Przez ostatnie lata bankierzy nie cieszyli się dobrą prasą. Ich lekkomyślna polityka kredytowa doprowadziła do powstania baniek spekulacyjnych na rynkach nieruchomości, których pęknięcie zapoczątkowało kryzys w 2008 r. Potem okazało się, że zagrożone bankructwem instytucje finansowe są zbyt wielkie, aby pozwolić im upaść. Ratując swój sektor bankowy, kraje Unii Europejskiej musiały wpompować weń do dziś jakiś bilion euro. Zbiednieli wszyscy, poza szefami instytucji finansowych wypłacającymi sobie nadal bajeczne premie. Tę sytuację ma zmienić wprowadzenie wspólnego nadzoru nad największymi bankami w UE, sprawowanego przez Europejski Bank Centralny. Stosowne przepisy przyjął w zeszłym tygodniu Parlament Europejski. Ale pomimo krytyki, jaka nieustannie spada na głowy bankierów, nikt z rządzących nie myśli na poważnie o tym, by wymierzać im sprawiedliwość. Kłopot w tym, że cokolwiek by zrobili, zawsze dla rządów pozostają niezbędni.

Odsetki diabelskim wynalazkiem

Starożytne doświadczenia z oprocentowanymi kredytami były tak traumatyczne, że trzy najważniejsze religie monoteistyczne świata surowo zabroniły lichwy. W „Księdze Kapłańskiej”, której autorstwo przypisywane jest Mojżeszowi, Jahwe nakazał Żydom: „Nie będziesz mu (każdemu ze współbraci – przyp. aut.) dawał pieniędzy na procent”. Jednak nie zabraniał tego wobec innowierców. Bardziej rygorystyczni okazali się chrześcijanie, ograniczeni zapisem w Ewangelii św. Łukasza nakazującym: „Dajecie pożyczkę, nic za to nie oczekując”. Podobnie zalecał Koran. W efekcie przez kilka stuleci w świecie chrześcijańskim i muzułmańskim bankierską profesję zdominowali Żydzi. Pozycja monopolisty powodowała, że mogli wyznaczyć wysokość odsetek na poziomie aż 30 proc. rocznie, co wzbudzało powszechną nienawiść. Przerodziła się ona w otwarty wybuch gniewu kredytobiorców, gdy do Ziemi Świętej wyruszyła w 1096 r. pierwsza krucjata. Jak opisuje Steven Runciman w „Dziejach wypraw krzyżowych”, jej uczestnicy postanowili dokonać powszechnego oddłużenia, likwidując wierzycieli w największych miastach zachodniej Europy.
Reklama
Mordowanie Żydów okazało się działaniem krótkoterminowym, bo natychmiast zaczął być odczuwalny brak instytucji mogących udzielać pożyczek lub pośredniczyć w wymianie handlowej. W tę rynkową lukę wpasował się Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Jego członkowie, nazywani potocznie templariuszami, słynęli z uczciwości oraz dyskrecji. Domy zakonne templariuszy, rozlokowane w całej Europie, chętnie podejmowały się przekazywania pieniędzy i kosztowności. Początkowo powierzali je zakonnikom rycerze udający się na krucjatę, potem kupcy potrzebujący złożyć depozyt, by na podstawie wystawionego im papierowego świadectwa móc odebrać bezpiecznie jego równowartość na innym krańcu znanego świata. Templariusze zdobyli taką renomę, że z ich usług zaczęli korzystali papieże i królowie. Co ciekawe, pożyczając pieniądze, nie naliczali odsetek. Notabene o zakazie tego procederu przypomniał papież Grzegorz IX bullą wydaną w 1234 r. Chrześcijaninowi, który go łamał, groziła natychmiastowa ekskomunika. Templariusze musieli być niezłymi inwestorami, skoro dochowywali wierności wierze, a jednocześnie potrafili pomnażać bogactwo.
