Reprezentuje pan jedno z miast tzw. ściany wschodniej. Czy to określenie jest jeszcze w ogóle uprawnione? Czy dalej widzi pan podział na Polskę A i Polskę B?

Ja nie używam tego określenia, jeśli już to „Polska Wschodnia” i to tylko w sensie geograficznym. Sam podział Polski na A i B uważam za niewłaściwy, jeśli oceniamy potencjały i możliwości regionów. Jest oczywiste, że niedorozwój gospodarki regionów wschodnich powoduje spore różnice. Natomiast patrząc np. na potencjał akademicki, obywatelski czy kulturalny Lublina, to jest on porównywalny, oczywiście we właściwych proporcjach, z Katowicami czy Wrocławiem. W zakresie infrastruktury jesteśmy oczywiście za Polską Zachodnią, to samo dotyczy inwestycji tworzących miejsca pracy. Ale jest to pokłosie złej polityki prowadzonej przez rząd począwszy od lat 90., kiedy to zasada zrównoważonego rozwoju była tylko i wyłącznie ustawowym, papierowym zapisem. Dziś w miastach Polski Wschodniej mamy ogromny potencjał wzrostu, a dzięki środkom europejskim będziemy te różnice wyrównywać.

Jeden z pana rywali jako swój priorytet określił walkę z wyludnianiem miasta. Rzeczywiście, nie tylko Lublin, ale cały region ma z tym problem. W porównaniu z 2000 rokiem liczba ludności spadła o ponad 40,5 tysiąca osób. Dlaczego tak się dzieje i jak można to zatrzymać?

Te dane są przesadzone. Według naszych danych, mówimy tylko o kilkutysięcznym ubytku mieszkańców miasta. Ale prawdą jest, że część mieszkańców wyjeżdża nie wymeldowując się. Jeszcze kilka lat temu Lublin i inne miasta takie jak Rzeszów czy Białystok, traktowane były przez młodych ludzi jako miasta, w których brakuje perspektyw robienia kariery zawodowej. I to mimo dużego potencjału akademickiego. W Lublinie jest blisko 90 tys. studentów i 19 tys. absolwentów. Trudno jest rok w rok tworzyć tyle miejsc pracy i stąd próby poszukiwania środków do życia gdzie indziej. W ostatnich latach dokonaliśmy ogromnego skoku inwestycyjnego, wydaliśmy 2,2 mld zł w tej kadencji. Wraz ze spółkami komunalnymi będzie to 2,5 mld zł. A jeśli uwzględnimy wszystkie inwestycje publiczne prowadzone także przez uczelnie czy samorząd województwa, to w samym Lublinie wydawanych jest w tej chwili ok. 4,5 mld zł, w tym na komunikację, uzbrajanie terenów pod nowe firmy czy tworzenie obiektów sportowych i kulturalnych. Dzięki temu Lublin staje się atrakcyjny dla młodych ludzi. Jednak wciąż niewystarczające są strumienie tworzące nowe miejsca pracy. My bezpośrednio przyczyniliśmy się do stworzenia 9 tys. miejsc pracy, ale nie jesteśmy w stanie zapewnić ich wszystkim absolwentom uczelni.

Reklama

Czego efektem jest to, że bez pracy pozostaje 9 proc. mieszkańców w wieku 25-34 lat.

To prawda. Ale zaproponowaliśmy absolwentom, że będziemy np. szybko rozwijali centra usług. Lublin na mapie inwestycji outsourcingowych jest już dla wielu inwestorów miastem pierwszego wyboru.

Czyli Lublin krajowym zagłębiem call-center?

Nie chodzi o call-center, ale raczej o centra finansowo-księgowe i o usługi IT. Przyciągając firmy informatyczne do Lublina zapewniliśmy, że dziś w mieście pracuje ok. 5 tys. osób w tej branży. Ściągnęliśmy też sektor finansowy, swoje filie mają tu takie firmy jak Proama czy Alior Bank. Mamy też wiele firm informatycznych, zatrudniających programistów, choć nie w takiej skali jak np. we Wrocławiu. Dla biznesu uzbroiliśmy tereny za ponad 110 mln zł, zakładamy, że dobrze wykonaliśmy lekcję przez te ostatnie cztery lata. Zbudowaliśmy fundament, na których ożywienie gospodarcze w przyszłej kadencji powinno być jeszcze bardziej zauważalne.

Jakie będą więc pana priorytety na kolejną kadencję, jeśli zostanie pan wybrany?

Potrzebna jest kontynuacja programu inwestycyjnego. Przygotowałem więc tzw. kontrakt dla Lublina na kolejne cztery lata. Opisanych jest tam kilka obszarów: inwestycję w infrastrukturę, drogi itp. Mamy też plan rewitalizacji śródmieścia starego miasta, a także rozwój transportu zbiorowego. Mamy obecnie jeden z najnowszych systemów w Polsce, ale będziemy mimo to inwestować w autobusy z napędem elektrycznym i trolejbusy, gdyż stawiamy na zeroemisyjny transport. Kolejny obszar dotyczy dalszego przyciągania inwestycji, które łącznie stworzą co najmniej 10 tys. miejsc pracy. Chcemy powiększyć specjalną strefę ekonomiczną i wprowadzić zmodyfikowany program wsparcia dla lokalnych przedsiębiorców. Jesteśmy miastem, w którym każde dziecko ma miejsce w żłobku i przedszkolu publicznym. Stawiamy natomiast na budowę nowych szkół, już w przyszłym roku rozpoczniemy budowę nowego obiektu. Mamy też stale rozwijany program wsparcia dużych rodzin (Rodzina 3+).

