W rankingu rejestrowanego bezrobocia I miejsce ma woj. warmińsko-mazurskie. Jeśli uwzględnić szarą strefę, to rynek pracy najgorszy jest na Podkarpaciu
22,4 proc. – tyle wyniosła w styczniu stopa bezrobocia rejestrowanego w woj. warmińsko-mazurskim. Była to najwyższa wartość w kraju. Jeśli jednak wziąć pod uwagę nie tylko legalny rynek pracy, ale też szarą strefę, okaże się, że wskaźnik bezrobocia wynosił w tym województwie w IV kwartale ubiegłego roku zaledwie 9,2 proc. i był o 0,6 pkt proc. niższy od średniej krajowej. W rezultacie region ten jest dopiero na 13. pozycji pod względem poziomu bezrobocia liczonego na podstawie badań aktywności ekonomicznej wśród 16 województw. Faktycznie natomiast najgorsza jest sytuacja na rynku pracy w woj. podkarpackim, gdzie po uwzględnieniu szarej strefy bezrobocie wynosi aż 15,2 proc. – w tym na wsi 14,9 proc.
Warmia i Mazury w PRL słynące z PGR-ów nie zatraciły ducha przedsiębiorczości. Mitem jest więc przedstawianie tego regionu jako niezaradnego.
Skąd tak relatywnie dobra sytuacja na rynku pracy woj. warmińsko-mazurskiego na tle kraju? – Kryteria związane z ustalaniem poziomu bezrobocia na podstawie badań aktywności ekonomicznej są bardzo restrykcyjne. Według nich, jeśli ktoś przepracował w tygodniu choć godzinę, nie jest już zaliczany do grupy bezrobotnych – przypomina prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego. Takie kryteria są zgodne z zaleceniami Międzynarodowej Organizacji Pracy i Komisji Europejskiej i są przyjmowane we wszystkich krajach UE z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Według analityków lepsza sytuacja na rynku pracy w woj. mazurskim niż w woj. podkarpackim nie wynika tylko z różnicy w przedsiębiorczości mieszkańców regionów. – Mieszkańcy Warmii i Mazur mają większe możliwości wykonywania prac dorywczych – ocenia prof. Kryńska. Mazurskie jeziora przyciągają na przykład miliony turystów. Pojawiają się więc prace sezonowe – choćby w turystyce, hotelarstwie i gastronomii. Część osób zatrudniana jest w tych branżach poza wiedzą fiskusa.
Reklama
Natomiast na Podkarpacie, choć także bardzo atrakcyjne turystycznie, przyjeżdża mniej gości. Mniej też jest więc pracy. Potwierdza to statystyka. Na przykład w 2012 r. w woj. warmińsko-mazurskim udzielono noclegu 2,6 mln osób, a w woj. podkarpackim 2,3 mln – w obiektach mających 10 i więcej miejsc noclegowych. Są też inne możliwości zarobkowania. Po pojawieniu się jagód czy grzybów mieszkańcy województwa jezior zajmują się masowo ich zbiorem i sprzedażą. Biznes ten nie zamiera, bo na ogół nie ma dużych problemów ze zbytem przy ruchliwych drogach prowadzących do miejscowości wypoczynkowych. Podobnie jest na Podkarpaciu, ale w mniejszej skali.
Różnice są też w biznesie przygranicznym. Mieszkańcy regionu na północnym wschodzie kraju regularnie odwiedzają obwód kaliningradzki. Tylko w czwartym kwartale ubiegłego roku granicę przekroczyło blisko 750 tys. Polaków – w większości mieszkańców granicznego regionu, który ma nieco ponad 1,4 mln ludności. Prawie 77 proc. z nich robiło to kilka razy w miesiącu, a 19 proc. nawet kilka razy w tygodniu. Najczęściej kupowali tam tańsze niż u nas paliwo, alkohol, papierosy i wyroby cukiernicze. Część z tych towarów trafiła potem na bazary, gdzie została sprzedana z zyskiem. Wielu bezrobotnych utrzymuje się z handlu przygranicznego. Dla porównania – polsko-ukraińską granicę na południowym wschodzie przekroczyło w IV kwartale 296,3 tys. Polaków – o ponad 450 tys. mniej niż granicę polsko-rosyjską w woj. warmińsko-mazurskim. I to w sytuacji, gdy ludność Podkarpacia jest o 0,7 mln liczniejsza niż Warmii i Mazur.

>>> Czytaj również: Chroniczne bezrobocie jest w Polsce coraz większym problemem