Kraje OPEC ogłosiły w Algierii, że na listopadowym posiedzeniu kartelu ograniczą wydobycie ropy naftowej. Spowodowało to ponad 5-procentowe wzrosty ceny tego surowca. To jednak nie koniec złych informacji dla kierowców. Jeżeli faktycznie dojdzie do zmniejszenia produkcji, cena ropy może wzrosnąć o kolejne kilkanaście procent.

Wrześniowe doniesienia z rynku ropy naftowej nie były pozytywne dla jej producentów. Według ostatniego raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) wzrost popytu na ten surowiec w trzecim kwartale br. był najwolniejszy od dwóch lat. Dodatkowo IEA wyraźnie podniosła skalę globalnej nadpodaży ropy. Miała ona wynosić ok. 500 tys. baryłek dziennie do końca drugiego kwartału 2017 r.

Powyższe informacje zwiększały prawdopodobieństwo, że do połowy przyszłego roku ceny podstawowego surowca używanego do produkcji paliw utrzymają się w granicach 40-50 dolarów amerykańskich (USD) za baryłkę. Pozwalało to oczekiwać, że przez najbliższe miesiące kierowcy w Polsce będą tankować benzynę i diesla w cenie 4.00 - 4.50 zł za litr. Ten scenariusz jest już praktycznie nieaktualny po środowych doniesieniach z Algierii.

Niższe wydobycie to wyższe ceny

Oczekiwania przed rozmowami wewnątrz OPEC podczas konferencji Międzynarodowego Forum Energetycznego (IEF) w Algierze nie były wygórowane. Inwestorzy spodziewali się, że kartel utrzyma strategię zwiększania produkcji i udziału w rynku, co powinno sprzyjać niskim cenom przynajmniej do połowy 2017 r. Jednak w środę wieczorem, podczas ostatniego dnia szczytu, sytuacja mocno się zmieniła.

Reklama

Najpierw przedstawiciele Algierii ogłosili propozycję ograniczenia wydobycia o ok. 800 tys. baryłek dziennie. Później OPEC stwierdził już oficjalnie, że podczas posiedzenia Kartelu zaplanowanego na 30 listopada zdecyduje o obniżeniu produkcji w skali ok. 250-750 tys. baryłek dziennie. Teoretycznie nie są to jakieś olbrzymie ilości przy globalnej produkcji na poziomie 96 mln baryłek dziennie. Jednak rynek ropy jest bardzo wrażliwy, nawet na względnie niewielkie zmiany popytu i podaży, stąd już tym tygodniu można było zaobserwować wzrosty ceny tego surowca o ponad 5 proc.

>>> Czytaj też: Koniec zalewania rynku ropą. Finanse Arabii Saudyjskiej w rozsypce, królestwo zmienia zasady gry

A może nie będzie ograniczenia produkcji?

Cześć obserwatorów rynkowych nie wierzy, że zapowiedzi ogłoszone podczas konferencji IEF przełożą się na faktyczne zmniejszenie produkcji. Uważają oni, że jest niewielka szansa, by OPEC rzeczywiście wypracował kompromis pod koniec listopada, a obecne działania mają jedynie na celu chwilowe podniesienie cen. Tej teorii oczywiście nie można wykluczyć, biorąc pod uwagę kilkudziesięcioletnią historię działań kartelu. Jednak są przynajmniej dwa argumenty, które powodują, że scenariusz pesymistyczny dla kierowców może się jednak zrealizować. Po pierwsze OPEC zgodził się by Iran, Nigeria czy Libia mogły zwiększać produkcję, mimo że inni będą ją redukować.

Podczas kwietniowego spotkania w Dosze to przede wszystkim Teheran nie chciał się zgodzić na zmniejszenie wydobycia, gdyż nadal nie odzyskał w pełni udziału w rynku sprzed okresu sankcji. Teraz ten problem został rozwiązany. Kolejnym argumentem, by przynajmniej na jakiś czas zmniejszyć podaż ropy jest fakt, że rynek i tak prawdopodobnie się zbilansuje w drugiej połowie 2017 r. Porozumienie przyśpieszy po prostu równowagę popytu i podaży o sześć miesięcy i wyraźnie zredukuje ryzyko spadku cen ropy naftowej do poziomu poniżej 40 USD za baryłkę, gdyby zimowe warunki były niekorzystne dla jej producentów. Kartel jednocześnie jest świadomy, że większa redukcja podaży byłaby dla niego niekorzystna, gdyż spowodowałaby zwiększenie wydobycia w Stanach Zjednoczonych i w rezultacie utratę przychodów dla państw OPEC. Stąd scenariusz względnie łagodnego powrotu do zbilansowanego rynku wydaje się dość prawdopodobny.

Jaką cenę zapłacą kierowcy?

Z danych Komisji Europejskiej wynika, że pod koniec września br. średnia detaliczna cena benzyny bezołowiowej 95, wynosiła 4.40 zł za litr, a oleju napędowego 4.22 zł za litr. Prawdopodobnie jednak już w najbliższych dniach kierowcy będą musieli płacić o ok. 10 gr więcej za te paliwa. Wynika to z faktu, że notowania benzyny ARA 95 (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) wzrosły w ciągu dwóch dni z 486 do 522 USD za tonę (z 1.40zł za litr do 1.51 zł za litr). Diesel również jest zauważalnie droższy i w porównaniu z początkiem tygodnia jego cena w portach ARA podniosła się z 1.39 zł do 1.47 zł zł litr.

To jednak nie koniec złych informacji. Jeżeli dojdzie do faktycznego ograniczenia wydobycia ropy naftowej pod koniec listopada, to można oczekiwać, że ceny tego surowca przesuną się z przedziału 40-50 USD za baryłkę, do okolic 50-60 USD za baryłkę. Będzie to również oznaczać przynajmniej kilkunastoprocentowy wzrost cen paliw na rynku ARA. W rezultacie, biorąc pod uwagę zależności cen pomiędzy rynkiem hurtowym i detalicznym, można oczekiwać dalszego wzrostu kosztów tankowania o 20-30 gr za litr w miesiącach zimowych. Oznacza to, że bardzo trudno będzie znaleźć stacje oferujące diesla poniżej granicy 4.50 zł za litr. Natomiast benzyna bezołowiowa 95 prawdopodobnie będzie kształtować się blisko poziomów 4.70 zł- 4,80 zł za litr.

>>> Czytaj też: Historyczna decyzja OPEC. Ropa zamknie wrzesień na plusie