- Moi prawnicy zrezygnowali ze współpracy po tym, jak wyczerpały się moje środki finansowe. W sumie na obronę wydałem już ponad 10 mln dolarów. Prawnicy wydrenowali mnie z wszelkich oszczędności – powiedział Dotcom, w czasie konferencji unBound Digital, która odbywa się w Londynie.

Problemy Dotcoma (a właściwie Kima Schmitza, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko niemieckiego przedsiębiorcy) zaczęły się w 2012 roku, gdy – pod naciskiem FBI – władze Nowej Zelandii skonfiskowały jego majątek o wartości 200 milionów dolarów. Wśród zarekwirowanych dóbr znalazła się rezydencja, jacht oraz kolekcja luksusowych samochodów. Przedsiębiorca trafił do aresztu, z którego został jednak zwolniony po wpłaceniu kaucji.

Powodem akcji nowozelandzkich władz i FBI była działalność serwisu Megaupload, którego założycielem i właścicielem był Dotcom. Megaupload był jednym z największych na świecie serwisów dystrybucji plików. Cały problem polegał jednak na tym, że przeważająca większość znajdujących się tam materiałów zamieszczana była bez zgody właścicieli praw autorskich.

>>> Czytaj też: Walka z piractwem w internecie to wielki prawniczy biznes

Reklama

Po odzyskaniu wolności Dotcom rozpoczął batalię o odzyskanie majątku i dobrego imienia. Niemiecki przedsiębiorca od samego początku odrzucał oskarżenia ze strony FBI, uważając je za absurdalne. Podkreślał, że serwis Megaupload zawsze ochoczo współpracował z właścicielami praw autorskich i – na ich prośbę – usuwał należące do nich materiały.

Wszystko wskazuje na to, że Dotcom nie będzie mógł jednak kontynuować swojej walki z wymiarem sprawiedliwości, bo zabrakło mu na to pieniędzy. W czasie konferencji unBound Digital – na której pojawił się jedynie wirtualnie (za pośrednictwem Skype’a) – podkreślił, że być może jest to jego ostatnie publiczne wystąpienie. Założyciel Megaupload spodziewa się bowiem, że wkrótce trafi z powrotem do nowozelandzkiego aresztu – z powodu braku funduszy na pokrycie kaucji.