Okres dostosowywania się do gospodarki rynkowej po ciężkich czasach gospodarki centralnie planowanej już się skończył. Rządy państw Europy Środkowo-Wschodniej wyprzedały większość swoich państwowych przedsiębiorstw i banków, teraz zaczynają krytykować zagraniczne koncerny i politykę UE - pisze Bloomberg.

Kiedy Polska wyzwalała się z kajdan komunizmu w 1989 roku, Natalii Krzywickiej nie było jeszcze na świecie. 15 lat później, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, dziewczyna miała zaledwie 8 lat.

Teraz 19-letnia studentka jest gotowa na to, by jej kraj przestał zachowywać się jak unijny nowicjusz i zaczął robić coś na rzecz wyborców. Natalia była jedną z osób, które w majowych wyborach przyczyniły się do zdetronizowania popieranego przez rząd prezydenta Bronisława Komorowskiego.

„Wiem, że wskaźniki gospodarcze cytowane przez mainstreamowe media w Polsce pokazują, że nasz kraj jest w dobrej kondycji, ale to tyko propaganda. Politycy muszą teraz znów skupić się na obronie interesów Polski” – mówi Krzywicka.

Krzywicka znalazła się po stronie tych wschodnioeuropejskich wyborców, którzy zdecydowali się potrząsnąć politykami po ponad dwóch dekadach tolerowania dostosowywania się do fiskalnych i gospodarczych kryteriów narzucanych przez UE. Rządy państw Europy Środkowo-Wschodniej przez lata koncentrowały się na sprzedaży państwowych aktywów, przyciąganiu zagranicznych inwestycji, poskramianiu biurokracji i spełnianiu unijnych ograniczeń w zakresie finansów publicznych i konkurencji. Teraz Polacy domagają się, by rząd zrobił wreszcie coś dla nich i skupił się na poprawie warunków ich życia codziennego – w tym na emeryturach i opiece zdrowotnej.

Reklama

To właśnie obietnica obniżenia wieku emerytalnego Polaków i odejścia od „unijnego mainstreamu” pomogły Andrzejowi Dudzie pokonać Bronisława Komorowskiego w majowych wyborach prezydenckich w Polsce. Zwycięstwo Dudy to kolejny w Europie wyraz społecznego buntu przeciw rządzącej partii – w ciągu ostatnich dwóch lat podobne przewroty miały miejsce w Rumunii, na Słowacji i w Czechach.

>>> Polecamy: Polska na peryferiach świata. Czy kiedykolwiek dogonimy Zachód?

Krytyka zachodnich koncernów

Zakładając, że dochody 100 mln mieszkańców krajów Europy Wschodniej będą zbliżać do poziomów ich zachodnich sąsiadów, inwestorzy jeszcze przed pierwszą falą rozszerzenia wspólnoty w 2004 roku wpompowali w ten region miliardy euro.

Od tego czasu byli nagradzani przez ponadprzeciętne zyski. Węgierskie obligacje w lokalnej walucie przyniosły inwestorom aż 169-procentową stopę zwrotu. To najlepszy wynik spośród 26 indeksów monitorowanych przez European Federation of Financial Analysts Societies (EFFAS). Polskie papiery złotowe zapewniły 107 proc. zysku, a czeskie – 77 proc. Unijna średnia w tym czasie wyniosła 71 proc.

Okres dostosowywania się do gospodarki rynkowej po ciężkich czasach gospodarki centralnie planowanej już się jednak skończył. Rządy państw Europy Wschodniej wyprzedały już większość swoich państwowych przedsiębiorstw i banków, teraz zaczynają krytykować zagraniczne koncerny, m.in. za zawyżanie cen. Dotyczy to szczególnie Bułgarii, Słowacji i Węgier.

>>> Czytaj też: Globalne korporacje chcą, by Polacy mało zarabiali

Ostatnie dwa państwa już wprowadziły specjalne podatki dla instytucji finansowych, które mają wesprzeć ich krajowe budżety. Podobne rozwiązania chce w Polsce naśladować prezydent elekt Andrzej Duda. W rozszerzaniu wpływów państwa najdalej w regionie posunął się Viktor Orban – wykupił gazowe operacje gazowe energetycznego koncernu EON SE i przejął Budapest Bank od GE Capital. Orban chce, by w węgierskich rękach znalazło się ponad 60 proc. banków.

„Spodziewam się, że wysiłki wkładane w forsowanie reform strukturalnych będą coraz mniejsze. To główny problem, z którym musi zmierzyć się każdy rząd w Europie: wzrost płac i bezrobocie wśród młodych. Wciąż nie znaleźliśmy rozwiązania” – ocenia Peter Schottmueller, analityk Deka Investment z Frankfurtu.

Społeczeństwo państw Europy Środkowo-Wschodniej dość niechętnie odnosi się do wspólnej waluty. Przyjęciu euro sprzeciwia się 70 proc. Polaków i 69 proc. Czechów.
Jednocześnie trzy czwarte Polaków czuje się obywatelami UE – wynika przeprowadzonych jesienią ubiegłego roku badań Eurobarometru. Średnia unijna wynosi 61 proc. Dla porównania w Wielkiej Brytanii, w której premier David Cameron zamierza przeprowadzić referendum w sprawie wyjścia z UE, odsetek ten wynosi już tylko 50 proc.

Unia nie pomogła zlikwidować nierówności społecznych

Przystąpienie do Unii wpłynęło na podniesienie standardów życia obywateli wschodnioeuropejskich państw, jednak nie wszyscy skorzystali z tego w równym stopniu. W Polsce PKB na mieszkańca według parytetu siły nabywczej sięga dziś dwóch trzecich średniej unijnej. Jeszcze w 2007 roku wskaźnik ten stanowił około połowę wspólnotowej średniej – wynika z danych Eurostatu.

Według danych GUS, przeciętne dochody rozporządzalne netto mieszkańców miast kształtują się teraz na poziomie 18,7 tys. zł rocznie. Tymczasem dochody polskich rolników są o prawie 50 proc. niższe.

„Jeśli spojrzymy na to, co dzieje się poza wielkimi ośrodkami miejskimi, znajdziemy mnóstwo ludzi, którzy nie czują się beneficjentami tego gospodarczego boomu” – mówi Aleks Szczerbiak, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Sussex.

>>> Czytaj też: Polska kolonią Zachodu i wielki przekręt OFE. Oto polscy ekonomiści, którzy potrafią myśleć inaczej

Nieliberalna demokracja Orbana

Zaskakujące wyniki wyborów mogą być dwojakie konsekwencje – twierdzi Joerg Forbrig z think tanku German Marshall Fund. Wyborcy ukarali w ten sposób polityków za to, że nie spełnili ich oczekiwań i nie wsłuchiwali się w ich potrzeby, a to jest cechą charakterystyczną dojrzałych demokracji. Z drugiej strony jednak, taki trend może stać się impulsem do narastania populizmu, nacjonalizmu i introwertyzmu – uważa Forbring.

Na Węgrzech Wiktor Orban nawołuje do tworzenia wielkich krajowych przedsiębiorstw, które zdominują gospodarkę - podobne poglądy w swojej kampanii wyborczej prezentował nowy polski prezydent Andrzej Duda. Zmuszając zagraniczne koncerny energetyczne do obniżenia cen detalicznych, Orban zadeklarował, że chce stworzyć na Węgrzech „demokrację nieliberalną” – taką jak w Rosji czy Turcji.

„Nadszedł czas, by zrozumieć, że kraje te nie są już dłużej ‘nowymi członkami UE’”. Państwa te pokonały długą drogę, ich gospodarki od 25 lat przechodzą transformację. W każdym z tych państw kryje się bardzo duży potencjał i siłą, by zamieszać w UE” – mówi Forbrig.

>>> Czytaj też: Efekt Orbana? Węgry pożyczają tanio jak nigdy