MON unieważnia kolejne postępowania zakupowe wdrożone przez poprzedników. Sam nie otwiera nowych, poprzestając głównie na deklaracjach.
Do 15 września na biurko ministra Macierewicza miała trafić aktualizacja Programu Modernizacji Technicznej Wojska Polskiego przygotowana przez wiceministra Bartosza Kownackiego. Dokument wreszcie podpisano w ubiegłym tygodniu. Nie został jednak upubliczniony. Można spekulować, co tam jest zapisane, ale zamiast pisać o planach, spójrzmy na działania obecnego kierownictwa MON w zakresie PMT.

Śmigłowiec z Ukraińcami. Motor Sicz nic nie wie

W ostatnich tygodniach nie ma dnia bez kolejnych doniesień dotyczących śmigłowców, tak więc uporządkujmy nieco fakty. Postępowanie na śmigłowce wielozadaniowe dla Wojska Polskiego prowadzone było od 2012 r. W międzyczasie zmieniano liczbę maszyn (z 24 na 70 i później znowu w dół), ale pod koniec 2014 r. trzej potentaci zbrojeniowi złożyli swoje oferty na śmigłowce AW149, Black Hawk i Caracal. Do testów przeszedł tylko ten ostatni, w maju 2015 r. po kilku tygodniach je zakończono. We wrześniu ubiegłego roku ruszyły rozmowy offsetowe, które zamknięto kilkanaście dni temu.
I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Można sobie wyobrazić, że były przesłanki, by to postępowanie zakończyć. Słowo „wyobrazić” jest kluczem – oferta jest niejawna i liczni komentatorzy zazwyczaj nie mają pojęcia o jej szczegółach. Oczywiście niektórzy zapewne mają przecieki zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, ale to mało, by roztropny człowiek mógł sobie wyrobić kategoryczne stanowisko w tej sprawie. Dlatego trudno rozstrzygnąć, czy caracale to był wybór najlepszy.
Reklama
Ale znacznie łatwiej ocenić to, jak te negocjacje zostały zakończone. Jednym słowem: fatalnie. Używając pewnej metafory: zamiast po niesmacznym jedzeniu złożyć sztućce, podziękować i wyjść, zaczęliśmy naszego rozmówcę dźgać widelcem w oko. Jednak jeszcze gorsze jest to, że po zakończeniu tego feralnego posiłku wyszliśmy z restauracji i zastanawiamy się, czy iść w prawo, w lewo czy prosto. Wizyty gospodarskie premier Szydło i ministrów obrony w Świdniku, Mielcu i Łodzi są wyrazem desperacji. Deklaracja ministra Macierewicza, że jeszcze w tym roku kupi w Mielcu śmigłowce Black Hawk, to puste słowa. Do końca ubiegłego tygodnia resort obrony nie wystosował nawet oficjalnego pisma w tej sprawie. Nie wiadomo, ile, kiedy, w jakiej cenie, jak mają być wyposażone. Zasadniczo nic nie wiadomo, poza tym, że minister Macierewicz złożył pewne deklaracje. Następnego dnia po wizycie w Mielcu, tym razem już w Łodzi, polityk zadeklarował, że kupionych zostanie 21 sztuk tych śmigłowców. Dlaczego akurat tyle? Jak to się ma do 50 sztuk, które mieliśmy kupić? Jak to się ma do trwającego właśnie strategicznego przeglądu obronnego? Wiele kwestii nie zostało w żaden sposób wyjaśnionych. Zapewne dlatego minister Macierewicz postanowił uciec do przodu i ogłosił, że będziemy budować śmigłowce wspólnie z Ukrainą. – Ukraińska firma produkująca silniki Motor Sicz nie potwierdziła rozpoczęcia jakichkolwiek rozmów w tym temacie. Ale kilka miesięcy temu chciała mocno współpracować i nawiązać kontakt z polskim MON – wyjaśnia Juliusz Sabak, ekspert ds. lotnictwa z portalu Defence24.pl. – Od trzech czy czterech lat Ukraińcy próbują również dogadać się z PZL Świdnik, by włożyć do śmigłowców Sokół swoje silniki, ale na razie tej współpracy nie nawiązano. By budować takie śmigłowce w Polsce, musiałyby się dogadać dwa duże koncerny: z jednej strony Motor Sicz, z drugiej Leonardo mający zakłady w Świdniku bądź Lockheed Martin będący w Mielcu. Trzecią opcją byłoby stworzenie państwowego zakładu w WZL nr 1 w Łodzi. Ale to jest mało realne z powodu wysokich kosztów – dodaje analityk.
Coraz więcej wskazuje na to, że działania obecnego rządu w kwestii zakupu śmigłowców są zupełnie nieprzemyślane i nie wpisują się w żadną szerszą koncepcję strategiczną. Można odnieść wrażenie, że minister Macierewicz składa kolejne deklaracje, a potem jego podwładni próbują do tego jakoś dopasować procedury. W zakupach, których wartość jest liczona w setkach milionów złotych i których efekty będziemy odczuwać przez kilkadziesiąt lat, można by jednak oczekiwać odwrotnej kolejności.