Dokument, o którym pan mówi, ma w nazwie słowo „kontrakt”. A więc zobowiązuje się pan do realizacji pewnych zobowiązań. Czy mam rozumieć, że jeśli nie dotrzyma pan obietnicy, honorowo nie będzie pan ubiegał się o kolejną kadencję w 2018 roku?

Trudno ujmować to w tych kategoriach, bo nie jest to umowa cywilnoprawna. Ale poważnie traktuję funkcję prezydenta miasta. Startując w 2010 roku z rozpoznawalnością na poziomie 20 proc., przez cztery lata ciężko pracowałem, stworzyłem potężny front inwestycyjny. Swój program zawarty w kontrakcie adresuję do przedsiębiorców i rodzin. On jest trudny do realizacji, ale możliwy. Jeśli pozyskamy dotacje unijne, to uda nam się wydać 2 mld zł na inwestycje drogowe. Jeśli chcemy rozwijać miasto akademickie, również jesteśmy w stanie to zrobić. Sporo już zrobiliśmy np. w zakresie sportu i rekreacji – kończymy basen olimpijski, park wodny i halę lodową. Skończyliśmy stadion piłkarski, przed nami jeszcze modernizacja stadionu lekkoatletycznego. Kontrakt jest więc kontynuacją tego, co już robimy w mieście.

Według pana jednym z największych wyzwań Lublina jest rewitalizacja doliny Bystrzycy. Dlaczego to takie trudne zadanie?

To kapitalne tereny rekreacyjne. Już dziś zlokalizowany jest tam m.in. stadion, budowany jest też basen olimpijski. Chcemy tam też tworzyć taką infrastrukturę jak np. Targi Lubelskie i hotele. To naturalny obszar dla takich inwestycji. Zadanie to jest takie trudne, bo nie ma jasno określonych „szuflad” ze środkami europejskimi na taką rewitalizację np. w regionalnym programie operacyjnym na lata 2014-2020 czy w PO Polska Wschodnia. Musimy poszukiwać środki w różnych źródłach, by to sfinansować. Gdzie indziej będą środki na ochronę środowiska, gdzie indziej na ścieżki rowerowe, a jeszcze gdzie indziej – o ile w ogóle – na obiekty sportowe.

Z końcem września z pompą otwarto Arenę Lublin. Opozycja twierdzi, że stawianie takiego obiektu sportowego za 180 mln zł dla II-ligowego zespołu Motor Lublin, jest nieopłacalne. Czy nie obawia się pan, że stadion będzie nierentowny?

Sam 15,5 tysięczny stadion kosztował 140 mln zł, z tego połowa to środki europejskie. Świadomie założyliśmy, by dofinansowanie nie było większe ze względu na ryzyko niedozwolonej pomocy publicznej. Reszta z tych 180 mln zł to wydatki na drogi dojazdowe, które i tak by powstały. Miasto wojewódzkie musi mieć nowoczesną infrastrukturę sportową. To jest stadion miejski, a nie stadion Motoru Lublin. Roczne utrzymanie obiektu będzie kosztować tylko 8 mln zł, a nie kilkadziesiąt, jak twierdzi opozycja. Ma pełnić rolę również regionalną, to najnowocześniejszy tego typu obiekt po tej stronie Wisły. Na płycie i na widowni mieści się 25 tys. osób, dzięki czemu niemal każdy koncert jest do przeprowadzenia i zbilansowania. Podczas inauguracyjnego spotkania reprezentacji młodzieżowych Polski i Włoch stadion wypełnił się w całości. Poszukujemy już klubów w Europie, które m.in. będą chciały się u nas przygotowywać do sezonu, mamy bowiem bardzo dobrą bazę hotelową i treningową.

Problemem Lublina są korki. Jak zamierza pan z nimi walczyć?

Chcemy tworzyć alternatywy dla samochodu prywatnego. Zainwestowaliśmy ponad 500 mln zł w rozwój transportu zbiorowego. To przełożyło się m.in. na 30 km nowej trakcji, 70 nowych trolejbusów i około setki autobusów. Wszystko przy 85-procentowym poziomie unijnego dofinansowania. Już dziś dużo osób przesiadło się do komunikacji publicznej. Prowadzimy politykę taniego biletu okresowego dla osób często korzystających z transportu zbiorowego. Podwyższamy co najwyżej ceny biletu jednorazowego. Na koniec tego roku będziemy mieli 100 km ścieżek rowerowych. Mamy 40 stacji rowerowych i 400 rowerów miejskich. Jak będzie dwa razy tyle, to i tak będzie za mało. Dlatego zamierzamy w ten system inwestować. Ludzie korzystają z alternatywnych rozwiązań, jeśli tylko im się to umożliwia.

A można się w przyszłości spodziewać bezpłatnego transportu w Lublinie?

Nie. To jest rozwiązanie, które rozsadza ekonomię transportu zbiorowego. Polityka ulg wprowadzanych i przez miasto, i przez rząd, powoduje, że i tak mamy w miejskiej kasie ubytek ponad 75 mln zł. To są środki, które rok w rok dopłacamy do transportu publicznego. Jeśli miałby być darmowy, trzeba byłoby dopłacać dwa razy więcej niż dziś. W Lublinie mieszkańcy rozumieją, że nie ma darmowych lunchów. Darmowa komunikacja oznaczałaby mniej pieniędzy np. w oświacie. Dlatego zakończyliśmy tę dyskusję. Nie można robić rewolucji, której nie wytrzyma żaden budżet, zwłaszcza jeżeli ma być to budżet o charakterze inwestycyjnym. Z drugiej strony nie zakładam podwyżek cen biletów, zależy nam, by były wciąż atrakcyjne dla naszych mieszkańców.

>>> Czytaj też: Praca na Wyspach. Wszystko, co trzeba wiedzieć o brytyjskim systemie zasiłków