Nie ma podstaw prawnych, by Niemcy mogły nam odmówić reparacji; tu trzeba działać konsekwentnie, dzieląc całą akcję na etapy, teraz jest etap sejmowy - podkreślił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy".

"Nie ma żadnych podstaw prawnych, by Niemcy mogły nam odmówić (reparacji - PAP). Tu trzeba działać konsekwentnie, dzieląc całą akcję na etapy. Teraz jest etap sejmowy, a więc jeszcze nie etap oficjalnego wystąpienia państwa polskiego" - powiedział Kaczyński. Dodał, że "jest to proces, który będzie się rozwijał". "W żadnym wypadku nie mamy zamiaru z niego rezygnować" - podkreślił.

Zwrócił uwagę, że prezydent Andrzej Duda podjął już ten temat w rozmowie z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem.

Zdaniem prezesa PiS kwestię reparacji trzeba umiędzynarodowić. "Sprawę trzeba starannie i dobrze przygotować, trzeba uczynić z niej problem międzynarodowy, a później przejść do działań bardziej konkretnych" - powiedział.

Według Kaczyńskiego, temat reparacji to też okazja do przypomnienia ofiar oraz strat materialnych, jakie poniosła Polska w czasie II wojny światowej. "Trzeba mówić o tych pociągach pełnych zrabowanych dzieł sztuki, cennych przedmiotów, ale także rzeczy mniej cennych, zwykłego dobytku Polaków" - wymienił lider PiS. Jego zdaniem "poczucie bezkarności okupantów sprawiło, że dokonywano na masową skalę przestępstw poza oficjalnie usankcjonowanymi zbrodniami". "Ci ludzie kradli, rabowali, mordowali (...) To wszystko wymaga i opisania, i zadość uczynienia. Nie ma żadnych powodów, dla których akurat my mamy się tego wyrzekać" - podkreślił."My nie możemy się zgodzić na to, by całe zło i wszystkie zbrodnie II wojny światowej sprowadzić do Holokaustu" - dodał polityk. W jego ocenie takie założenie jest "rasistowskie". "Śmierć jest przecież zawsze indywidualna, nie ma śmierci zbiorowej. Jeśli ktoś mówi, że śmierć jednego człowieka jest mniej czy też więcej warta niż śmierć innego człowieka, to w istocie wychodzi z założeń rasistowskich" - mówi prezes PiS.

Reklama

W ubiegłą sobotę niemiecki tygodnik "Der Spiegel" poinformował, że minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel odrzucił polskie roszczenia reparacyjne za zniszczenia dokonane przez Niemcy w Polsce w czasie II wojny światowej.

Podczas lipcowej konwencji Zjednoczonej Prawicy szef PiS Jarosław Kaczyński wyraził opinię, że Polska nigdy nie otrzymała odszkodowania za gigantyczne straty wojenne, których "tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś".

Zgodnie z ekspertyzą Biura Analiz Sejmowych w sprawie reparacji wojennych, zasadne jest twierdzenie, że Polsce przysługują od Niemiec roszczenia odszkodowawcze.

Natomiast z opublikowanej wcześniej opinii zespołu naukowców Bundestagu wynika, że polskie roszczenia reparacyjne są bezzasadne.

Szef MSZ Witold Waszczykowski odnosząc się w rozmowie z PAP do reparacji od Niemiec, ocenił, że "kiedy będziemy mieli jasność, co do kwestii prawnej, strat ludzkich, gospodarczych, to trzeba będzie te elementy osadzić w pewnym kontekście bieżącej polityki międzynarodowej, bilateralnej polityki polsko-niemieckiej i to wymaga decyzji daleko wykraczającej poza MSZ".

Jak podkreślił, "potrzeba więcej analiz, ponieważ różne decyzje były podejmowane w różnych sytuacjach, np. te z 1953 r. Mieliśmy wtedy do czynienia z zupełnie inną Polską, pytanie, czy suwerenną, czy decyzje były też suwerennie podejmowane w NRD, czy też w obu przypadkach nie podjęto ich pod wpływem dominacji w tej części Europy Związku Sowieckiego".

Według ministra spraw zagranicznych "to są liczne wątpliwości, które mogą prowadzić do pytania, czy taka decyzja w ogóle została podjęta, czy ma jakąś wartość w prawie międzynarodowym".

