Prezydent Bronisław Komorowski powtórzył wczoraj w Sejmie deklarację o wzroście wydatków na wojsko, jaką złożył we wtorek w obecności prezydenta Baracka Obamy. – To nie będzie tylko obietnica polityczna – potwierdził wczoraj premier Donald Tusk. Obaj politycy konsultowali się w tej sprawie przed wizytą prezydenta USA. Zmiana zostanie zapisana nie tylko w budżecie na 2015 r., lecz także na trwałe w ustawie o modernizacji sił zbrojnych, gdzie do tej pory figuruje wskaźnik 1,95 proc. PKB.

Mało czy dużo

Według prezydenta zwiększone wydatki na wojsko miałyby być przeznaczone przede wszystkim na najbardziej nowoczesne technologie. – Konieczne jest przygotowanie programu trzeciej fali modernizacyjnej, ukierunkowanej na szeroką informatyzację wojska: cyberobronę, bezzałogowce, technologie satelitarne. Musimy wzmocnić organizacyjnie – zintegrować – system kierowania bezpieczeństwem narodowym, w tym kierowania obroną państwa – zapowiedział Komorowski. Deklaracja większych wydatków na obronę wpisana jest w polityczny cel. – Stoimy ramię w ramię, teraz i zawsze, za wolność waszą i naszą. Polska nigdy nie będzie już samotna – mówił wczoraj w Warszawie Barack Obama.

Czytaj też: Obama: "Chciałbym ogłosić nową inicjatywę". Miliard dolarów trafi z wojskiem do Europy

Reklama

Ale Polska, choć cieszy się z poparcia USA, to chciałaby nakłonienia państw NATO do większego zaangażowania w tej części Europy i zwiększenia wydatków na wojsko, by przeciwstawić się Rosji.

Dodatkowa kwota deklarowana przez prezydenta i premiera, czyli 0,05 proc. PKB, to dziś około 800 mln zł. –To około 10 proc. obecnych wydatków na modernizację techniczną sił zbrojnych – wyjaśnia Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”. Choć budżet MON to ponad 32 mld zł, ta suma to także wydatki na pobory żołnierzy, bieżące utrzymanie armii, koszty zagranicznych misji czy emerytury dla byłych wojskowych.

Z kolei w skali budżetu państwa 800 mln zł to około 0,25 proc. wydatków na rok 2014. Odpowiada to jednej czwartej wydatków na kulturę i dziedzictwo narodowe albo podwójnemu budżetowi Sejmu.

Zadanie dla ministra finansów

Pieniądze na wyższe wydatki na wojsko będzie musiał znaleźć minister finansów Mateusz Szczurek. W jego resorcie pomysł nie został przyjęty z entuzjazmem. Nad Polską nadal wisi unijna procedura nadmiernego deficytu, którą Komisja Europejska w tym tygodniu tylko zawiesiła. Procedura ogranicza tempo wzrostu wydatków budżetowych. W podobny sposób działa nowa reguła wydatkowa.

Ekonomistów wizja wydania dodatkowych 800 mln zł na wojsko nie niepokoi. – Wzrost gospodarczy nam w tym przypadku bardzo pomaga. Większy popyt krajowy oznacza wyższe wpływy z podatków. MF zyska więc pewien bufor bezpieczeństwa, choć zwiększanie wydatków na obronę to wyłom w polityce konsolidacji finansów publicznych – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium. Dodaje, że dodatkowe 800 mln zł w wydatkach nie zagraża procesowi obniżania deficytu. Komisja Europejska zakłada, że w przyszłym roku wyniesie on 3,1 proc. PKB, resort finansów szacuje, że – bez uwzględnienia zmian w OFE – spadnie on do około 2,7 proc. PKB.

Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego, też uważa, że dodatkowy wydatek na zbrojenia nie zepchnie nas ze ścieżki obniżania deficytu i nie ma ryzyka, żeby był powodem braku decyzji o zniesieniu procedury nadmiernego deficytu. – Sytuacja budżetowa jest dobra. Sama kwota zwiększenia wydatków na armię nie jest na tyle duża, by mogła pokrzyżować plany zdjęcia procedury – mówi Kalisz.

Jaką drogę przyjmie minister finansów, by sprostać pomysłom prezydenta i premiera, dowiemy się już wkrótce, bo lada chwila zaczną się przymiarki do przygotowywania budżetu na 2015 r. Z naszych informacji wynika, że w resorcie cały czas żyje pomysł uelastycznienia wydatków na wojsko. Średnio wydatki na armię wyniosłyby tyle, ile chce prezydent, czyli 2 proc. PKB, ale byłyby niższe od tego wskaźnika w latach gospodarczego spowolnienia, a wyższe, gdy wraca wzrost. Dodatkowo w warunkach bezpośredniego zagrożenia, np. po decyzji prezydenta na podstawie opinii Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ta reguła mogłaby być zawieszana. Niewykluczone, że taka będzie opinia resortu do projektu zmian ustawowych wprowadzających wyższy wskaźnik.

Sekretarz generalny NATO z zadowoleniem przyjął deklarację Polski o zwiększeniu wydatków na obronność. Czytaj więcej na ten temat tutaj.

Sukces prezydenta

Ale nawet zwiększenie wskaźnika i limitów wydatków budżetowych MON nie oznacza automatycznie wzrostu wydatków. Jak dotąd nigdy nie udało się zrealizować budżetu MON w całości. Podobnie może być teraz.

– Nie jest problemem wydać 2 proc. PKB, ale to jak wydać mądrze te pieniądze. Już w ubiegłym roku na marynarkę było 900 mln zł i nie udało się ich wydać, zapewne nie uda się i w tym. Dlatego pełna realizacja wieloletnich planów jej modernizacji stoi pod znakiem zapytania – zauważa Andrzej Kiński. Dotychczasowy plan zakupu nowego sprzętu dla całej armii zakłada wydanie do 2020 r. 131,4 mld zł.

Wspólna deklaracja Komorowskiego i Tuska oznacza, że zwycięstwem tego pierwszego kończy się wieloletni spór między urzędami premiera i prezydenta o poziom wydatków na obronę narodową. Rząd przyciśnięty kryzysem jeszcze w 2009 r. wystąpił z pomysłami ograniczenia wydatków na MON. Takiego rozwiązania chciał zarówno premier Donald Tusk, jak i ówczesny minister finansów Jacek Rostowski. Wówczas sprzeciwił się im Lech Kaczyński. Po wyborach w 2010 r., gdy prezydentem został niedawny polityk PO Bronisław Komorowski, wydawało się, że rząd jest bliski dopięcia swego, próbował jeszcze rok temu. Ale Komorowski, dawny szef MON, a obecnie zwierzchnik sił zbrojnych, nie okazał się bardziej ustępliwy niż poprzednik. Za każdym razem mówił nie. A teraz to prezydent przeszedł do ofensywy, wykorzystując agresję Rosji na Ukrainę i destabilizację naszego sąsiada, zaczął skutecznie domagać się zwiększenia wydatków na MON.

Oto 4 powody, dla których plan modernizacji polskiej armii może okazać się niewypałem