W trzecim kwartale po raz pierwszy w historii sprzedaż ubezpieczeń na życie w Polsce przyniosła niemal dwa razy więcej składek niż z ubezpieczeń mienia. Na podstawie danych większych towarzystw można oszacować, że rynek ubezpieczeń na życie wzrósł o około 60 proc. w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. Oznaczałoby to, że towarzystwa życiowe zebrały ponad 30 mld zł składek. Dla porównania stabilnie rosnący o ponad 11 proc. rynek ubezpieczeń majątkowych, można oszacować na około 15,7 mld zł.

Zarabiają na gwarancjach

Taki skok w ubezpieczeniach na życie to efekt kryzysu i poszukiwania przez klientów bezpiecznych form inwestowania. Z jednej strony uderzył on w przychody takich towarzystw jak Amplico Life, Allianz czy Aegon.
- Klienci mniej chętnie kupowali modne ostatnio polisy oparte na jednostkach kapitałowych funduszy ubezpieczeniowych ze składką jednorazową - mówi Małgorzata Wojtuszko, rzecznik Amplico Life.
Reklama
Jej firma i wymienieni konkurencji w poprzednich latach rośli na sprzedaży ubezpieczeń inwestycyjnych, w których ryzyko straty ponosił klient. Przy zawierusze na giełdach klienci poszukiwali bezpiecznych form inwestycji, na czym wygrały takie towarzystwa, jak TU Europa Życie, Warta czy AXA, które kilkukrotnie zwiększyły swoje przychody ze składek. Tej pierwszej spółce przychody na poziomie 2,2 mld zł pozwoliły uzyskać trzecią pozycję na rynku, bo niepodający swoich wyników po trzech kwartałach Commercial Union z pewnością utrzymał swoje drugie miejsce.
Wszyscy ubezpieczyciele, którzy wykazali wzrost, specjalizowali się albo w tzw. produktach strukturyzowanych, które dawały pewność braku straty kapitału, a w zależności od powodzenia inwestycji, spore zyski albo w tzw. polisolokatach. Te ostatnie oferują oprocentowanie nieco wyższe od tego osiąganego w bankach dzięki możliwości uniknięcia podatku Belki. Przy sprzedaży takich polis ubezpieczyciele współpracują z bankami. To przynosi niesamowite efekty. Na przykład PZU Życie ponad połowę (5,75 mld zł) swoich składek zebrało z tego źródła. Dla porównania rok temu było to tylko 0,7 mld zł.

Gorsze perspektywy

- Jeśli od składki ubezpieczeń na życie odejmiemy pieniądze, które są de facto depozytami, to wzrost rynku będzie mniejszy, około 10 proc. - mówi Franz Fuchs, prezes grupy VIG w Polsce.
Zwraca uwagę, że o ile lokaty bankowe są w znacznym stopniu gwarantowane przez państwo na wypadek upadłości banku, o tyle w przypadku ubezpieczeń gwarancją są kapitały towarzystwa. Jeśli ich nie starczy, tylko część wierzytelności (50 proc., ale nie więcej niż 30 tys. euro) będzie wypłacał Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny.
Kolejne kwartały mogą nie przynieść już takiego wzrostu składek, bo wyższy koszt kapitału może skłonić niektóre towarzystwa do wycofania się ze sprzedaży niskomarżowych polisolokat. Wspomniana grupa VIG już ogłosiła takie plany. Z drugiej strony te, które mają nadmiar kapitałów, mogą stać się bardziej pożądanym partnerem dla banków. Na pewno towarzystwa zanotują zmniejszone przychody z polis ochronnych, które dają im wysokie marże zysku. Spora część z nich jest kupowana przy okazji brania kredytu, a tu rynek zdecydowanie się skurczył, zarówno jeśli chodzi o liczbę, jak i wartość.

Majątkowe problemy

To też problem dla ubezpieczycieli majątkowych, którzy oferują polisy zabezpieczające spłatę kredytu na okres wpisu do hipoteki lub dla osób niedysponujących wkładem własnym. Przy obostrzeniach dotyczących posiadania 20-30 proc. własnych środków przy zakupie np. mieszkania, te ostatnie w ogóle stracą rację bytu. Mniejsza liczba kredytów na mieszkania i samochody będzie skutkowała też mniejszymi przychodami z ubezpieczeń mienia i komunikacyjnych. W tym ostatnim segmencie dodatkowym czynnikiem spadku przychodów będzie gorsza niż w pierwszych trzech kwartałach sprzedaż nowych aut i zahamowanie (w porównaniu z rekordowym okresem wakacyjnym) importu samochodów używanych.

Zyski topnieją

Ale ubezpieczyciele mają jeszcze poważniejszy problem niż potencjalne zmniejszenie przychodów ze składek. Już na koniec września niektóre towarzystwa pokazały straty wynikające z inwestowania lokat. Na przykład Amplico Life, które rok temu pochwaliło się ponad 447 mln zł przychodów z lokat, a w tym zanotowało stratę na poziomie prawie 41 mln zł. Również Generali Życie, zanotowało 40 mln zł straty wobec 92,5 mln zł zysków rok temu.
- Słabszy rok do roku wynik z tytułu przychodów z lokat jest naturalnie wynikiem ostatnich turbulencji na rynku giełdowym w Polsce, z czym borykają się bodaj wszystkie instytucje finansowe w naszym kraju - mówi Paweł Wróbel, rzecznik Generali.
Eksperci są zgodni, że to dopiero początek strat i wszyscy czekają, co w bilansach towarzystw znajdziemy na koniec roku. Będzie to miało też istotne znaczenie dla klientów. Na ogólny wynik finansowy wpływ mają głównie zyski z lokat oraz tzw. wynik techniczny, pokazujący, jak towarzystwa zarabiają na działalności typowo ubezpieczeniowej. Ten drugi wskaźnik jest często ujemny, szczególnie dla towarzystw ubezpieczeń majątkowych, które teraz ostro konkurują na rynku ubezpieczeń komunikacyjnych. Z jednej strony ulżyć im powinna perspektywa zniknięcia podatku Religi, który w tym roku pozbawia ich 12 proc. przychodów od składek z OC komunikacyjnego. Z drugiej rosnące koszty wypłat i straty na działalności lokacyjnej mogą zmusić władze firm do podwyżek cen polis.