Niewielkie zmiany w rządzie są możliwe

Przypuszczam, że niewielkie zmiany w rządzie są możliwe - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy". Zapewnił również, że nie ma "niestabilności" w Zjednoczonej Prawicy.

Kaczyński był pytany w wywiadzie - który ukazał się w poniedziałek - czy w sprawie rekonstrukcji rządu zapadły już jakieś decyzje i czy można się spodziewać zmian.
"Przez rekonstrukcję można rozumieć trzy sprawy: po pierwsze, jakąś niewielką zmianę i przypuszczam, że takie zmiany są możliwe; po drugie, dużą zmianę w rządzie, tu trudno dziś to ocenić; i po trzecie, zmianę całego rządu wraz z premierem" - powiedział prezes PiS.

"Mogę powiedzieć tyle: w listopadzie, po dwóch latach, dokonamy oceny całego rządu i wówczas zapadną decyzje. Na razie - patrząc na ogólne wyniki - mogę powiedzieć: jest dobrze" - ocenił Kaczyński.

Jak podkreślił, rządy jego ugrupowania pokazały, że "można prowadzić politykę prospołeczną, realnie poprawić los paru milionów dzieci i jednocześnie państwo, z tego powodu nie tylko nie bankrutuje, lecz wręcz przeciwnie: ma bardzo dobrą sytuację ekonomiczną".

Wyraził nadzieję, że PiS zrealizuje swoje kolejne pomysły, m.in. dotyczące przedsiębiorczości oraz programu "Mieszkanie plus".

Kaczyński był też pytany, czy ostatnie przejście do klubu PiS dwóch posłanek z koła Republikanie - Anny Siarkowskiej i Małgorzaty Janowskiej - jest elementem jakiegoś "większego planu". "Mam nadzieję, że to nie koniec i zyskamy kolejnych posłów" - skomentował prezes PiS. Wskazał, że zawsze "wygodniej" jest rządzić, mając większy klub.
"Ponad 50 naszych parlamentarzystów pełni funkcje rządowe, są ministrami albo sekretarzami stanu i każde poważniejsze głosowanie zmusza nas do ściągania niemal każdego posła. Bardzo by się nam przydało jeszcze z 10 czy 15 posłów" - wyjaśnił Kaczyński. "Dziś trzeba często na uszach stawać, żeby w każdym głosowaniu zapewnić sobie większość na sali sejmowej" - dodał.

Lider PiS zapytany, czy te transfery nie wynikają z poczucia niestabilności rządzącej większości, z jakichś napięć w obozie Zjednoczonej Prawicy, odparł: "Nie. Nie ma żadnych przesłanek do tego, by sądzić, że jest jakaś niestabilność Zjednoczonej Prawicy".

"Gdybyśmy mieli więcej posłów, mielibyśmy nieporównanie wygodniejszą sytuację - byłoby nam łatwiej rządzić" - podsumował Kaczyński.
Kaczyński dla "Sieci Prawdy": w najbliższym czasie musimy odpowiedzieć na pytanie o działanie prezydenta

W najbliższym czasie musimy odpowiedzieć na pytanie, o działanie prezydenta; musimy wiedzieć, czy możemy iść do przodu, czy możliwe są kolejne zmiany, czy na razie więcej nie zdołamy w Polsce naprawić - podkreślił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy".

Kaczyński pytany w wywiadzie, który ukazał się w poniedziałek, co będzie najważniejszym zadaniem politycznym obozu rządzącego w najbliższym czasie, odparł: "Oczywiście sprawy sądów, a szerzej: pytanie o działanie prezydenta".

"Musimy wiedzieć, czy możemy iść do przodu, czy możliwe są kolejne zmiany, czy na razie więcej nie zdołamy w Polsce naprawić" - powiedział prezes PiS. Jak ocenił, ważna jest także sprawa relacji międzynarodowych "w wielu aspektach".

W piątek prezydent Andrzej Duda spotkał się z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie reformy sądownictwa. Pytany o to spotkanie w wywiadzie lider PiS ocenił, że pokazało ono, "że możemy rozmawiać". "Jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent" – powiedział Kaczyński.

Rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński przekonywał w niedzielę w TVN24, że projekty ustaw prezydenta będą "dobrymi" propozycjami, które - jak zaznaczył - są "bardzo dobrze przygotowane, bardzo dobrze przepracowane". Jak dodał, "ma takie wrażenie", że znajdą się w nich "niektóre postulaty, które zgłaszały kluby opozycyjne". "Więc to też będzie droga wyjścia do poważnej dyskusji, poważnej debaty nad poparciem tych ustaw" - ocenił Łapiński. Według niego spotkanie Dudy z Kaczyńskim odbyło się w cztery oczy. Jak dodał, prezes PiS przedstawił na piśmie postulaty dotyczące ustaw o SN i KRS.

Kaczyński skomentował wcześniej spotkanie z głową państwa w piątek w TVP Info. Mówił, że "droga do porozumienia jest otwarta" i nie wydaje mu się, "żeby była specjalnie trudna do przebycia". "Sądzę, że po prostu prędzej czy później - mam nadzieję, że szybko - dojdziemy do porozumienia" - podkreślił prezes PiS.

24 lipca prezydent Duda poinformował, że podjął decyzję o zawetowaniu ustaw: o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa; zapowiedział też przygotowanie swoich projektów ustaw o SN i KRS w ciągu dwóch miesięcy. Projekty mają być przedstawione w poniedziałek 25 września.

Kampania PFN "Sprawiedliwe sądy" - doskonała i bardzo skuteczna

Kampania Polskiej Fundacji Narodowej "Sprawiedliwe sądy" jest doskonała i bardzo skuteczna - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy". Dotyczy sprawy, która nie ma charakteru partyjnego; chodzi o bardzo ważną reformę państwa - dodał.

Kaczyński był pytany w wywiadzie, który ukazał się w poniedziałek, jak ocenia kampanię Polskiej Fundacji Narodowej "Sprawiedliwe sądy", która - w zamyśle jej autorów - ma przybliżyć polskiej i zagranicznej opinii publicznej cele i szczegóły reformy wymiaru sprawiedliwości.

"To jest doskonała, bardzo skuteczna kampania, notująca dziesiątki milionów wejść internetowych" - podkreślił prezes PiS. Ocenił, że PFN ma "pełne prawo" prowadzić tę kampanię, a rząd - jak stwierdził - "ma prawo ją zachęcać do tego typu działań".

"Bronię tej kampanii, uważam ją za bardzo dobre przedsięwzięcie. To działanie całkowicie uprawnione, dotyczące sprawy, która w żadnym wypadku nie ma charakteru partyjnego, ale dotyczy bardzo ważnej reformy państwa, ma więc charakter państwowy" - zaznaczył Kaczyński. Według niego "furia drugiej strony, te wszystkie donosy do prokuratury, dowodzi, jak skuteczna jest to akcja".

Jak zapewnił Kaczyński, akcja PFN nie jest prowadzona "w interesie" jednej partii. "To akcja w interesie wszystkich obywateli" - zaznaczył. "Badania pokazują, że ponad 80 proc. obywateli jest zainteresowane naprawą wymiaru sprawiedliwości. 70 proc. badanych twierdzi, że reforma jest potrzebna. A przecież to nie jest reklama konkretne reformy, naszych propozycji, ale kampania wskazująca, jakie są przesłanki do przeprowadzenia zmian" - mówił prezes PiS.

Jego zdaniem, jeśli ktoś twierdzi, że to działanie w interesie jednej partii, to musiałby uznać, że podobny charakter ma np. sprawa reparacji wojennych. "A czy to PiS dostanie te pieniądze? Nie, one trafią do wszystkich Polaków" - wskazał Kaczyński.

Prezes PiS pytał również, "czy tylko ludzie z PiS będą stawali przed uczciwymi, rzetelnym sądami w sprawach rodzinnych, cywilnych czy - nie daj Boże - karnych?" "Oczywiście, że nie. To dotyczy nas wszystkich, także naszej gospodarki, naszych relacji zewnętrznych" - stwierdził.

