fot. Jakub Kamiński/East News
Reklama
Zygmunt Frankiewicz, nowo wybrany senator i były prezydent Gliwic
Senat przejęła opozycja, w tym m.in. dzięki 11 mandatom uzyskanym przez samorządowców. W jaki sposób lokalne władze wykorzystają teraz ten fakt?
Mamy dość ambitne plany. Traktujemy Senat jako przyczółek, miejsce, w którym mogą być artykułowane interesy samorządu i nadawany bieg projektom ustaw, na których nam od dawna zależało. Mamy ich już sporo, kolejne są sukcesywnie przygotowywane. Od stycznia gotowy jest na przykład projekt ustawy o pracownikach samorządowych, który zawiera propozycję nowego, spójnego i sprawiedliwego systemu wynagradzania osób sprawujących funkcje kierownicze w samorządach. Wiceminister Szefernaker zapewniał, że będzie on rychło procedowany, ale wpadł gdzieś „za szafę”. Teraz już nie będzie się dało tak zbywać podobnych projektów. Liczę, że większość senacka będzie podejmować nasze inicjatywy. A jeśli przyjmie je Senat, wówczas będzie je musiał procedować Sejm.
Sejm, jeśli tylko zechce, utrąci je, bo tam większość wciąż ma PiS.
Czym innym jest nie podjąć dyskusji i po cichu uśmiercić projekt, a czym innym – rozpocząć dyskusję, w której przedstawia się argumenty. Wtedy już nie jest tak łatwo utrącić coś bez konsekwencji politycznych. Różnica jest więc zasadnicza i będziemy korzystali z tej możliwości, po to startowałem do Senatu.
Jakie rzeczy samorządowcy będą chcieli załatwić za pośrednictwem Senatu?
Bardzo ważne są finanse. Wielokrotnie mówiliśmy o zagrożeniu samorządu w związku z obniżkami PIT. Te obniżki, choć bardzo pożądane, są finansowane w połowie z pieniędzy samorządowych. Budżet państwa swoje straty może zrekompensować, np. wpływami z VAT. My już takiej możliwości nie mamy. Kiedy w 2007 r. poprzedni rząd PiS obniżył stawki PIT, samorządy przez kilka lat cierpiały z powodu stagnacji wpływów z tego najważniejszego dla nich dochodu podatkowego. Chcemy więc, żeby takie obniżki, o których decyduje rząd, nie odbywały się kosztem dochodów samorządów. Co więcej, chcielibyśmy – gdy jakiś organ administracji rządowej podejmuje decyzje dotyczące działań samorządów, szczególnie zadań własnych, i gdy te działania powodują skutki finansowe – żeby koszty z tym związane były rekompensowane. Klasycznym przykładem jest tu decyzja kuratora w sprawie sieci szkół. Dziś to kurator, a nie samorząd, decyduje, czy dana szkoła ma funkcjonować, często wbrew elementarnej logice czy gospodarności. To prowadzi do kuriozalnych sytuacji, że szkoła funkcjonuje, tylko uczniów brak. Utrzymywany jest sam budynek i kadry. Skoro tak, to niech takie decyzje będą na koszt decydującego, a nie samorządu. Kolejna sprawa do załatwienia to ustawa metropolitalna. W tej chwili istnieje tylko dla woj. śląskiego, ale obszarów funkcjonalnych, którym takie regulacje by się przydały, jest więcej. Ważne jest też przekształcenie subwencji oświatowej, z której finansowane są m.in. wynagrodzenia nauczycieli, w dotację celową.
W jakim celu?
To spowoduje, że rząd przejmie odpowiedzialność za te wynagrodzenia. W tej chwili rządzący uzgadniają podwyżki z nauczycielami, ale potem w ogromnej części płaci za to samorząd. Nożyce w oświacie już tak się rozwarły, że samorząd jest zagrożony finansowo. Chcemy też uregulować kwestię VAT. Samorządy dużo inwestują, to one odpowiadają za większość inwestycji publicznych w Polsce. Dlaczego więc muszą od takich inwestycji dodatkowo odprowadzać VAT do budżetu państwa? Należy też znieść zakaz łączenia mandatu samorządowego z mandatem senatora i zasadę dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Chcemy też, by organizacje zrzeszające samorządy, typu Związek Miast Polskich, mogły reprezentować władze lokalne przed Trybunałem Konstytucyjnym. Ponadto trzeba zapewnić, by wszystkie akty prawne, mające wpływ na funkcjonowanie samorządów, były obowiązkowo konsultowane ze stroną samorządową. Dziś ważne projekty są zgłaszane jako poselskie i przechodzą zupełnie bokiem, czasem nawet bez naszej wiedzy.
Sporo tego. Uzgodniliście już te wszystkie propozycje z opozycją?
