Każdy racjonalny i odpowiedzialny szef, postawiony w obliczu egzystencjalnego zagrożenia dla swojego przedsiębiorstwa, podjąłby odpowiednie kroki, aby zażegnać to ryzyko. Tymczasem decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu się z paryskiego porozumienia klimatycznego pokazuje, że zobowiązanie prezydenta do zarządzania krajem tak jak zarządza się przedsiębiorstwem, okazało się kłamstwem.

Ziemia jest zagrożona podnoszeniem się poziomu wód, anomaliami pogodowymi oraz szybkimi wzrostami temperatury. W tej sytuacji zamiast pracować nad wspólnym światowym planem na rzecz zmniejszenia tych zagrożeń, Trump zdaje się ten plan podważać.

Paryskie porozumienie klimatyczne z 2015 roku ustanowiło globalny cel redukcji emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Podjęte działania miały zapobiec podniesieniu się globalnej temperatury o 2 stopnie Celsjusza. Prawie wszystkie kraje świata zgodziły się stworzyć system, dzięki któremu będzie można mierzyć ich postępy w tym zakresie oraz wzmacniać podjęte wysiłki. USA, wycofując się z porozumienia, nie tylko podważają swoją pozycję dyplomatyczną, ale gorzej – przyznają innym państwom prawo do nieprzestrzegania przyjętych w ramach porozumienia zobowiązań.

Wyjaśniając swoją decyzję o wycofaniu się z porozumienia, Trump tłumaczył, że realizacja uzgodnień z Paryża kosztowałaby amerykańską gospodarkę utratę milionów miejsc pracy i miliardów dolarów PKB w ciągu najbliższej dekady.

Reklama

Tymczasem prawda jest taka, że szybko rozwijające się sektory energii wiatrowej i słonecznej stale tworzą nowe miejsca pracy w USA. W szczególności dotyczy to sektora energii słonecznej, w którym przybywa nowych miejsc pracy 17 razy szybciej niż wynosi średnia dla całej gospodarki. Wycofanie się z porozumienia klimatycznego nie sprawi, że wzrośnie liczba miejsc pracy w sektorze paliw kopalnych czy w jakimkolwiek innym sektorze gospodarki.

USA pod rządami Donalda Trumpa stały się modelowym przykładem nieodpowiedzialności. Obecna administracja demontuje wypracowany przez Baracka Obamę Plan Czystej Energii (Clean Power Plan), który miał uregulować sytuację elektrowni w USA oraz miał pomóc w zmniejszeniu emisji gazów cieplarnianych o ponad 25 proc. względem poziomów z 2005 roku. To o ponad 20 proc. więcej, niż zobowiązanie wynikające z porozumienia klimatycznego z Paryża.

Na szczęście wraz z coraz większą inicjatywą poszczególnych miast, stanów i firm, a także w związku z rosnącymi cenami węgla – emisje gazów cieplarnianych w USA gwałtownie spadają (choć nie tak szybko, jak wynika z Planu Czystej Energii). Co więcej, Indie i Chiny zmniejszą emisję dwutlenku węgla o 2 do 3 mld ton więcej, niż kraje te szacowały w ubiegłym roku.

Zatem na froncie walki z ociepleniem klimatu nie wszystko jest stracone, choć za sprawą Donalda Trumpa USA oddały pozycję lidera. Dlatego teraz, znacznie bardziej niż kiedykolwiek, inicjatywa leży po stronie miast, stanów i firm. Będą one musiały podwoić swoje wysiłki, aby pokazać światu, że działania Trumpa nie odzwierciedlają poglądów większości Amerykanów oraz że USA są gotowe do powtórnego dołączenia do globalnego frontu na rzecz walki z ociepleniem klimatu przy pierwszej możliwej okazji.

>>> Czytaj też: Lawina krytyki pod adresem Trumpa. Niemcy zapowiadają sojusz przeciw izolacjonistycznej polityce USA