"Dziś polskie sądy mają niebywałą wręcz skłonność do tego, by stawać po stronie cudzoziemców, choćby w sprawach dotyczących dzieci. Czasem w sytuacjach jednoznacznych, gdy polski rodzic miał rację i gwarantował lepsza opiekę. Ale Holender, Niemiec czy Francuz zyskiwał uznanie polskiego sądu z racji samego pochodzenia" - mówił Kaczyński.

Prezes PiS zauważył, że podobnie było w sprawach gospodarczych. "Gdy zajmowaliśmy się sprawą walki o uratowanie PZU dla państwa polskiego, w zespole zajmującym się tą sprawą panowało przekonanie, że jeśli spór z Eureko będą rozstrzygały sądy polskie, to na pewno przegramy. Uznaliśmy, że lepiej zdecydować się na drogi i ryzykowny arbitraż za granicą, bo to dawało jakieś szanse. A w Polsce nie było ich w ogóle" - wskazał Kaczyński.

Kampania PFN od początku budzi kontrowersje. Posłowie PO złożyli wniosek o jej zbadanie przez CBA; Nowoczesna m.in. skierowała pismo do szefa PKW o kontrolę i sprawdzenie, czy nie dochodzi do złamania ustawy o partiach politycznych i finansowaniu partii politycznych przez Polską Fundację Narodową. PKW poinformowała, że obecnie nie ma narzędzi do tego, by zbadać działalność tzw. kampanii billboardowej.

Misją powołanej latem zeszłego roku Polskiej Fundacji Narodowej jest budowa pozytywnego wizerunku Polski w kraju i za granicą.

Kaczyński: Jeśli nie wytrzymamy presji UE, zostaniemy krajem peryferyjnym

Jeśli chcemy dogonić europejskie centrum i stać się krajem równouprawnionym, to musimy wytrzymać presję UE; jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy krajem peryferyjnym Wspólnoty - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy".

Kaczyński był pytany w wywiadzie - który ukazał się w poniedziałek - co Polska zrobi z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE, który odrzucił węgierską i słowacką skargę na program relokacji. We wrześniu 2015 r., w reakcji na kryzys spowodowany masowym napływem uchodźców do Europy, Rada Unii Europejskiej, obradująca w składzie ministrów spraw wewnętrznych, przyjęła postanowienie o relokacji 120 tys. tych ludzi. Przeciwko kwotowemu rozmieszczeniu uchodźców głosowały Czechy, Słowacja, Rumunia oraz Węgry, natomiast Finlandia wstrzymała się od głosu. Polska, gdzie rządziła wówczas koalicja PO-PSL, poparła te ustalenia.

Postanowienie sprzed dwóch lat zaskarżyły następnie do Trybunału Sprawiedliwości UE, Słowacja i Węgry. Na początku września Trybunał oddalił jednak skargi, uznając, że mechanizm relokacyjny jest proporcjonalny. "Mechanizm ten skutecznie i w sposób proporcjonalny przyczynia się do sprostania przez Grecję i Włochy kryzysowi migracyjnemu z 2015 roku" - napisano w komunikacie Trybunału.

"Jest to sytuacja trudna, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli chcemy wywalczyć sobie pełną niepodległość, jeśli chcemy w okresie stosunkowo krótkim, np. jednego pokolenia, dogonić europejskie centrum, stać się krajem realnie równouprawnionym, wyrównać nie tylko poziom PKB, lecz i poziom zasobności, to musimy mieć świadomość, że trzeba wytrzymać presję, a nawet ostrzejsze działania" - ocenił prezes PiS.

Według niego, "warto to zrobić, bo innej drogi nie ma". "Jeśli tego nie zrobimy, na zawsze zostaniemy krajem peryferyjnym" - podkreślił Kaczyński.

Odnosząc się do niedzielnych wyborów do Bundestagu w Niemczech, prezes PiS stwierdził, że "najważniejsze pytanie brzmi, czy kanclerz Merkel zgodzi się na dalsze zjednoczenie strefy euro, a tym samym na finansowanie innych krajów, czy też nie". "Oczywiście (Merkel) nie chciałaby płacić i długo się tego trzymała. Problem w tym, co zrobi, jeśli brak zgody Niemiec na integrację strefy euro, będzie oznaczał upadek wspólnej waluty. Dziś wydaje się, że to jest realna groźba. Więc kanclerz Merkel już chyba chce płacić. Być może usłyszała od nowego prezydenta Francji, że inaczej się nie da" - mówił Kaczyński.

