Przeanalizowaliśmy poziom wykorzystania dotacji unijnych na mieszkańca przez samorządy. Posłużyliśmy się danymi z portalu MapaDotacji.pl (poziom szczegółowości danych dotyczy powiatów i miast na prawach powiatu).

>>> Polecamy: UE ma budżet na lata 2014-2020. Polska największym beneficjentem

Wynika z nich, że samorządowi liderzy osiągają w tej kategorii pułap 25–27 tys. zł na mieszkańca. Tak jest np. w przypadku Świnoujścia, powiatu warszawskiego zachodniego czy rzeszowskiego. Na drugim końcu zestawienia są te samorządy, które poziom wykorzystania dotacji mają na poziomie 2–3 tys. zł (choć zdarzają się jeszcze niższe, jak np. miasto Mysłowice – 923,86 zł na mieszkańca). Dysproporcje są ogromne. Nawet w obrębie tych samych województw.

Dziś samorządy zarządzają 25 proc. z puli przyznanej na lata 2007–2013. W kolejnej perspektywie będzie to 40 proc. (28,1 mld euro).

Reklama

– Jest duża liczba gmin, które wcale nie występują o dotacje unijne. Znam przypadek jednej w woj. mazowieckim, która miała przyznaną dotację, ale wycofała się z projektu. Władze uznały, że nie stać ich na wkład własny, gdyż zachwiałby on stabilnością finansową gminy – mówi prof. Jerzy Regulski z Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.

Wiceprezes fundacji i były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień zwraca uwagę na zjawisko sztucznego pompowania wskaźników przez samorządy, tzn. wydawania pieniędzy unijnych nie tyle w celu poprawy jakości życia, ile polepszania wskaźników w rankingach. Według prof. Regulskiego w Polsce nie stworzono żadnego zaplecza doradczego i merytorycznego dla gmin sięgających po fundusze europejskie. Każdy wójt musi odkrywać swoją Amerykę indywidualnie.

>>> Czytaj też:

Tusk: Trzeba mądrze zagospodarować unijne pieniądze

Regiony siedzą na unijnych środkach