Senat nowej kadencji jeszcze się nie zebrał. W związku z czym nie było jeszcze szans omówić tego z kimkolwiek z nowo wybranych senatorów. Jednak o części z tych spraw rozmawiałem, przygotowując na wybory wspólnie z Jackiem Karnowskim tzw. blok samorządowy i pakt senacki. Nie we wszystkim uzyskałem pełną akceptację, ale te wszystkie rzeczy, które wymieniłem, nie spotkały się też z niczyim sprzeciwem. Tak więc liczę na to, że bez większych problemów spora część z tych spraw znajdzie akceptację przynajmniej partii opozycyjnych.
Które na przykład?
Na pewno kontrowersje budzi sprawa dwukadencyjności, ponieważ to ograniczenie ma pewne zalety. Moim zdaniem ma jednak zdecydowanie więcej wad.
A które mogą być niemożliwe do przeprowadzenia?
Trudne będą sprawy finansowe, bo budżet na 2020 r. i wszystkie następne lata będzie niezwykle napięty z tego powodu, że w szczycie koniunktury zostały zaciągnięte stałe zobowiązania. Zadeklarowano transfery socjalne, na które przeznaczono doraźne wpływy, np. 19 mld zł z likwidacji OFE. Pieniądze z dochodów przyszłych budżetów są teraz konsumowane. Częściowo są to też pieniądze samorządów. Teraz mieliśmy wzrost gospodarczy i większą ściągalność z VAT, co sprzyjało kupowaniu wyborców. Dłużej się tak nie da. Tezy o zbilansowanym budżecie państwa nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Mogą być wręcz problemy z uchwaleniem budżetu na 2021 czy 2022 r.
Samorządowcy, którzy wsparli Koalicję Obywatelską w wyborach, będą domagać się stanowiska wicemarszałka Senatu?
Nie prowadzę takich dyskusji, nie traktuję tego w kategoriach handlowych. Owszem, zaangażowanie moje czy Jacka Karnowskiego sporo nas kosztowało, ale to nie po to, by mieć z tego jakieś osobiste profity. Zrobiliśmy to po to, by zatrzymać niszczenie państwa. To się częściowo udało. Jest jakiś wyłom w totalnej władzy PiS.
Czyli nikt panu nie proponował stanowiska wicemarszałka Senatu?
Nie. I niczego takiego nie oczekuję.
Jak będą kształtować się teraz relacje z Sejmem? Senat stanie się hamulcowym procesu legislacyjnego czy będzie podkręcać propozycje wychodzące z Sejmu, by wprawić posłów PiS w zakłopotanie?
To są takie PR-owskie zabawy państwem, którym jestem przeciwny. Przede wszystkim nie może być tak jak w mijającej kadencji, że projekty ustawy przyjmowano w ciągu 24 godzin. To farsa. Ja będę się skupiał na własnych inicjatywach ustawodawczych, a nie takich gierkach. Mamy co proponować, niech wtedy PiS się tłumaczy, dlaczego nie poprze regulacji popieranej przez wiele środowisk.
Opozycja nie straci większości w Senacie?
Nie można być tego pewnym, bo znane jest obrzydliwe zjawisko korupcji politycznej. Na Śląsku dało to efekt w postaci odwrócenia wyniku wyborów do sejmiku województwa. Stąd moje obawy, tym bardziej że nie znam wszystkich nowo wybranych senatorów, ale chcę wierzyć, że to ludzie, którzy będą potrafili zachować się przyzwoicie. Do mnie nikt nie zgłaszał się z propozycjami, ale nie spodziewam się też, by tak się stało, bo będąc 26 lat prezydentem Gliwic, nigdy nie miałem oferty korupcyjnej.
Czy w przyszłorocznych wyborach prezydenckich opozycja również porozumie się co do wspólnego kandydata, czy każdy wystawi swojego w pierwszej turze?
Nie mnie o tym decydować, choć mam swoje wyobrażenie na ten temat. Wybory prezydenckie to nie zwykłe wybory większościowe jak do Senatu, bo mają wymóg przekroczenia 50-proc. progu poparcia, co najczęściej oznacza drugą turę. Nie jest więc krytyczne uzgodnienie przed wyborami jednego kandydata. Krytyczne jest porozumienie co do pewnego scenariusza działań. Możliwe, że wszystkie partie wystawią swoich kandydatów, ale też się umówią, że wszystkie zgodnie poprą tego kandydata, który wejdzie do drugiej tury. Jeśli nie dojdzie do jakichś wewnętrznych tarć, z dużym prawdopodobieństwem kandydat opozycji może wygrać. ©℗
Rozmawiał: Tomasz Żółciak
Cały wywiad na gazetaprawna.pl