacznie więcej niż milionowa premia.
600 mld funtów niechcianych aktywów RBS pozbył się Hester
1,2 mln funtów wynosi pensja prezesa RBS
500 tys. euro to wynagrodzenie Martina Blessinga, szefa Commerzbanku