Ta decyzja sprzyja obaleniu przepełnionego ideologią przekonania, że tylko sektor prywatny potrafi równie skutecznie świadczyć usługi publiczne – wypłacać powszechną emeryturę – jak dostarczać towary masowego użytku, np. telefony komórkowe lub skarpety.

Makroekonomiczny argument za jest taki, że likwidacja nabytego długu publicznego (dzięki której ulegnie zmniejszeniu przecież ogólny dług publiczny) pozwoli państwu inwestować w realną gospodarkę. A Polska potrzebuje natychmiastowych inwestycji w infrastrukturę, edukację oraz technologie. Przykład z mojego podwórka: zaczynając nowy cykl wykładów na publicznym uniwersytecie, dowiedziałem się, że budżet wydziału nie pozwala na kupno więcej niż jednego podręcznika do każdego kursu, co nie sprzyja kreatywności. Pomnóżcie ten problem przez tysiąc innych i otrzymacie prawdziwy obraz stagnacji systemu edukacji.

Jeśli przeniesienie i likwidacja długu publicznego oraz konieczne inwestycje w infrastrukturę przyspieszą wzrost gospodarczy, likwidacja OFE będzie dobrym posunięciem. Jednak kolejny krok również należy do rządu, to on musi być katalizatorem zmian. Ian Stewart, główny ekonomista Deloitte, podkreślił ostatnio zgodność wszystkich analityków co do decydującej roli inwestycji w odrodzeniu gospodarki. Tymczasem korporacje siedzą na wielkich zapasach gotówki, a inwestycje się załamały. Jak zauważył to już Keynes, wszystko zależy od nastroju i zaufania inwestorów, a rząd ma obowiązek tworzyć warunki wzbudzające to zaufanie.

Pozostawię jednak szczegółową analizę makroekonomiczną na inną okazję i skupię się na skutkach likwidacji OFE dla przyszłych emerytów. Przejście od państwowych do prywatnych indywidualnych rozwiązań emerytalnych, znanych jako programy o zdefiniowanej składce, poniosło klęskę w Wielkiej Brytanii (i wszędzie tam, gdzie takie rozwiązanie zostało wprowadzone). Euforia, z jaką świat przyjął sprywatyzowanie emerytur, która jest wynikiem liberalnej ideologii lat 80. i 90., dała pracodawcom powód do zamykania firmowych funduszy emerytalnych działających na zasadzie programu o zdefiniowanym świadczeniu. Zanim nacisk ideologiczny doprowadził do ich upadku, programy te gwarantowały odchodzącym na emeryturę Brytyjczykom rozsądny dochód, którego wysokość była uzależniona od zarobków w momencie odejścia na emeryturę, a nie od zmiennych zwrotów z inwestycji. Niestety dzisiejsi pracownicy, którzy korzystają z obowiązujących programów o zdefiniowanej składce, nie będą mieli tyle szczęścia. W tych programach, a właśnie takie rozwiązania są oferowane przez działające w Polsce prywatne fundusze emerytalne, wysokość świadczenia zależy od wartości zgromadzonego kapitału w momencie odejścia na emeryturę. Prawda jest taka, że sektor finansowy, promując te rozwiązania dla większości obywateli, dopuścił się oszustwa na masową skalę.

Reklama

Tydzień temu brytyjska rządowa agencja nadzorująca fundusze emerytalne opublikowała miażdżący raport o prywatnych funduszach emerytalnych. Jestem przekonany, że podobny dokument na temat OFE byłby równie krytyczny. Potwierdziły się zarzuty, że wysokie opłaty manipulacyjne powodują, iż inwestowanie w fundusze kompletnie się nie opłaca. Powód jest oczywisty – prywatne fundusze emerytalne istnieją, by gwarantować zyski swoim właścicielom i menedżerom, nie przyszłym emerytom. W rezultacie zwrot z zainwestowanych pieniędzy jest niwelowany przez opłaty administracyjne. Przyszły emeryt może zarobić, tylko jeśli zwroty będą znacząco przewyższać opłaty. A przecież sytuacja na rynku cały czas mocno się zmienia. I najczęściej oszczędzający Brytyjczyk dowiaduje się w momencie przejścia na emeryturę, że fundusz, do którego należał, został ogołocony przez opłaty i emerytura, którą jest mu w stanie wypłacić, nie wystarcza do przeżycia. Licząc na podstawie obecnych stóp zwrotu w Wielkiej Brytanii, dzisiejsi pracownicy muszą zgromadzić równowartość 400 tys. zł, by co miesiąc otrzymywać 2 tys. zł emerytury brutto. To emerytura dożywotnia, co oznacza brak możliwości jej dziedziczenia (jeśli dziś odejdziesz na emeryturę, a jutro umrzesz, rodzina nie zobaczy twoich pieniędzy). Co ważniejsze, ten program nie przewiduje waloryzacji i oznacza wypłatę 2 tys. zł teraz, ale i za 10 czy 30 lat. To nie jest dobra inwestycja, w rzeczy samej – to bardzo kiepska inwestycja.

