Tylko kilka tygodni przetrwał lewicowy rząd Stefana Lofvena. O jego porażce zadecydowało jednak nie fiasko ustawy budżetowej, ale imigranci.

Premier Stefan Lofven ogłosił wczoraj, że już w marcu 2015 roku w Szwecji odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne. Jego lewicowy rząd poległ na ustawie budżetowej, ale - jak pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita" - mógł się uratować. Wystarczyło pójść na kompromis z partią Szwedzkich Demokratów, która zaoferowała Lofvenowi swoje poparcie w zamian za ograniczenie imigracji do kraju. W ostatnich miesiącach poparcie dla tego ugrupowania stale rośnie i jest ono obecnie trzecią siłą polityczną w Szwecji.

- Szwedzkich Demokratów mało obchodzi budżet. Realizują to, co zapowiadali, starając się obalić rząd, aby w następnych wyborach zwiększyć swój stan posiadania w parlamencie i doprowadzić do drastycznego ograniczenia imigracji - mówi Johannes Lindvall, politolog z uniwersytetu w Lund w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

>>> Czytaj też: Najgorzej od 50 lat. Za 4 miesiące przedterminowe wybory w Szwecji

Szwecja już od wielu lat zmaga się z problemem narastającej imigracji. Obecnie, z 5,7 tys. azylantów na milion mieszkańców zajmuje pierwsze miejsce w grupie państw OECD. Jest również drugim państwem w Europie (zaraz po Węgrzech) pod względem nadawanych imigrantom obywatelstw. Jak wylicza "Rzeczpospolita", w 2012 roku szwedzkie obywatelstwo uzyskało aż 7,8 procent cudzoziemców zamieszkujących ten kraj.

Reklama

W wrześniowych wyborach Szwedzcy Demokraci zdobyli 49 mandatów w szwedzkim Rigsdagu (12,9 proc. głosów). Wiele wskazuje na to że w przyszłym roku poprawią ten wynik. - Jesteśmy jedyną partią, która może jeszcze ocalić Szwecję - zapowiadają.

Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"