Zakaz wjazdu do UE, zamrożenie kont i restrykcje wobec biznesów powiązanych z władzą to środki, jakich może użyć Bruksela

Sankcje mają być precyzyjnie wymierzone w Wiktora Janukowycza i jego otoczenie, np. szefa MSW Witalija Zacharczenkę czy szefa administracji prezydenta Andrija Klujewa. Chodzi o to, aby tylko gracze zaangażowani w scenariusz siłowy odczuli realne straty, a nie ukraińskie społeczeństwo i gospodarka tego kraju, która jest na granicy bankructwa. Mówił o tym wczoraj w trakcie sejmowej debaty o Ukrainie premier Donald Tusk. – Chodzi o sankcje najbardziej dotkliwe dla decydentów, dla odpowiedzialnych za zdarzenia w Kijowie, ale w ogóle niedotkliwe dla zwykłych ludzi i neutralne w sensie gospodarczym – wyjaśnił szef rządu.

>>> Co dalej z Ukrainą? 6 faktów, o których musisz wiedzieć, aby zrozumieć sytuację

To najprawdopodobniej będzie oznaczać zakaz wjazdu na terytorium 28 państw Unii Europejskiej dla wskazanych przedstawicieli ekipy Janukowycza, zamrożenie ich kont w bankach na terenie UE oraz restrykcje w stosunku do prowadzonych przez nich bądź powiązanych z nimi biznesów. Podobne sankcje Unia stosuje wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi. Przy czym Łukaszenka w przeciwieństwie do ludzi Janukowycza nie trzyma pieniędzy w zachodnich bankach.

Reklama

Po tym jak wczoraj nałożenie sankcji poparli prezydent Francji Francois Hollande i kanclerz Niemiec Angela Merkel, czyli przywódcy dwóch najbardziej wpływowych państw Wspólnoty, zastosowanie takiego rozwiązania jest bardzo prawdopodobne, tym bardziej że już wcześniej poparło je kilka innych państw.

Jednak mimo że taki zakres sankcji nie budzi większych kontrowersji, do tej pory Unia wstrzymywała się z ich zastosowaniem, choć ta sprawa na spotkaniach szefów dyplomacji była omawiana już dwukrotnie. Jako pierwszy o możliwości sankcji wspomniał minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt. Było to 20 stycznia, czyli jeszcze zanim w Kijowie były pierwsze ofiary śmiertelne. Dwa dni później, gdy byli już zabici, wezwał do tego szef litewskiej dyplomacji Linas Linkevicius. I to Litwa była jedynym państwem, które na spotkaniu szefów dyplomacji opowiedziało się za ich wprowadzeniem. Pozostałe przychyliły się do forsowanego przez Niemcy stanowiska, że Unia powinna się raczej koncentrować na dyplomatycznym rozwiązywaniu konfliktu, przy czym spora część państw – zwłaszcza z południowej i zachodniej części kontynentu – właściwie nie miała w tej sprawie swojego zdania.

Ponownie sprawa sankcji omawiana była na spotkaniu szefów dyplomacji 10 lutego. Mimo iż kilka dni wcześniej Parlament Europejski wezwał do wymierzonych sankcji, tzn. zakazu wjazdu do UE i zamrożeniu aktywów, a o takim rozwiązaniu mówił też minister spraw zagranicznych Czech, takiej decyzji nie podjęto. – Zgodziliśmy się, że w w tej chwili nie ma potrzeby decydować o sankcjach. Ale jeśli zobaczymy, że Janukowycz i jego ludzie będą nadal blokować dialog, będziemy musieli porozmawiać o sankcjach – oświadczył niemiecki minister Frank-Walter Steinmeier. Kuriozalne było zwłaszcza stanowisko sprawującej obecnie unijną prezydencję Grecji, która swój sprzeciw wyjaśniła „solidarnością i szacunkiem dla narodu ukraińskiego”.

Bardziej zdecydowane okazały się Stany Zjednoczone, które tuż po tym jak pojawiła się informacja o pierwszych zabitych, unieważniły wizy dla osób odpowiedzialnych za tłumienie protestów. Lista nazwisk nie jest ujawniana, ale prawdopodobnie liczy ona 20 osób, wśród których jest szef ukraińskiego MSW. Kilka dni później Waszyngton poinformował też o przygotowywaniu sankcji finansowych.