Mniej niż 10 proc. Polaków korzysta z którejś z usług, które według zamysłu autorów reformy z końca lat 90. XX w. miały dotyczyć przynajmniej połowy populacji. Czy da się zmienić ten stan rzeczy?

W naszym systemie emerytalnym pierwszym filarem określa się oszczędności lokowane w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Drugim filarem miały być Otwarte Fundusze Emerytalne, w których członkostwo było przymusowe, a środki, które do nich przekazywano – publiczne. Problem w tym, że po ostatnich zmianach OFE przestają już być opłacalnym biznesem, a ich ewentualny wpływ na wysokość emerytury jest dyskusyjny (>>więcej na ten temat). Trzeci filar to instrumenty finansowe, które służą dobrowolnemu oszczędzaniu na emeryturę. Składki, które trafiają na konta, rosną bez podatku od dochodów kapitałowych.
Trzy formy oszczędzania

Są trzy rodzaje usług ściśle określone przez ustawodawcę. Na indywidualne konta emerytalne (IKE) można wpłacać trzykrotność średniego wynagrodzenia rocznie. Korzysta z nich tylko 5,2 proc. pracujących. Indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) dają możliwość wpłaty określonej przez ministra pracy kwoty (w 2015 r. to 4,75 tys. zł) odliczanej od podatku. Są objęte ryczałtową stawką przy wypłacie po osiągnięciu wieku emerytalnego.

Korzysta z nich 3,2 proc. pracujących. Trzecią formę – Pracownicze Programy Emerytalne (PPE) – prowadzi ponad 10 tys. pracodawców, korzystając przy tym z tego, że do 7 proc. wynagrodzenia pracowników jest zwolnione ze składek na ubezpieczenia społeczne. Wypłata z programu po przejściu na emeryturę jest natomiast zwolniona z podatku dochodowego. Uczestniczy w nich 2,4 proc. pracujących. Więcej na stronie obserwatorfinansowy.pl.

Reklama

>>> Polecamy: Szwajcaria się nie poddaje. Kraj zmienia front w wojnie walutowej