Pytany, co Polska zrobi, jeśli zwycięży koncepcja dalszego jednoczenia się strefy euro, prezes PiS odpowiedział: "To jednoczenie będzie wymagało zmian traktatowych, i to jest nasz atut". Podkreślił, że "nie da się na nas wymusić zgody na zmiany, strasząc tzw. siódemką". "Być może Angela Merkel myśli, że Polska przestraszy się groźby zastosowania art. 7 traktatu, który oznacza sankcje, i w zamian będzie uległa na polu zmian traktatowych. Ale my wiemy, że art. 7 nie da się zastosować, jeśli choć jedno państwo się sprzeciwi. A takich państw będzie więcej" - przekonywał Kaczyński.

Dopytywany, czy Polska pod żadnym warunkami nie zgodzi się na zmiany traktatowe, prowadzące do Europy dwóch prędkości, Kaczyński powiedział: "To są wszystko wstępne oceny. Jedno jest pewne: przyjęcie euro bardzo mocno przydusiłoby naszą gospodarkę".

Według niego, o euro można myśleć dopiero wtedy, kiedy nasz kraj będzie na poziomie gospodarczym Niemiec, Holandii, Belgii, czy południowej części Wielkiej Brytanii. "Zaznaczam, ze osobiście jestem sceptyczny, czy nawet wówczas powinniśmy zrezygnować z własnej waluty" - zastrzegł Kaczyński.

Szef PiS skomentował również wypowiedź prezydenta USA Donalda Trumpa, który podczas forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, stwierdził, że "patriotyzm poprowadził Polaków do walki o wolność". "To jest duże wyróżnienie pokazujące także, że polityka amerykańska jest bardzo Polsce przychylna. To również ma znaczenie dla pozycji Polski w układach wewnątrz europejskich, to umacnia naszą pozycję" - podkreślił Kaczyński.

"Często słyszymy ze strony opozycji, że Polska nie powinna być +amerykańskim lotniskowcem+, bo to się kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20, 30 lat amerykańskiego wsparcia - a mam nadzieję, że znacznie więcej - to jest coś niezwykle ważnego i cennego" - mówił prezes PiS.

Przekonywał, że ma to szczególne znacznie, jeśli "zdołamy dobić do europejskiej czołówki, pod względem rozwoju, jeśli wzmocnimy się ludnościowo, militarnie, technologicznie", bo - jak wskazał - "będziemy w innej lidze, będziemy mogli awansować". "Ale jest też możliwy inny scenariusz: dalsza utrata ludności, degradacja do poziomu kraju z ciągle zagrożonym bytem, brak realnych perspektyw" - dodał Kaczyński.

Kaczyński dla "Sieci Prawdy": jeśli nie wytrzymamy presji UE, zostaniemy krajem peryferyjnym

Jeśli chcemy dogonić europejskie centrum i stać się krajem równouprawnionym, to musimy wytrzymać presję UE; jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy krajem peryferyjnym Wspólnoty - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem "Sieci Prawdy".

Kaczyński był pytany w wywiadzie - który ukazał się w poniedziałek - co Polska zrobi z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE, który odrzucił węgierską i słowacką skargę na program relokacji. We wrześniu 2015 r., w reakcji na kryzys spowodowany masowym napływem uchodźców do Europy, Rada Unii Europejskiej, obradująca w składzie ministrów spraw wewnętrznych, przyjęła postanowienie o relokacji 120 tys. tych ludzi. Przeciwko kwotowemu rozmieszczeniu uchodźców głosowały Czechy, Słowacja, Rumunia oraz Węgry, natomiast Finlandia wstrzymała się od głosu. Polska, gdzie rządziła wówczas koalicja PO-PSL, poparła te ustalenia.

Postanowienie sprzed dwóch lat zaskarżyły następnie do Trybunału Sprawiedliwości UE, Słowacja i Węgry. Na początku września Trybunał oddalił jednak skargi, uznając, że mechanizm relokacyjny jest proporcjonalny. "Mechanizm ten skutecznie i w sposób proporcjonalny przyczynia się do sprostania przez Grecję i Włochy kryzysowi migracyjnemu z 2015 roku" - napisano w komunikacie Trybunału.