Ich kariera załamała się w październiku 1307 r. Wszystko za sprawą bankructwa, jakie zagroziło królowi Filipowi IV Pięknemu. Władca Francji, aby zdobyć fundusze na nowe wojny, uznał, iż warto zaryzykować zagrabienie majątku templariuszy. Na jego polecenie aresztowano przebywającego w Paryżu Wielkiego Mistrza Jakuba de Molaya z ponad setką współpracowników. Oficjalnie zostali oskarżeni o konszachty z diabłem. Podczas śledztwa poddano ich torturom nie tylko, żeby uzyskać przyznanie się do winy, lecz także by zdobyć informację, gdzie przechowują depozyty klientów. Prawie czterdziestu mnichów zmarło podczas przesłuchań, ale do dziś krążące opowieści o ukrytych skarbach mogą oznaczać, iż zachowali się jak wzorowi bankowcy i ocalili powierzone im pieniądze. Rozczarowany król nakazał tych, którzy przeżyli, spalić na stosie w marcu 1314 r. Dobra ziemskie templariuszy skonfiskowano, zaś osadzony w Awinionie pod francuskim nadzorem papież Klemens V zgodził się rozwiązać zakon. Wedle relacji świadków tuż przed spłonięciem Jakub de Molay rzucił klątwę na oprawców. Jeszcze w tym samym roku zmarli papież oraz Filip IV. Wkrótce też wymarł panujący we Francji ród Kapetyngów, co już wtedy dowodziło, że z bankowcami lepiej nie zadzierać.

Zbawcza profesja

W następnych stuleciach związki między władcami a finansistami stawały się coraz bliższe, co nie znaczy, że układały się w sposób przyjazny. Najbogatsza we Florencji rodzina Medyceuszy stworzyła bank posiadający filie nie tylko w większości włoskich miast, lecz także w Londynie, Genewie i Awinionie. Papieskiej bulli, zabraniającej udzielania oprocentowanych pożyczek, Medyceusze nie traktowali zbyt poważnie, odkąd kredytowali przedsięwzięcia kolejnych następców św. Piotra. Z konkurencją Izraelitów poradzili sobie równie sprawnie, przekonując radę miejską Florencji, aby w 1477 r. wygnała z miasta Żydów. Potęga rodu rosła tak szybko, że zawiązał się przeciw niemu spisek innych bankierów, wspieranych przez papieża Sykstusa IV. Podczas wielkanocnej mszy w 1478 r. we florenckiej katedrze dwaj księża zasztyletowali głowę rodziny Juliana Mediciego. Jednak jego brat Lorenzo (w Polsce znany jako Wawrzyniec Wspaniały) umknął mordercom i nie tylko utrzymał kontrolę nad bankiem, lecz także odzyskał pozycję niekoronowanego władcy Florencji.
Bogactwo najpotężniejszego banku w Italii zostało kilkadziesiąt lat później roztrwonione przez lekkomyślnych spadkobierców, klientów zaś przejęli coraz liczniejsi konkurenci. Wszystko za sprawą reform religijnych Jana Kalwina. Działający w Genewie kaznodzieja głosił, że św. Łukasz, pisząc o kredytach, określił je w Ewangelii słowem „mutum”, co nie oznacza działalności bankowej, lecz filantropijną. Osiągnięcie przez kogoś sukcesu finansowego dowodzi zaś, że Bóg chce zbawić taką osobę. Po raz pierwszy od tysiąca lat religia nie potępiała lichwy i bankierzy poczuli się wręcz wniebowzięci.
W Augsburgu stojący na czele rodzinnego banku Bartholomeus Welser postanowił wykorzystać do pomnożenia kapitału wieści napływające zza Atlantyku. Oto Hernan Cortes pod koniec 1519 r. w liście do króla Hiszpanii i cesarza niemieckiego Karola V donosił, iż odnalazł kraj, gdzie jest: „tak wiele skarbów, że może być porównany z lądem, z którego Salomon sprowadzał złoto dla przyozdobienia swej świątyni”. Dowodząc pięciuset awanturnikami, Cortes obrócił w perzynę imperium Azteków, a do Europy popłynęły statki z ładowniami wypełnionymi po brzegi złotem. Welser uznał, że warto kredytować przedsięwzięcia cesarza, ponieważ zawsze będzie on wypłacalny. Przez kolejne lata Karol V bez ograniczeń pożyczał ogromne kwoty od Welserów, tocząc wojny mające go uczynić władcą całej Europy. Ale już w 1527 r. okazało się, że transporty złota z Ameryki nie wystarczają na spłatę zaległych rat. W obliczu bankructwa cesarz wykazał się niezwykłą przebiegłością. Przekonał bankiera, że w głębi amerykańskiej krainy o nazwie Wenezuela znajduje się pełne skarbów „złote miasto” – Eldorado. W zamian za prawo do dzierżawy całej Wenezueli Welser anulował Karolowi V długi i przez 10 lat słał w głąb dżungli ekspedycje, by odnalazły mityczną miejscowość. W końcu stracił cierpliwość i wytoczył monarsze proces, żądając anulowania umowy. Sprytny cesarz nie tylko nie spłacił długów, lecz także zerwał umowę dzierżawy i zmusił bank Welsera, by pogodził się ze stratą ok. 3 mln florenów. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ znalazł innych kredytodawców – Fuggerów. Ale i oni nie wyszli na tym związku najlepiej. W drugiej połowie XVI wieku strumień kruszców płynących z Ameryki powoli wysychał i Hiszpania kilkakrotnie ogłaszała bankructwo. Zubożali Fuggerowie porzucili w końcu działalność bankierską, kupując sobie na otarcie łez duże majątki ziemskie oraz tytuł szlachecki.

