Podatek od transmisji danych przez Internet, jeden z ponad 40 nowych podatków wprowadzonych przez cztery lata rządów premiera Victora Orbána i partii Fidesz, nie tylko mocno zaskoczył sektor telekomunikacyjny, ale wywołał też nieoczekiwanie potężny sprzeciw szerokiej rzeszy Węgrów.

Zapowiedzi wprowadzenia podatku od korzystania z Internetu doprowadziły do największej od lat demonstracji ulicznej w Budapeszcie. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Część demonstrantów przypuściła atak na siedzibę partii Fidesz. Musiała interweniować policja.

Tło jest takie, że po wysoko wygranych wyborach komunalnych rząd zabrał się do porządków w wydatkach państwa. Te, po trzech w tym roku kampaniach poprzedzających wybór posłów do parlamentu krajowego, europejskiego oraz samorządów terytorialnych, napęczniały mocno. Rząd obiecywał wprawdzie, że nie będzie rozdawania pieniędzy w celu przeciągania wyborców na swoją stronę, ale skończyło się na obietnicach. Teraz kłopot ma minister gospodarki, który próbuje uspakajać opinię publiczną, że nie ma mowy o przymiarkach do zaciskania pasa, ale przekonujący nie jest.

Przygotowaną właśnie reformę administracji państwowej, w tym zaplanowane zwolnienie tysięcy zatrudnionych w niej osób, minister nazywa koniecznością. Tak samo uzasadnia całkowitą likwidację wszelkich zasiłków stanowiących uzupełnienie dochodów osób najmniej zarabiających oraz wprowadzanie nowych podatków, które obciążają – według jego słów – nie ludzi, a jedynie firmy, a wśród nich przede wszystkich te nielubiane, czyli zagraniczne. Treść całego artykułu można przeczytać tutaj.

Reklama