Sprawa braku węgla w zimie w kraju, który jest największym producentem tego paliwa w UE i drugim co do wielkości w Europie może się wydawać dziwna. Jednak jest kilka powodów, których kumulacja spowodowała taką sytuację. Być może jeszcze nie w tym roku, ale już w przyszłym może się okazać, że będziemy mieć do czynienia z brakami prądu albo ciepła. Mówimy bowiem zarówno o elektrowniach, jak i o elektrociepłowniach oraz ciepłowniach.

Po tym jak tydzień temu DGP ujawnił, że sześć elektrowni ma zapasy węgla poniżej wymaganych ustawą, ministerstwo energii zażądało wyjaśnień od spółek węglowych w sprawie dostaw.

Z naszych informacji wynika, że problemy z wielkością zapasów (albo już zgłoszone w Urzędzie Regulacji Energetyki, albo mocno na granicy wymaganego limitu) mają zakłady wytwórcze Dolna Odra i Opole (PGE), Jaworzno (Tauron), Siekierki i Żerań (PGNiG Termika) oraz jedna z elektrowni Enei (albo Kozienice, albo Połaniec – według naszych rozmówców na ostatnia). Za to Ostrołęka (Energa), która miała problemy wcześniej, zapasy uzupełniła.

Dlaczego polskim elektrowniom brakuje węgla?

Są trzy powody, które sprawiają, że elektrownie mają problemy z zapasami, przez co my za chwilę możemy mieć problem z dostawami prądu. Po pierwsze w zimie wymagane ustawą zapasy są wyższe niż w lecie, bo rośnie popyt. Energetycy twierdzą jednak, że wymogi są niewspółmiernie wyższe, a przecież ustawowe zapasy muszą być przygotowane aż na 30 dni. A to oznacza, że blok wielkości ok. 1000 MW spalający na dobę ok. 11 tys. ton węgla musi mieć w zapasie minimum 330 tys. ton surowca. To bardzo dużo. Przeliczmy to teraz na wagony, którymi paliwo jest do elektrowni przywożone. Taki miesięczny zapas oznacza 6000 wagonów. Czyli około 120 pociągów. Dużo? No pewnie, a mówimy tylko o jednym bloku klasy 1000 MW!

Reklama

I tu pojawia się drugi powód obecnych problemów. Wagony których brakuje. Kilka tygodni temu ujawniliśmy w DGP, że powołany został specjalny zespół, który ma znaleźć złoty środek na to, by węglarki jakimś cudem się znalazły. Oczywiście w grę nie wchodził tu zakup dodatkowych na cito. - Problem rozwiązywany jest doraźnie, a wagonów brakuje na potęgę, trzeba interweniować za każdym razem u przewoźnika, by odebrał paliwo – mówią nam przedstawiciele kopalń. Ale to w sytuacji, gdy węgiel jest wydobywany zgodnie z planem. A tak dzieje się w Węglokoksie-Kraj, Bogdance czy Jastrzębskiej Spółce Węglowej (dwie pierwsze firmy produkują nawet ciut więcej niż zakładały). Mniejsza produkcja jest w Tauronie Wydobycie (ale nieznacznie od założonego planu), ale przede wszystkim w Polskiej Grupie Górniczej, która mimo przejęcia Katowickiego Holdingu Węglowego i doliczenia jego produkcji nie będzie w stanie wywiązać się z planu i jej węglowa dziura na ten rok wyniesie ok. 5 mln ton.

>>> Czytaj też: Ponad pół miliarda złotych dla górników. Prezes JSW: Pracownicy włożyli wielki wysiłek w uratowanie firmy

Ktoś powie, że rośnie import – owszem, po 8 miesiącach tego roku o ponad 2 mln ton w porównaniu do analogicznego okresu 2016 r. Ale jeśli spojrzymy na punkt drugi, czyli braki wagonów, okaże się, że wcale nie rośnie tak, jakby mógł. Bo przecież ten zagraniczny węgiel też czymś trzeba wozić.

Sytuacja jest patowa i jednak poważna. Bo jeśli dzisiaj nie znajdziemy rozwiązania (resort energii już zapowiedział, że nie zamierza zmieniać progu zapasów ustawowych dla elektrowni), to w kolejnych latach naprawdę możemy mieć problem. Jeśli dołożymy do tego sytuacje pogodowe, gdy śnieg zrywa nam linie napięcia i zostajemy bez prądu, to naprawdę nikomu nie będzie do śmiechu. Należy mieć nadzieję, że kolejowi przewoźnicy wyremontują część taboru, poprawi się też sytuacja na torach, dzięki czemu pociągi towarowe pojadą szybciej, a więc i wagony będą częściej w obiegu. No i wreszcie może inwestycje sprawią, że PGG zacznie lepiej fedrować. Czemu ona jest tu kluczowa? Bo odpowiada za połowę produkcji węgla energetycznego w Polsce. I jeśli ona ma problem – problem mamy wszyscy. Bo jak na razie nadal ok. 85 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla.

Zapłacimy więcej za ogrzewanie?

- Jedynie kilka firm nie potwierdziło bezpiecznych rezerw, ale ich brak wynika z opóźnienia w dostawach leżących po stronie dostawcy. Praktycznie wszystkie przedsiębiorstwa posiadają zapasy węgla wystarczające na produkcję ciepła od kilku tygodni do kilku miesięcy. Pytaniem jest, co z dostawami węgla po tym okresie? - mówi nam Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. - Branża nadal zgłasza kłopoty ze stabilnym zaopatrywaniem się w węgiel. Głównym zagrożeniem są braki węgla o obowiązujących parametrach emisyjnych. Przede wszystkim dotyczy to siarki, gdzie wymagany poziom to maksymalnie 0,6 proc. Brak takiego węgla jest groźny, gdyż przedsiębiorstwa, które nie dotrzymają wymogów emisji, będą musiały wyłączyć instalacje, bo tak skonstruowane jest prawo unijne – tłumaczy.

Pytany o podwyżki cen ciepła w przyszłym roku przyznaje, że są możliwe. - Stale rosną ceny węgla na światowych rynkach. W niektórych przypadkach podrożał on nawet o 80 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Tak drastyczne podwyżki mogą być powodem nawet kilku procentowego wzrostu cen ciepła systemowego w 2018 roku – mówi Szymczak.

>>> Czytaj też: Baca-Pogorzelska: Barbórka na bogato. Będą nagrody. Ale czy radość nie jest przedwczesna? [OPINIA]