Władcy królów

Regułę, że to bankier powinien kierować poczynaniami władcy, a nie odwrotnie, skutecznie wcielił w życie urodzony w żydowskim getcie we Frankfurcie nad Menem Mayer Amschel Rothschild. Obracania gotówką uczył się, terminując w kantorze ojca, a potem w domu bankowym Oppenheimerów w Hanowerze. Największe korzyści przyniosła mu jednak słabość do numizmatyki. Kiedy po śmierci rodziców wrócił do Frankfurtu i w rodzinnym kantorze zaczął wystawiać na ekspozycji stare monety, jego klientem został generał von Estorff, wyszukujący nowe numizmaty dla księcia Hesji Wilhelma I. Rothschild spisywał się tak znakomicie, zdobywając dla władcy rzadkie monety, że ten od 1765 r. zaczął u Żyda zaciągać pożyczki. Wkrótce bankier został oficjalnym finansistą Hesji, a dobiegając zaledwie trzydziestki, zdobył pozycję głównego kredytodawcy w całej niemieckiej Rzeszy. Wówczas uznał, że stać go na utrzymanie rodziny, lecz nie zamierzał na małżeństwie stracić. Dlatego poprosił o rękę córki Wolfa Salomona Schnappera, bankiera władców księstwa Sachsen-Meiningen. Szesnastoletnia Gutle Schnapper wniosła w posagu 2,4 tys. florenów (dziś byłyby one warte ok. 1,5 mln dol.), ale i w okresie długoterminowym okazała się znakomitą inwestycją, wydając na świat pięciu niezwykle utalentowanych synów i pięć córek. Gdy dorastali, ojciec ekspediował każdego z nich do innego kraju. Tam zakładali filię rodowego banku i zdobywali wysokie urzędy. Najstarszy o imieniu Amschel został skarbnikiem Konfederacji Niemieckiej, młodszy Salomon zdobył urząd skarbnika na dworze Habsburgów w Wiedniu. Kolejny z synów Nathan od 1797 r. w Londynie kredytował przedsięwzięcia brytyjskiego rządu, który potrzebował ogromnych kwot, ponieważ rządzący Francją Napoleon Bonaparte czyhał na to, by odebrać Anglikom ich imperium. Wobec takiego zagrożenia Wielka Brytania zawarła sojusz z Austrią. Pieniądze między Londynem a Wiedniem mogły szybko i bezpiecznie przepływać dzięki bankowi Rothschildów. Jednak Mayer Amschel nie zamierzał uchodzić za wroga cesarza Francji. Swojego czwartego syna Jakuba wysłał zatem do Paryża, aby i tam powstała filia rodzinnego banku. Wkrótce Jakub Rothschild został doradcą francuskiego ministra skarbu Nicolasa Molliena. W efekcie bank Rothschildów finansował brytyjskie i austriackie działania wojenne wymierzone w Napoleona oraz hiszpańskich partyzantów, walczących przeciwko francuskiemu okupantowi na Półwyspie Iberyjskim. Jednocześnie kredytował operacje militarne Francji. Na koniec odbierał od wszystkich zwrot pożyczek wraz z należnymi odsetkami. Tuż przed śmiercią we wrześniu 1812 r. stary Rothschild sporządził testament, nakazując w nim: „Żadna z moich córek i nikt z ich dziedziców nie ma żadnego prawa i tytułu do roszczeń do wymienionej firmy; nigdy nie wybaczyłbym żadnemu ze swych dzieci, które wbrew mej ojcowskiej woli ośmieliłoby się zakłócać moim synom spokojne posiadanie ich firmy”. Wydziedziczając córki, zabezpieczył bank przed rozpadem.
Dochodom Rothschildów nie zagroził też koniec wojny. Wręcz przeciwnie, Nathan Rothschild dobrze wiedział, co zrobić, gdy rankiem 19 czerwca 1814 r. gołąb pocztowy wysłany przez emisariusza banku spod Waterloo doleciał do Londynu z wiadomością o klęsce Napoleona. Bankier natychmiast udał się na giełdę i cały posiadany kapitał zainwestował w akcje. Po czym posłał służącego z pismem do premiera Wielkiej Brytanii Roberta Banksa Jenkinsona, gratulując wspaniałego zwycięstwa generała Wellingtona nad Bonapartem. Z siedziby premiera na Downing Street 10 radosna wieść o triumfie wróciła na giełdę, wywołując nieprawdopodobną hossę, pomnażającą zasoby Rothschildów.
