Prezydent USA Donald Trump słusznie odwołał spotkanie z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem, gdyż mogło się ono zakończyć fiaskiem - ocenia w piątek "Wall Street Journal". "New York Times" uważa, że wciąż można skierować dyplomację na właściwe tory.

"Trump przecenił gotowość Kima do zrezygnowania z broni nuklearnej", a czerwcowemu szczytowi w Singapurze groziło niepowodzenie - pisze "WSJ".

W liście do Kima amerykański prezydent jako powód odwołania spotkania podał "ogromny gniew i otwartą wrogość" w niedawnym oświadczeniu władz w Pjongjangu. "Jednak prawdziwym problemem są konkrety, a nie ton" - uważa dziennik i wyjaśnia, że z ostatnich wypowiedzi władz Korei Płn. wynikało, że nie zdecydowały się na rezygnację z broni jądrowej.

"Północ wciąż definiuje denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego jako proces kontroli zbrojeń, który obejmuje zakończenie amerykańskiej obecności (wojskowej - PAP) w Korei Płd. Tak jak jego ojciec i dziadek, Kim chce złagodzenia sankcji i innych korzyści w zamian za obietnice nuklearne, których jego kraj nigdy nie spełniał" - czytamy.

Według "WSJ" Trump zgodził się na szczyt częściowo, gdyż prezydent Korei Płd. Mun Dze In "po rozmowach z siostrą Kima na zimowych igrzyskach olimpijskich przeinaczył stanowisko Północy". Twierdząc, że Kim zmienił zdanie na temat broni jądrowej, Mun kontynuował swój plan wskrzeszenia tzw. słonecznej polityki appeasementu wobec Północy, która w poprzednich latach zawiodła.

Reklama

Wywołało to "pokojową euforię" na Południu, która sprawiła, że administracja Trumpa zaczęła badać możliwości utrzymania sojuszu. "WSJ" jest zdania, że Trumpowi "niewłaściwie doradzono", by tak chętnie i bez większych planów zgadzał się na szczyt. Szef państwa pogłębił ten błąd opowiadając o perspektywach. Szczyt mógłby dać dyplomatyczne zwycięstwo Kimowi, ale Trump nie otrzymałby nic w zamian. Dziennik dodaje, że być może to doświadczenie "nauczyło prezydenta, że Mun i Kim mają inne priorytety niż on sam". Celem prezydenta jest całkowita, dająca się zweryfikować i nieodwracalna denuklearyzacja.

Trump zapowiadał, że USA będą kontynuowały kampanię "maksymalnej presji" wobec Północy, ale zdaniem "WSJ" "ożywiony będzie musiał zostać międzynarodowy konsensus". Gazeta zauważa, że nawet bez szczytu Kim odniósł znaczące zwycięstwo propagandowe, grając rozjemcę.

"WSJ" przypomina, że Kim w tym tygodniu zaprosił zagranicznych dziennikarzy, by byli świadkami zamknięcia poligonu nuklearnego Punggje-ri. "Jednak ma to niewielkie znaczenie, gdyż tunele mogą zostać wykopane w innych miejscach. Północ wykorzystywała poprzednie negocjacje jako przykrywkę do potajemnego kontynuowania swych programów jądrowych i rakietowych. Na niedawnych zdjęciach satelitarnych widać, że Północ buduje nowy ośrodek do budowy wyrzutni dla międzykontynentalnych rakiet Hwasong-15, które mogą dosięgnąć USA" - czytamy.

Według "WSJ" planowanie szczytu umożliwiło też Chinom naprawienie stosunków z Kimem i ograniczenie restrykcji w sprawie handlu na granicy bez dyplomatycznych kosztów. Trump krytykował wpływy prezydenta Chin Xi Jinpinga, ponieważ Kim zajął twardsze stanowisko po drugim spotkaniu z chińskim przywódcą. Xi publicznie poparł stanowisko Kima w sprawie stopniowych i zsynchronizowanych kroków w kierunku denuklearyzacji. Zdaniem "WSJ" "Trump będzie teraz musiał rozważyć twardsze sankcje gospodarcze na chińskie firmy, które prowadzą interesy z Koreą Północną".

Trump zachęcił północnokoreańskiego przywódcę do kontaktu w przyszłości, jeśli "zmieni on zdanie w kwestii szczytu". "Ale wiele czasu zajmie naprawianie szkód i ponowne uruchomienie kampanii wywierania maksymalnej presji poprzez działania dyplomatyczne i poprzez wprowadzanie sankcji. Przynajmniej prezydent zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i uniknął szczytu" - konkluduje "Wall Street Journal".

Z kolei "New York Times" pisze, że nagła decyzja Trumpa o odwołaniu szczytu nie jest zaskakująca, biorąc pod uwagę lata niestabilnych relacji między USA a Koreą Płn.

"Niekoniecznie są to złe wieści, o ile oznacza to, że administracja Trumpa teraz da sobie czas, by przygotować się w sposób, który sprawi, że spotkanie, którego stawka jest wysoka, będzie sukcesem" - czytamy. Anulowanie szczytu "okaże się jednak głęboko godne ubolewania, a ostatecznie niebezpieczne", jeśli "obaj porywczy przywódcy zaczną się dąsać i będą znów z siebie szydzić" w dziecinny sposób, jak robili przez ostatnie 16 miesięcy. Zwiększy to tylko prawdopodobieństwo zagłady - dodaje.

Gazeta wskazuje, że Trump przed odwołaniem szczytu nie skonsultował się z Koreą Płd., która pomogła w planowaniu spotkania, co jest kolejną oznaką "niedbalstwa" prezydenta wobec sojuszników. Po raz kolejny cały świat jest zdezorientowany co do intencji Trumpa, a także Kima - podkreśla.

Według "NYT" wydaje się, że tym, co zirytowało Koreę Płn. były wypowiedzi doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona, które następnie zostały wzmocnione przez wiceprezydenta Mike'a Pence'a. Bolton powiedział Fox News, że Północ musiałaby pozwolić wywieźć z kraju całą swoją broń nuklearną, rakiety i broń biochemiczną, na co zgodził się w 2003 roku libijski przywódca Muammar Kadafi. Bolton mówił, że dopóki Kim tego nie zrobi, nie powinien oczekiwać korzyści, w tym zniesienia sankcji.

"NYT" przypomina, że po zrezygnowaniu z broni Kadafi został obalony z pomocą sił NATO i USA i zabity przez rebeliantów. "Ta analogia do Libii denerwuje Koreańczyków z Północy" - podkreśla dziennik.

"Mamy nadzieję, że prezydent znajdzie sposób na kontynuowanie dialogu z Pjongjangiem i ustali nową datę spotkania, co sugerował w liście do Kima" - dodaje gazeta. "Jeśli mamy szczęście, są to tylko zakłócenia w negocjacjach. (...) Wciąż jest czas, by skierować dyplomację na właściwe tory" - ocenia "New York Times".

>>> Czytaj też: Niemiecka prasa: Słowo amerykańskiego prezydenta nic nie znaczy