"Jest to sytuacja trudna, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli chcemy wywalczyć sobie pełną niepodległość, jeśli chcemy w okresie stosunkowo krótkim, np. jednego pokolenia, dogonić europejskie centrum, stać się krajem realnie równouprawnionym, wyrównać nie tylko poziom PKB, lecz i poziom zasobności, to musimy mieć świadomość, że trzeba wytrzymać presję, a nawet ostrzejsze działania" - ocenił prezes PiS.

Według niego, "warto to zrobić, bo innej drogi nie ma". "Jeśli tego nie zrobimy, na zawsze zostaniemy krajem peryferyjnym" - podkreślił Kaczyński.

Odnosząc się do niedzielnych wyborów do Bundestagu w Niemczech, prezes PiS stwierdził, że "najważniejsze pytanie brzmi, czy kanclerz Merkel zgodzi się na dalsze zjednoczenie strefy euro, a tym samym na finansowanie innych krajów, czy też nie". "Oczywiście (Merkel) nie chciałaby płacić i długo się tego trzymała. Problem w tym, co zrobi, jeśli brak zgody Niemiec na integrację strefy euro, będzie oznaczał upadek wspólnej waluty. Dziś wydaje się, że to jest realna groźba. Więc kanclerz Merkel już chyba chce płacić. Być może usłyszała od nowego prezydenta Francji, że inaczej się nie da" - mówił Kaczyński.

Pytany, co Polska zrobi, jeśli zwycięży koncepcja dalszego jednoczenia się strefy euro, prezes PiS odpowiedział: "To jednoczenie będzie wymagało zmian traktatowych, i to jest nasz atut". Podkreślił, że "nie da się na nas wymusić zgody na zmiany, strasząc tzw. siódemką". "Być może Angela Merkel myśli, że Polska przestraszy się groźby zastosowania art. 7 traktatu, który oznacza sankcje, i w zamian będzie uległa na polu zmian traktatowych. Ale my wiemy, że art. 7 nie da się zastosować, jeśli choć jedno państwo się sprzeciwi. A takich państw będzie więcej" - przekonywał Kaczyński.

Dopytywany, czy Polska pod żadnym warunkami nie zgodzi się na zmiany traktatowe, prowadzące do Europy dwóch prędkości, Kaczyński powiedział: "To są wszystko wstępne oceny. Jedno jest pewne: przyjęcie euro bardzo mocno przydusiłoby naszą gospodarkę".

Według niego, o euro można myśleć dopiero wtedy, kiedy nasz kraj będzie na poziomie gospodarczym Niemiec, Holandii, Belgii, czy południowej części Wielkiej Brytanii. "Zaznaczam, ze osobiście jestem sceptyczny, czy nawet wówczas powinniśmy zrezygnować z własnej waluty" - zastrzegł Kaczyński.

Szef PiS skomentował również wypowiedź prezydenta USA Donalda Trumpa, który podczas forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, stwierdził, że "patriotyzm poprowadził Polaków do walki o wolność". "To jest duże wyróżnienie pokazujące także, że polityka amerykańska jest bardzo Polsce przychylna. To również ma znaczenie dla pozycji Polski w układach wewnątrz europejskich, to umacnia naszą pozycję" - podkreślił Kaczyński.

"Często słyszymy ze strony opozycji, że Polska nie powinna być +amerykańskim lotniskowcem+, bo to się kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20, 30 lat amerykańskiego wsparcia - a mam nadzieję, że znacznie więcej - to jest coś niezwykle ważnego i cennego" - mówił prezes PiS.

Przekonywał, że ma to szczególne znacznie, jeśli "zdołamy dobić do europejskiej czołówki, pod względem rozwoju, jeśli wzmocnimy się ludnościowo, militarnie, technologicznie", bo - jak wskazał - "będziemy w innej lidze, będziemy mogli awansować". "Ale jest też możliwy inny scenariusz: dalsza utrata ludności, degradacja do poziomu kraju z ciągle zagrożonym bytem, brak realnych perspektyw" - dodał Kaczyński.

>>> Czytaj też: Gorące pieniądze na koncie adwokata. O co chodzi w sprawie Michała Królikowskiego?