I nie był to koniec sukcesów. Sześć lat później austriacki kanclerz Metternich za zasługi dla ratowania finansów Austrii nadał Salomonowi Rothschildowi tytuł barona. W tym samym roku najmłodszy z braci Carl założył filię banku w Neapolu. Pięciu synów Mayera Amschela nie zapomniało też o testamencie ojca. Żeby zachować kapitał w rękach rodu, Jakub poślubił w Paryżu córkę swojego brata Salomona – Bettinę. A inni bracia postąpili podobnie, wymieniając się córkami. Richard Conniff w książce „Historia naturalna bogaczy” przywołuje badania genetyków, którzy przeanalizowali pięć pokoleń rodu Rothschildów i określili, że współczynnik reprodukcji wsobnej (termin określający pokrewieństwo) wynosił w nim 0,064 i jest 256 razy większy niż w typowej rodzinie, co przekładając na obrazowe porównanie, wygląda tak, jakby: „Rothschildowie przez pięć pokoleń żyli na odciętej od świata wyspie zamieszkałej przez 38 osób”. Dzięki temu firma Rothschildów w połowie XIX wieku dysponowała kapitałem w wysokości 35 mln funtów szterlingów (dziś byłoby to ok. 44 mld dol.). Synowie i wnukowie Mayera Amschela Rothschilda pożyczali pieniądze wszystkim rządom europejskim. Pierwszy z Rothschildów w parlamencie brytyjskim (Lionel, syn Nathana) zapewnił Wielkiej Brytanii fundusze na prowadzenie wojny krymskiej.
Niedługo po jej zakończeniu francuski inżynier Ferdynand de Lesseps postanowił wcielić w życie swoją idee fixe i wybudować kanał łączący Morze Śródziemne z Czerwonym. Za pieniądze prywatnych inwestorów z Francji oraz kedywa Egiptu po 10 latach pracy w listopadzie 1869 r. uruchomiono Kanał Sueski, który zamienił Morze Śródziemne w główny szlak komunikacyjny do Indii, Chin, Japonii, Indonezji i Australii. Nic dziwnego, że w Londynie zaczęto marzyć o zawłaszczeniu tego szlaku wodnego dla imperium. Okazja ku temu nadarzyła się jesienią 1875 r., kiedy wyszło na jaw, że posiadający połowę akcji spółki zarządzającej kanałem wicekról Egiptu Ismail Pasza nie ma już środków na spłatę kredytów. Po przeczytaniu depeszy z Kairu brytyjski premier Benjamin Disraeli uznał, że nie może czekać ani jednego dnia, żeby zaproponować kedywowi odkupienie papierów spółki. Disraeli, aby wypłacić olbrzymią kwotę kilku milionów funtów z budżetu państwa, potrzebował zgody parlamentu. Ten zaś miał zaplanowane posiedzenie dopiero po Nowym Roku. „Jest kwestią życiowej wagi dla autorytetu Waszej Królewskiej Mości i dla zasięgu Jej władzy w tym krytycznym momencie, aby kanał należał do Anglii” – napisał premier w liście do królowej Wiktorii, a następnie posłał swojego sekretarza Montagne Corry’ego do domu Lionela. Baron siedział właśnie przy obiadowym stole. Corry mimo tej niestosownej chwili bez ogródek zapytał, czy bank Rothschildów może pożyczyć premierowi Wielkiej Brytanii astronomiczną kwotę 4 mln ówczesnych funtów. Baronowi nawet nie drgnęła powieka. „A jakie dostanę na nią zabezpieczenie?” – zapytał ze spokojem. „Gwarancją będzie cały gabinet brytyjski, sir” – odparł równie spokojnie sekretarz premiera. Następnego dnia pieniądze Rothschilda znajdowały się już w drodze do Egiptu i Kanał Sueski zmienił właściciela.

