O tym, jak zwiększyć liczbę kobiet w zarządach spółek, dyskutowali uczestnicy konferencji zorganizowanej przez Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce, Instytut Spraw Publicznych i Kongres Kobiet.

Tobias Muellensiefen z Dyrekcji Generalnej ds. Sprawiedliwości Komisji Europejskiej przypomniał, że w zeszłym roku komisarz Viviane Reding wezwała największe koncerny do podpisania zobowiązania, w którym miały obiecać zastępowanie odchodzących mężczyzn z zarządów i rad nadzorczych wykwalifikowanymi kobietami. Cele wyznaczone firmom to 30 proc. kobiet w zarządach do 2015 r. i 40 proc. do 2020 r. Jednak tylko 24 firmy podpisały deklarację.

W UE tylko jeden na siedmiu (13,7 proc) członków zarządów firm notowanych na giełdach jest kobietą. To bardzo mały wzrost w porównaniu z 2010 r., kiedy kobiety stanowiły 11,8 proc. W Polsce wzrost był minimalny z 11,6 proc. w 2010 r. do 11,8 proc. w 2012 r. Muellensiefen podkreślił, że w tym tempie zajęłoby aż 40 lat, by osiągnąć przynajmniej 40 proc. udział kobiet w zarządach.

Dodał, że KE prowadzi konsultacje w sprawie wprowadzenia na unijnym poziomie ewentualnych prawnych środków, by zwiększyć liczbę kobiet w zarządach. Potrwają one do 28 maja. "Jeszcze nie podjęliśmy decyzji w tej sprawie" - zastrzegł.

Reklama

Wprowadzenie kwot w zarządach spółek było jednym z najważniejszych postulatów zeszłorocznego III Europejskiego Kongresu Kobiet. Prezeska Stowarzyszenia Kongres Kobiet Anna Karaszewska przypomniała, że chodzi o 30 proc. kwoty w zarządach spółek skarbu państwa do 2013 r. (40 proc. do 2017 r.), a w zarządach spółek notowanych na giełdzie do 2015 r. (40 proc. do 2020 r.). Przekonywała, że działania na poziomie ustawowym są konieczne, aby osiągnąć zamierzony efekt.

Potwierdza to przykład Norwegii. Dyrektorka generalna w norweskim Ministerstwie Dzieci, Równości i Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu Arni Hole mówiła, że programy promujące kobiety w zarządach nie przyniosły efektów, dopóki nie wprowadzono mechanizmów prawnych. Dziś w Norwegii przedstawiciele każdej z płci mają zagwarantowane przynajmniej 40 proc. miejsc w radach nadzorczych liczących przynajmniej dziewięciu członków. Przepis dotyczy ok. 460 największych firm, państwowych, komunalnych oraz prywatnych, mających status spółek akcyjnych w obrocie publicznym. Nie obowiązuje w tysiącach innych przedsiębiorstw. Doprowadził do zwiększenia odsetka kobiet w radach nadzorczych z 8 proc. do 42 proc.

Pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz powiedziała, że nie ma jeszcze oficjalnego stanowiska rządu w sprawie kwot w zarządach, trwają w tej kwestii ustalenia. Podkreśliła jednak, że kobiet na wysokich stanowiskach jest stanowczo zbyt mało, biorąc pod uwagę ich wykształcenie i kompetencje. "Ok. 60 proc. absolwentów wyższych uczelni to kobiety, ok. 40 proc. pracodawców to kobiety, kobiety prowadzą 35 proc. firm, stanowią ponad połowę na średnim szczeblu zarządzania. Jednak na najwyższych stanowiskach jest nas od kilku do kilkunastu procent. Są dowody w liczbach, że w Polsce istnieje +szklany sufit+ (niewidzialna bariera utrudniającą kobietom awans)" - zaznaczyła.

Jej zdaniem wprowadzenie kwot na listach wyborczych zmieniło podejście partii do kobiet w polityce - okazało się, że nie brakuje kompetentnych kandydatek. "To doświadczenie z polityki można przenieść na grunt biznesowy" - mówiła Kozłowska-Rajewicz.

Podkreśliła, że pierwszym krokiem powinno być wprowadzenie kryterium płci do statystyk publicznych, aby było wiadomo, ile kobiet jest na wysokich stanowiskach i poszczególnych szczeblach zarządzania. Jej zdaniem w przepisach powinniśmy wyznaczyć sobie cel, który chcemy osiągnąć - np. 30 proc. kobiet w zarządach - i regularnie sprawozdawać, w jaki sposób do tego dążymy. W jej opinii nie są potrzebne sankcje, wystarczy upublicznienie tych informacji. W ten sam sposób można dążyć do likwidacji różnicy płacowej pomiędzy kobietami i mężczyznami.