To nie pogrążona w długach Grecja, lecz zdyscyplinowana Finlandia może być pierwszym krajem, który opuści strefę euro. Tak przynajmniej uważa amerykański ekonomista Nouriel Roubini.
Helsinki są przeciwne przyznawaniu licencji bankowej instytucjom organizującym bailouty. Ten kraj mógłby stracić wtedy kontrolę nad pieniędzmi pożyczanymi Południu, co przyczyniłoby się do jego wyjścia ze strefy euro.
Gdy bankructwo Włoch i Hiszpanii stanie się realne, Finlandia zapewne dojdzie do wniosku, że korzyści z przynależności do strefy euro nie są warte ryzyka ogromnych kosztów ratowania największych państw południa Europy – uważa Roubini.
Agencja Moody’s przewiduje, że właśnie Finlandia jest tym krajem, który jest najlepiej przygotowany na powrót do własnej waluty. Amerykańscy analitycy w zeszłym miesiącu obniżyli do negatywnej perspektywę utrzymania najwyższej (AAA) oceny wiarygodności kredytowej dla Niemiec, Holandii i Luksemburga. Tylko Finlandia zachowała perspektywę stabilną. Między innymi dlatego, że państwo jest niechętne dokładaniu się do ratowania unijnych bankrutów.
Reklama
Moody’s wymienia kilka kluczowych atutów Helsinek. Kraj właściwie nie ma długu: jego zobowiązania sięgają 101 mld euro, czyli wynoszą mniej niż roczne dochody z podatków (105 mld euro). Teoretycznie Finowie mogliby więc natychmiast spłacić całość swoich zobowiązań.
Zdrowy jest także fiński sektor bankowy. Tutejsze instytucje finansowe są relatywnie niewielkie i koncentrują się na obsłudze lokalnych przedsiębiorstw i ludności. Na załamaniu rynków finansowych południa Europy niewiele by zatem straciły.
Finlandię ratuje geografia. Kraj znajduje się tak daleko na północy, że jego powiązania z państwami Morza Śródziemnego pozostają bardzo luźne – wskazuje Guntram Wolff, zastępca dyrektora Instytutu Bruegla w Brukseli.
Na analitykach Moody’s wrażenie robi także upór, z jakim fińskie władze domagają się odrębnych zabezpieczeń gotówkowych za każdym razem, gdy UE i MFW organizują bailout. Wówczas kraje te muszą przekazać Finlandii fundusze bądź udziały własnych banków lub przedsiębiorstw odpowiadające 40 proc. pomocy, jakiej udzielają Helsinki. Z tego właśnie powodu Finowie są przeciwni pozostawieniu Europejskiemu Instrumentowi Stabilności Finansowej (i jego następcy Europejskiemu Mechanizmowi Stabilizacji, ESM), wolnej ręki w wydawaniu pieniędzy, a nawet przyznaniu „licencji bankowej”. W takim przypadku fiński rząd może uznać, że została przekroczona czerwona linia i kraj nie będzie już pozostawał w unii walutowej.
Atutem Finlandii jest także zrównoważona i konkurencyjna gospodarka, dzięki której kraj osiągnął jeden z najwyższych poziomów życia na świecie (według MFW to 40,8 tys. euro na mieszkańca wobec 10,9 tys. euro w przypadku Polski). Poza bardzo rozbudowanym sektorem usług jest też potentatem m.in. w metalurgii i elektronice. Dzięki temu gospodarka fińska jest o wiele mniej uzależniona od kondycji strefy euro i rozwija szeroki eksport poza Europę.
Ale i Finlandia ma swoje słabości. Jedną z nich jest kondycja Nokii, koncernu, który dał się wyprzedzić arcyrywalom – Apple’owi i Samsungowi – na strategicznym rynku smartfonów. Drugą – kryzys przemysłu papierniczego, który cierpi z powodu załamania sprzedaży gazet w Europie i na świecie (2/3 powierzchni Finlandii to lasy). MFW ostrzega także, że Finowie powinni zabezpieczyć się przed skutkami starzenia się społeczeństwa, które postępuje tu szybciej niż w większości krajów kontynentu.