Parweniusz zza oceanu

W porównaniu z bajkową karierą Rothschildów John Pierpont Morgan zdobył swoją pozycję w bardzo prozaiczny sposób. Ojciec przyuczył go do profesji bankiera, zatrudniając w filiach swojego banku w Londynie, a potem w Nowym Jorku. Kiedy w 1861 r. wybuchła w Stanach Zjednoczonych wojna secesyjna, młody Morgan za pożyczoną od ojca gotówkę kupił z magazynów armii Unii wycofane z użycia karabiny po kilka centów za sztukę. Kilka miesięcy później, gdy unioniści przegrywali kolejną bitwę i potrzebowali broni, odsprzedał karabiny z wielokrotnym zyskiem. Zdobyty kapitał pozwolił mu wraz ze wspólnikiem otworzyć własny bank Drexel, Morgan and Company. Potem uczynił go najpotężniejszym bankierem nie tylko w USA, dzięki umiejętnej współpracy z władzami federalnymi. Jako jedyny finansista zdecydował się w 1877 r. na nabycie obligacji rządowych, gdy okazało się, że administracja prezydenta Hayesa nie potrafi załatać ogromnej dziury budżetowej. Przy czym bankier nie zapłacił za obligacje ani grosza, tylko obiecał politykom, że korzystnie je sprzeda. Następnie skontaktował się z Vanderbiltem, posiadaczem akcji największej amerykańskiej spółki kolejowej New York Central Railroad. Vanderbilt, który odziedziczył firmę po ojcu, nie radził sobie z jej zarządzaniem, zyski spadały, a kolejarze wciąż organizowali nowe strajki. Morgan zaproponował mu wymianę akcji spółki za rządowe obligacje warte nominalnie 260 mln ówczesnych dolarów. Przytłoczony kłopotami potentat kolejowy łatwo się zgodził. Wówczas J.P. Morgan wsiadł na statek płynący z Nowego Jorku do Londynu, aby tam odnowić znajomości z czasów praktyki w banku ojca. Wkrótce zorganizował konsorcjum angielskich arystokratów, rozpalając ich wyobraźnię informacjami o tym, jak wielkie dochody przynoszą koleje na terenie USA. Podekscytowani perspektywą pomnożenia fortun lordowie wyłożyli 270 mln dol. na zakup akcji New York Central Railroad. Odtąd to oni musieli użerać się z amerykańskimi kolejarzami i politykami. Z kolei J.P. Morgan oddał państwu 260 mln dol., sam zaś skasował honorarium za pośrednictwo plus 10 mln dol. dodatkowego zarobku.
Transakcja sprawiła, że bank Morgana urósł w siłę akurat wtedy, gdy przez USA przetaczała się gigantyczna fala fuzji i przejęć, a bohaterowie wydarzeń stale potrzebowali pożyczek. Utalentowany bankier kredytował przedsięwzięcia Johna D. Rockefellera, Andrew Carnegiego i wielu innych milionerów, rozbudowując swoje imperium. Pod koniec XIX wieku skupiało ono m.in. 5 wielkich banków, 30 zakładów przemysłowych (m.in. General Electric), 15 spółek kolejowych zrzeszonych w holdingu kontrolującym ok. 40 proc. wszystkich torów w USA. Jednak Morgan nadal nie miał dość i odkupił od Carnegiego koncern stalowy, tworząc w 1901 r. United States Steel Corporation, największą spółkę świata z kapitałem akcyjnym 1,4 mld dol. (dziś byłoby to prawie 500 mld dol.).
Wspaniałą karierę Morgana przerwała seria afer, gdy na jaw zaczęło wychodzić, że finansista zawyżał ceny wielu towarów i usług oraz korumpował polityków. W 1912 r. powołano w Izbie Reprezentantów komisję śledczą pod przewodnictwem Arsene’a Pujo. Podczas dochodzenia ustalono, że spółka J.P. Morgan and Company jest wierzchołkiem piramidy zarządzającej w sekretny sposób sporą częścią gospodarki USA. Jak się doliczono, desygnowani przez nią ludzie zajmowali 342 kierownicze stanowiska m.in. w 34 bankach i 10 towarzystwach ubezpieczeniowych, ściśle wykonując polecenia wydawane przez Morgana, choć nominalnie firmy te nie były jego własnością. Tym sposobem bankier sprawował władzę nad przedsiębiorstwami wartymi ok. 22 mld ówczesnych dolarów (dziś ok. 6,6 bln dol.). Atakowany przez polityków i prasę J.P. Morgan wyjechał odpocząć do Europy. Zmarł podczas snu 31 marca 1913 r. w pokoju Grand Hotelu w Rzymie. Ale jego bank, mimo odejścia twórcy w niesławie, przetrwał i do dziś zachował pozycję jednego z największych finansowych holdingów świata. Ponieważ dopóki politycy będą potrzebowali kredytów, bankierzy nie muszą być święci.