>>> Czytaj też: Nie mamy oszczędności, ale czujemy się bezpiecznie finansowo

Jako niedoświadczony młodzian wpłacałem składki do prywatnego funduszu i dobrze pamiętam, że po 10 latach otrzymałem mniej, niż przelałem na jego konto. Tymczasem agresywny marketing i starania PR-owców przekonały masę osób do wizji, w której budowanie własnego kapitału emerytalnego jest dobrym sposobem zabezpieczenia sobie przyszłości. Fakt, jest to dobry sposób, ale tylko dla mniejszości. On absolutnie nie jest dla ludzi o skromnych dochodach, którzy nigdy nie będą mieli środków do zgromadzenia prywatnego kapitału wystarczającego do otrzymywania godnej emerytury. Można tylko apelować do obywateli, żeby nie słuchali obietnic branży prywatnych funduszy emerytalnych. Jeśli chcecie zgromadzić własny kapitał, inwestujcie bezpośrednio w rynek akcji oraz obligacji, nie polegajcie wyłącznie na prywatnych firmach ubezpieczeniowych i pamiętajcie o tym, że rynek w każdej chwili może się załamać. A więc choć ZUS niekoniecznie jest najlepszą instytucją i potrafi być nieskuteczny oraz zbiurokratyzowany, jego funkcja jako instytucji publicznej polega na służeniu ludziom, a nie sobie. Obowiązuje go odpowiedzialność demokratyczna, a państwo i my wszyscy gwarantujemy wypłatę świadczeń.

W perspektywie długoterminowej, biorąc pod uwagę sytuację demograficzną Polski, konieczne będzie przesunięcie w stronę utworzenia funduszu emerytalnego, bo państwo nie będzie mogło polegać na systemie wypłacania emerytur tylko z bieżących dochodów. Ten ostatni sposób często jest niesłusznie dezawuowany, ale prawdą jest, że wymaga wysokich podatków i składek emerytalnych, zwłaszcza przy zmniejszaniu się stosunku liczby pracujących do emerytów. Rozsądne byłoby częściowe finansowanie emerytur z funduszu, a częściowo z bieżących przychodów. Powinno się z powrotem wprowadzić zasadę stażu emerytalnego, żeby wysokość emerytury zależała od liczby przepracowanych lat, ale nie była niższa od ustalonego minimum, które zapewni utrzymanie osobom z różnych przyczyn niemających wymaganego stażu. Ta zasada była promowana przez Williama Beveridge’a, który przeprowadził powojenne reformy w Wielkiej Brytanii i stworzył podwaliny współczesnego państwa opiekuńczego.

W tym aspekcie Polska powinna rozważyć utworzenie funduszu podobnego do istniejącego w Norwegii. Długoterminowa perspektywa jest ważna w przypadku świadczeń emerytalnych, a to powoduje, że taki fundusz będzie działał. Spójrzcie na to jako na szerzej pojęty system o zdefiniowanym świadczeniu. Tak się składa, że płacę składki do jednego z nielicznych wciąż istniejących funduszy o zdefiniowanym świadczeniu. Koszt godnej emerytury (z uwzględnieniem prawa do emerytury po zmarłym małżonku i inflacji) to 12 proc. pensji wpłacane przez pracodawcę i 8,5 proc. wpłacane przez pracownika. Jak to możliwe? To proste, fundusz bierze pod uwagę perspektywę długoterminową, prowadzi konsekwentną politykę inwestycyjną, kontroluje koszty i jest obowiązkowy dla wszystkich pracowników.

Niedawna reakcja prywatnych funduszy na decyzję rządu to, szczerze mówiąc, czyste pustosłowie. Istotne jest to, że międzynarodowa agencja rankingowa Moody’s oceniła likwidację OFE jako neutralną z fiskalnego punktu widzenia i niemającą wpływu na ocenę kraju. A jeśli przeczytać to, co napisane drobnym druczkiem, reakcja była nawet pozytywna. Ale eksperci agencji nie otrzymują wynagrodzeń z gigantycznych opłat nakładanych przez prywatne fundusze emerytalne. Nie można mówić o zapaści, katastrofie i negatywnych konsekwencjach dla polskiego rynku akcji i klimatu inwestycyjnego. Znacznie większy wpływ na polską gospodarkę ma uniesienie brwi przez szefa Fed Bena Bernanke’ego na wzmiankę o poluzowaniu polityki monetarnej.

Decyzja rządu (choć niekoniecznie argumentacja) daje nadzieję, że zaczęliśmy proces redefiniowania roli publicznych i prywatnych instytucji. Osobiście jestem wielkim fanem rynku, jeśli chodzi o zaopatrzenie mnie w telefony komórkowe i skarpety i wzdrygam się na myśl o samochodzie wyprodukowanym przez państwo. Ale przekonanie, że sektor prywatny jest lekarstwem na wszystkie problemy Polski, jest absolutnie błędne. Dowody są niepodważalne, a porażka choćby brytyjskiego prywatnego systemu świadczeń emerytalnych jest tylko najnowszym przykładem. Ciężko mi wypowiadać te słowa, ale oto one: Tusku i Rostowski, dobra robota.