Zeznania handlarza narkotyków skłoniły prokuratora do zatrzymania jednego z szefów CBŚ. A chodziło o kompletnie inną osobę.
Teraz decyzję oskarżyciela prześwietlają inna prokuratura oraz rzecznik praw obywatelskich. RPO niepokoi łatwość, z jaką można zdecydować o pozbawieniu wolności.
O co chodzi? Policjanci uzbrojeni w prokuratorskie postanowienia o zatrzymaniu oraz przeszukaniu pojawili się w łódzkim mieszkaniu Piotra Milczarskiego w kwietniu. – Powiedzieć, że byłem zdziwiony, to nic nie powiedzieć – mówi nam Milczarski.
Do zadań CBŚ należy zwalczanie mafijnej przestępczości, rozbijanie siatek dilerów oraz kanałów przemytu narkotyków. Dlatego o każdym podejrzeniu wobec oficera elitarnego biura powinien wiedzieć komendant główny policji lub przynajmniej jego zastępca. W tym przypadku nikt nic nie wiedział.
Dokumenty, które pokazali funkcjonariusze, były wystawione na imię i nazwisko Piotra Milczarskiego, ale już widniejący na nich PESEL należał do 18-letniego syna.
Reklama
Jak wynika z materiałów sprawy – Piotra Milczarskiego jako swojego klienta, który dwukrotnie kupił marihuanę, wskazał handlarz zeznający w zamian za obietnicę łagodniejszego potraktowania. Przesłuchujący go policjanci sprawdzili w bazie danych PESEL i okazało się, że w Łodzi mieszkają cztery osoby o takim imieniu i nazwisku. Do opisu klienta handlarza najbardziej wiekiem pasował właśnie syn Piotra Milczarskiego.
– W aktach sprawy nie ma śladu, aby zostały wykonane jakiekolwiek sprawdzenia przed wydaniem postanowień – mówi nam oficer KGP, która skontrolowała pracę łódzkich funkcjonariuszy.
Policjanci zweryfikowali słowa handlarza, który doniósł na Milczarskiego. Okazało się, że mówił o innym łodzianinie o tym samym imieniu i nazwisku, któremu ostatecznie postawiono zarzuty.
– Niepokojące jest, jak łatwo prokuratorzy wydają decyzję o zatrzymaniu, przeszukaniu, czyli ograniczeniu podstawowych wolności człowieka. Monitorujemy tę historię – mówi pełnomocnik rzecznika praw obywatelskich w Katowicach Aleksandra Wentkowska.
Zażądała informacji od prokuratur, jednak dotąd nie dostała wglądu w materiały. Łódzka prokuratura odmawia rozmowy o tej sprawie, odsyłając do Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim, która bada, czy oskarżyciel i policjanci przekroczyli uprawnienia.
– Śledztwo jest w toku, nie sposób jeszcze przesądzić, w jaki sposób się skończy – mówi rzecznik piotrkowskiej prokuratury Witold Błaszczyk.
Dziś śledztwo, które ma wyjaśnić, czy prokurator i policjanci z Łodzi przekroczyli swoje uprawnienia, prowadzi również prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim.