W czasie, gdy zachodnie kraje spierają się co do sposobu radzenia sobie z falą imigrantów zalewających Stary Kontynent, bezpieczniejsze szlaki migracji w stronę krajów Zatoki Perskiej są zablokowane.

Yassir Batal, który razem z żoną i pięciorgiem dzieci szuka nowego domu, przyznaje, że Niemcy razem ze swoimi obcymi zwyczajami i językiem są dla jego rodziny bardziej kuszące niż bogate kraje arabskie, których kulturę, religię i język dobrze znają.

Tak jak rzesze innych Syryjczyków, którzy uciekają przed wojną domową, 36-letni Yassir nie brał nawet pod uwagę możliwości kierowania na południe w stronę Jordanu i szukania schronienia w Arabii Saudyjskiej lub sąsiadujących krajach. Jego zdaniem, uchodźcy nie byliby tu witani w taki sam sposób, jak w Europie.

„W Europie mogę liczyć na leczenie polio, na które choruję, będę mógł wykształcić dzieci, dostanę dach nad głową i będę mógł prowadzić godne życie” – mówi Batal, który właśnie opuścił siedzibę ONZ w Bejrucie. Od marca 2011 roku, kiedy w Syrii wybuchła wojna domowa, to właśnie w tym mieście krzyżują się szlaki ponad miliona uchodźców. „Kraje Zatoki Perskiej zatrzasnęły drzwi do swoich państw przed nosem Syryjczyków” – mówi Batal.

Historie o imigrantach duszących się w przepełnionych ciężarówkach czy malutkich dzieciach utopionych w Morzu Śródziemnym w najmniejszym stopniu nie zniechęcają uchodźców do podejmowania prób dotarcia do Europy. W czasie, gdy zachodnie kraje spierają się co do sposobu radzenia sobie z falą imigrantów zalewających Stary Kontynent, bezpieczniejsze szlaki migracji w stronę krajów Zatoki Perskiej są zablokowane. Wszystko z powodu trudności z uzyskaniem dostępu do tych państw i obawami o to, jak uchodźcy będą tu traktowani.

Reklama

>>> Czytaj też: Węgierska zasadzka na uchodźców. Obóz dla imigrantów "strefą działań operacyjnych"

Finansowanie wojen

Państwa arabskie były mocno zaangażowane w syryjski konflikt. Miliony dolarów pochodzące z niektórych krajów, trafiły do grup rebeliantów, w tym także ekstremistów. Jednocześnie państwa Zatoki Perskiej pompowały też miliardy dolarów w pomoc dla przesiedlanych mieszkańców Syrii, znajdujących się w obozach dla uchodźców w Jordanii i Libanie, kontrolując przy tym restrykcyjnie, kto przekracza ich własne granice. Większość imigrantów, którzy uciekają przed wojną, to sunnici – tak samo jak przeważająca część mieszkańców Arabii Saudyjskiej.

„Najbardziej oburza mnie postawa krajów arabskich, które mają mnóstwo pieniędzy, a biorą do siebie tak niewielu imigrantów” – mówił w zeszłotygodniowym wywiadzie Claus Hjort Frederiksen, duński minister finansów. „Mowa o takich krajach, jak Arabia Saudyjska. To skandaliczne” - dodaje.

Choć w państwach Zatoki Perskiej nie ma obozów dla uchodźców, starają się one pomagać Syrii w inny sposób – twierdzi Ghanem Nuseibeh, założyciel londyńskiej firmy konsultingowej Cornerstone Global Associates. Co prawda spadek ceny ropy naftowej ograniczył nieco dochody państw arabskich, wciąż jednak są one jednymi z najbogatszych na świecie. Kilka państw rzeczywiście zaoferowało tysiącom Syryjczyków możliwość przedłużonego pobytu i podjęcia pracy.

Pomoc szejków

Na pomoc humanitarną i utrzymanie obozów dla uchodźców w Jordanii i północnym Iraku Zjednoczone Emiraty Arabskie przeznaczyły ponad 1,98 mld dirhamów (540 mln dol.) – mówi Bloombergowi przedstawiciel rządu ZEA. Jego zdaniem, w długoterminowym interesie imigrantów jest pozostanie w bliskiej odległości od ich domów, tak by łatwiej było im tu wrócić, gdy konflikt się zakończy. Dziennikarzom nie udało się uzyskać komentarza w tej sprawie od przedstawicieli władz Arabii Saudyjskiej i Kataru.

Kraje Zatoki Perskiej od dawna były bardzo ostrożne w otwieraniu swoich granic dla uchodźców – uważa Michael Stephens, specjalista ds. Bliskiego Wschodu w Royal United Services Institute for Defense and Security Studiem. Jak podkreśla, w Katarze czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie miejscowe populacje są w mniejszości, nawet 30 tys. imigrantów może zaburzyć równowagę demograficzną.

„Państwa arabskie zawsze obawiały się o zagrożenie, jakie mogą stanowić dla nich uchodźcy z Syrii. Demograficzne i społeczne kwestie nie są jednak wystarczającym powodem, by odmawiać przyjęcia imigrantów” – mówi Michael Stephens.

