fot. P. Golkiewicz/Mat. prasowe
Reklama
Jacek Dąbała profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kierownik Katedry Warsztatu Medialnego i Aksjologii. Specjalista ds. mediów, komunikowania, literatury i filmu. Były dziennikarz radiowo-telewizyjny
Z Jackiem Dąbałą rozmawia Elżbieta Rutkowska
Często pan ogląda „Wiadomości” TVP?
Prawie codziennie staram się zobaczyć chociaż fragment tego programu, a raz-dwa razy w tygodniu całe wydanie. Robię to z powodów zawodowych. Jako medioznawca poczuwam się do obowiązku, by wiedzieć, jak wygląda przekaz programów informacyjnych głównych stacji telewizyjnych.
Ogląda pan z przyjemnością?
Nie, na ogół z ogromnym zdziwieniem – że można w taki sposób próbować uprawiać dziennikarstwo informacyjne i publicystyczne, jak to się robi w Telewizji Polskiej.
W taki sposób? To znaczy jaki?
W sposób najczęściej propagandowy, niestety.
A co to jest propaganda?
W uproszczeniu to prezentowanie strony rządowej przede wszystkim w jasnych barwach, a opozycji w ciemnych.
Pokazywanie, że mamy budżet bez deficytu, że standard życia Polaków rośnie, że ubóstwo wśród dzieci spadło dzięki programowi 500+, to według pana propaganda?
Tak, jeśli tylko jedna strona – w tym wypadku rządowa – występuje jako pozytywny bohater przekazu, a druga – opozycyjna – już nie. Takie informacje powinno się podawać bez emocji, traktować jak fakt, bez domieszki publicystyki. Fakt dostatecznie mocno mówi za siebie, nie wymaga chwalenia go.
Może dokonania opozycji nie są warte wspomnienia?
Rzeczywistość nigdy nie jest czarno-biała. Nie ma państwa, które by odnosiło same sukcesy. Tymczasem w „Wiadomościach” brakuje równowagi, nie ma drugiej strony, widzimy tylko to, co się udaje rządowi i nie udaje opozycji. Obraz jest więc niepełny, a przez to nierzetelny. Świat jest przedstawiany w uproszczeniu, bez niuansów, problemów, pytań. Jedna wielka propaganda sukcesu. Bardzo mi to przypomina „Dziennik Telewizyjny” z czasów PRL. Przyznaję, to, co pokazują „Wiadomości”, może się niektórym podobać. Widz takiego programu czuje dumę, że jego kraj się wspaniale rozwija. Po chwili jednak doświadczenie życiowe każe nam zwątpić w prawdziwość tego, co widzimy na ekranie. Przychodzi refleksja, czy rzeczywistość może być tak różowa.
Wiceminister kultury Paweł Lewandowski powiedział mi, że „Wiadomości” nie uprawiają propagandy. Pan jest przeciwnego zdania. Czy da się stwierdzić obiektywnie, że jakiś przekaz jest propagandowy?
Oczywiście, bo istnieje definicja. Swoją drogą dziwię się ministrowi, że tak twierdzi. Jeśli program reprezentuje stanowisko tylko jednej opcji politycznej, a inne głównie krytykuje – to nie mamy do czynienia z informacją, bo ta wymaga przekazania odbiorcom całego spektrum opinii. W programie informacyjnym zawiadamiamy o twardych faktach – według schematu kto?, co?, kiedy?, gdzie?, dlaczego? i jak? – a zaprezentowawszy wydarzenie, pozwalamy widzowi samemu wyciągnąć wnioski. Bo w mediach publicznych chcemy wychowywać obywatela myślącego. Natomiast propaganda od razu podsuwa gotowe odpowiedzi: tak ma być, to jest dobre, a to złe. Żebyśmy nie myśleli, tylko klaskali.
Media publiczne i rządowe to synonimy?
Nie. Wyróżnikiem mediów publicznych musi być rzetelne, bezstronne dziennikarstwo. Które jak najbardziej może, a nawet powinno, odnotowywać sukcesy rządu – ale w żadnym razie nie wolno mu przedstawiać jako sukcesu czegoś, co nim nie jest, co budzi uzasadnione wątpliwości. Natomiast media rządowe reprezentują linię rządu i jego punkt widzenia. Mówi się nawet, że skoro opozycja „ma” TVN, to rządowi należy się TVP, dla równowagi. Telewizja publiczna nie może sobie jednak pozwolić na to, by upodabniać się do rządowej. Nie może dopuścić, by komukolwiek przyszło do głowy stwierdzić, że jest rządowa.
W takim razie TVP to medium publiczne czy rządowe?
Rządowe – jeśli chodzi o informację i publicystykę. Bo poza sferą polityki ma wiele cennych programów, jak spektakle teatralne i operowe dla widzów zainteresowanych kulturą wysoką oraz transmisje sportowe dla masowego odbiorcy. Emituje też audycje interwencyjne i reporterskie. Nie wszystko jest w niej złe, ale jak tylko pojawia się wątek, który można wykorzystać politycznie, od razu wdaje się propaganda.
Każda władza chciała sterować flagowym programem informacyjnym TVP. Czy ekipę „dobrej zmiany” cokolwiek pod tym względem wyróżnia?
Oni robią to mocniej, bardziej zdecydowanie – i wyraźniej widać efekty ich starań. Z ekranu wylewają się poglądy opcji rządzącej, jej program, jej sposób postrzegania świata. Nie ma nawet pozorów bezstronności. Za poprzednich rządów też umiałbym wskazać materiały typu propagandowego. Ale mimo wszystko starano się o równowagę, a przynajmniej stan bliski równowagi. Dziś w „Wiadomościach” mamy zmasowany atak programów chwalących właściwie wszystkie decyzje władz. Zdrowa demokracja nie pozwoliłaby sobie na taki brak bezstronności. Dobrej władzy po prostu bronią suche fakty, bezstronna ich prezentacja. To powinno być esencją programów informacyjnych w telewizji publicznej. ©℗