Okręty zatopione przed wyjściem z portu

Kolejne duże postępowanie, które w ostatnich tygodniach zostało zamknięte, to zakup okrętów obrony wybrzeża Miecznik i okrętów patrolowych Czapla. Stocznia Marynarki Wojennej, która miała je wybudować do spółki z Polską Grupą Zbrojeniową, od lat jest w upadłości. Jak poinformował „Dziennik Zbrojny”, w ostatnich tygodniach Inspektorat Uzbrojenia doszedł do wniosku, że „ryzyko powierzenia SMW roli lidera technicznego jest nieakceptowane”. Taka decyzja jest jak najbardziej zrozumiała. Niemniej jednak oznacza, że Marynarka Wojenna, która bardzo pilnie potrzebuje nowych okrętów, znów musi się nastawić na czekanie. Działania MON jasno wskazują, że prywatni przedsiębiorcy zbrojeniowi nie mogą liczyć na przychylność, tak więc małe są szanse na to, że okręty dla MW będzie budować np. Remontowa Shipbuilding, która w terminie zbudowała ORP Kormoran. Faworytami w tym wyścigu są spółki wchodzące w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej – stocznie Nauta (Gdynia) i Gryfia. Ta druga znajduje się w Szczecinie, skąd wybrany został przewodniczący sejmowej komisji obrony, poseł Michał Jach, oraz Joachim Brudziński, przewodniczący komitetu wykonawczego PiS. Jeden z naszych rozmówców znających kulisy działania zbrojeniówki wskazuje, że to może mieć znaczenie przy wyborze wykonawcy do budowy okrętów. Trudno to potwierdzić. Faktem jest, że postępowanie znów odsunie się w czasie. Podobnie zresztą jak zakup okrętów podwodnych. – Szacuje się, że pozyskanie pierwszego okrętu powinno być możliwe ok. roku 2024 – poinformowali DGP urzędnicy MON. Z tym że jeszcze niedawno z ust przedstawicieli Inspektoratu Uzbrojenia padała data 2022 r. Jako że wciąż trwa faza analityczno-koncepcyjna tego postępowania, to nawet rok 2024 może być założeniem optymistycznym.

Repolonizacja dronów

W wyliczaniu postępowań, które podwładni ministra Macierewicza zamknęli, nie wolno także zapomnieć o postępowaniu na bezzałogowce klasy taktycznej krótkiego zasięgu kryptonim „Orlik” i klasy mini „Wizjer”. Mimo że cztery oferty złożono już w lipcu ubiegłego roku, to dokładnie rok później postępowanie unieważniono. Ze względu na podstawowy interes bezpieczeństwa państwa zdecydowano, że dostawcy nie tylko muszą pochodzić z Polski, tak jak to było wcześniej, ale powinni się również znajdować pod kontrolą państwa. W praktyce oznacza to, że zamówienie może zrealizować tylko Polska Grupa Zbrojeniowa. Problem w tym, że do tej pory nie ma ona dużego doświadczenia w budowie bezzałogowców, a prezentowany wspólnie ze spółką Eurotech statek E-310 nie znalazł jeszcze żadnego nabywcy. Nie wiadomo także, kiedy to postępowanie może się zakończyć. Jednak procedura trwająca kilkanaście miesięcy, praca ludzi i nakłady zostały po prostu wyrzucone do kosza. Podobnie sytuacja wygląda w sprawie BMS, czyli systemu zarządzania polem walki. Tutaj także toczyło się postępowanie, ale teraz komunikat resortu jest taki, że ten system kupimy w PGZ. Ten sam problem jak w przypadku bezzałogowców, czyli brak odpowiedniego produktu, kierownictwa MON nie frapuje. O tym, jaki chaos panuje w gmachach przy Klonowej i Niepodległości, może świadczyć to, że minister Macierewicz kilka tygodni temu na sejmowej komisji obrony twierdził, że kontrakt na BMS został podpisany już dwa miesiące temu. Nic takiego nie miało miejsca.

Dobry przykład: samoloty dla VIP

Jedynym postępowaniem, którego ekipa PiS nie tylko nie unieważniła, ale jednocześnie wdrożyła podczas niego z sukcesem własny pomysł, jest zakup samolotów dla najważniejszych osób w państwie. W ubiegły piątek złożono oferty na małe samoloty, a do przetargu na średnie zgłosiło się czterech oferentów. Zapewne niebawem będzie można te przetargi rozstrzygnąć i będzie to zdecydowany krok do przodu. Ale to zaledwie listek figowy, który nie przesłoni tego, że jak na razie w ministerstwie trzymanym żelazną ręką przez Antoniego Macierewicza stosunkowo łatwo duże postępowania zakupowe zamyka się bez rozstrzygnięcia. O ile jeszcze na początku urzędowania podpisano kilka umów w dużej mierze przygotowanych przez poprzedników (modernizacja czołgów Leopard, zestawy przeciwlotnicze Poprad, moździerze samobieżne Rak), o tyle teraz takich projektów już nie ma. Do poważnego ryzyka niewydania pieniędzy zaplanowanych na modernizację sił zbrojnych ministerstwu dochodzi jeszcze jeden problem – prawdopodobnie z końcem roku służbę zakończy szef Inspektoratu Uzbrojenia generał Adam Duda. To człowiek, który nadzoruje wszystkie procedury zakupowe. Być może jego następca będzie równie kompetentny, ale nie zmienia to faktu, że będzie potrzebował czasu, by oswoić się z nowym stanowiskiem. To procedur zakupowych w resorcie nie przyspieszy. ⒸⓅ