>>> Czytaj też: Orban: "Jeśli nie ochronimy swoich granic, zaleją nas miliony imigrantów"

Bitwa na argumenty

Mahmoud Abbas, jeden z palestyńskich rysowników mieszkający w Szwecji, naszkicował obrazek przedstawiający imigranta, którego kraje arabskie odsyłają do Europy przez morze pełne rekinów. Na innym rysunku, opublikowanym w Arabii Saudyjskiej, Arab wychylający się z otoczonych drutem kolczastym drzwi ma pretensje do Europejczyka, że ten nie przyjmuje imigrantów.

„Czy sumienie już dawno umarło? Dlaczego państwa znad Zatoki Perskiej nie zostaną włączone do programu przyjmowania uchodźców?” – pisał pod koniec sierpnia na Twitterze saudyjski duchowny Salman Aloda.

„Europejczycy przymykali oko na to, co dzieje się w Syrii, dopóki kryzys nie dotarł do ich bram. Chcą tylko przerzucić winę na kogoś innego” – mówi Al Shammari w rozmowie telefonicznej z Bloombergiem.

Damaszek – plac zabaw Arabów

Syria jest dobrze znana wielu mieszkańcom krajów Zatoki Perskiej. Damaszek był swoistym placem zabaw dla wielu Arabów o bardziej liberalnym nastawieniu do życia – to tu wybierali się by zrobić większe zakupy, czy zjeść kolację zakrapianą alkoholem.

Z powodu wojny, która wybuchła w Syrii, ponad 6 mln osób musiało przesiedlać się wewnątrz kraju, a 4 mln uzyskało status uchodźcy w innych krajach – wynika z danych ONZ. Ponad połowa z nich znajduje się teraz w Libanie, Jordanie, Iraku i Egipcie, 1,9 mln osób – w Turcji i 24 tys. w Afryce Północnej.

W Arabii Saudyjskiej przebywa w tej chwili 500 tys. Syryjczyków – szacuje Nabil Othman, przedstawiciel regionu Zatoki Perskiej w UNHCR. W oficjalnych dokumentach są oni określani jako „arabscy bracia i siostry w niedoli”.

Wciąż jednak większość uchodźców kończy w miejscach takich jak Bejrut, czy ostatnio Budapeszt. Stąd próbują dostać się na Zachód. Niemcy i Węgry toczą między sobą słowną batalię o to, kto powinien brać na siebie odpowiedzialność za napływ imigrantów, a Wielka Brytania jest pod coraz większą presją, by zaakceptować większą liczbę przyjmowanych uchodźców.

„Nie znajdziecie uchodźców przepływających przez Morze Czerwone do Arabii Saudyjskiej, ponieważ oni nie chcą tego robić” – mówi Ghanem Nuseibeh z Cornerstone Global Associates.

>>> Czytaj też: "Londyn przyjmie tysiące uchodźców z Syrii". Cameron ugiął się pod naciskiem opinii publicznej

Palestyńczycy w Arabii Saudyjskiej

Państwa arabskie, szczególnie Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska, w przeszłości przyjmowały już uchodźców z Palestyny. Hussien jest jednym z nich. Dorastał w obozie dla imigrantów w Syrii, potem przeniósł się do Dubaju, by pracować jako kasjer w sklepie. Myślał, że zostanie w ZEA przez parę lat, zaoszczędzi trochę pieniędzy i wróci do Syrii. Jego plany zniweczył wybuch wojny. Po tym, jak jego żonie odmówiono pozwolenia na przyjazd do niego ze Szwecji, postanowił, że to on do niej dołączy. Kobieta ma bowiem zezwolenie na stały pobyt.

„Musimy pomagać sobie wzajemnie jako kraje arabskie. Państwa mają na to pieniądze i warunki. To lepsze niż śmierć imigrantów w drodze do Europy” – mówi 30-letni Hussien.

W zeszłym miesiącu w wodach Morza Śródziemnego utonęli rodzice żony Hussiena. Byli jak zdesperowani, by dołączyć do córki przebywającej w Szwecji, że zapłacili przemytnikowi, by ten zabrał ich łodzią z Libii do Włoch. Nie dotarli na miejsce.

Arabskie dziedzictwo

„Jeśli nasze arabskie dziedzictwo nie popchnie nas do ludzi najbliższej nas, będzie to katastrofa” – mówi Palestyński rysownik Mahmoud Abbas, mieszkający na przedmieściach szwedzkiego Goteborga.

Tymczasem przebywający w Beirucie Yassir Batal, którego dom w syryjskim miasteczku Idlib został trzy miesiące temu zdemolowany przez ostrzały, liczy teraz na chrześcijańskie miłosierdzie Europy i szuka sposobu, by sprowadzić tu całą swoją rodzinę.

„Mamy nadzieję, że Niemcy wyślą łodzie do Turcji, by zabrać stąd uchodźców” – mówi Batal.