Ekspertka, która jest szefową organizacji "Pomoc Poszkodowanym - Ogólnopolska Izba Pośredników i Przedstawicieli Firm Odszkodowawczych" podkreśla równocześnie, że tego typu sprawy przed sądami ciągną się latami, a największym problem jest udowodnienie lekarzom czy szpitalowi, że do błędu rzeczywiście doszło.
PAP: W jakich przypadkach pacjenci najczęściej występują o odszkodowania?
J.S.S.: Najwięcej tych, z którymi mamy do czynienia, dotyczy błędów okołoporodowych - na przykład zbyt późno podjętych decyzji o cesarskim cięciu, w czego wyniku dochodzi do niedotlenienia dziecka i do jego niedorozwoju. Kolejna grupa to niewłaściwa diagnoza czy niepełne rozpoznanie stanu pacjenta i tym samym niewłaściwe określenie sposobu leczenia; czyli pacjentowi nie zlecono koniecznych badań, tym samym nie wykryto właściwego powodu choroby i np. doszło do zgonu. Mamy też sprawy, które dotyczą złej, nieprawidłowej organizacji pracy w placówce.
PAP: Chodzi o brak odpowiedniej opieki?
J.S.S.: Opieki lub nadzoru. To często przypadki pacjentów, którzy np. są po udarach, mają zaburzoną świadomość, orientację w terenie i np. leżą na niezabezpieczonych łóżkach szpitalnych, bez odpowiedniego nadzoru. Jeśli taka osoba ma możliwość swobodnego wstania z łóżka, to może się zdarzyć, że próbuje dojść sama do toalety lub po prostu się podnosi. Bywa, że upadnie lub spadnie i dozna różnego rodzaju urazów. Oczywiście, zazwyczaj tego typu urazy nie są duże, ale i w takich przypadkach są podstawy do ubiegania się m.in. o zadośćuczynienie pieniężne.
PAP: Kiedy mówimy o błędach medycznych, to takim oczywistym przykładem i dość prostym do udowodnienia wydają się błędy popełnione przy operacjach plastycznych.
J.S.S.: A w rzeczywistości wcale nie jest to takie oczywiste. W tego typu przypadkach istotne są kwestie endogenne, czyli indywidualne uwarunkowania pacjentki czy pacjenta. Każda operacja, także plastyczna, wiąże się z jakimś ryzykiem. Lekarz - możemy zakładać - powinien zrobić wszystko, by to ryzyko wyeliminować. Ale może się zdarzyć, że z powodu pewnych indywidualnych cech danej osoby efekt nie będzie taki, jaki był oczekiwany. I wtedy trudno mówić o błędzie lekarza.
PAP: No dobrze: dochodzi do błędu; decydujemy się wystąpić z roszczeniami. Na co powinniśmy być przygotowani, co może być największą trudnością?
J.S.S.: Udowodnienie, że do błędu medycznego w ogóle doszło. Generalnie w przypadku każdego odszkodowania - także np. związanego z wypadkami komunikacyjnymi, obowiązek przedstawienia dowodów potwierdzających zasadność roszczenia spoczywa na osobie poszkodowanej. Takimi dowodami są np. dokumentacja medyczna, oświadczenia świadków. W przypadku błędów medycznych - jeśli nie ma wyroku karnego skazującego lekarza - sprawa staje się naprawdę trudna, wymagająca dużego nakładu pracy.
PAP: Z czego to wynika?
J.S.S.: Między innymi z tego, że często trudno jest uzyskać z placówek medycznych pełną dokumentację leczenia pacjenta, bywa, że jest wybrakowana, nieczytelna. Nie zawsze też sprawa jest ewidentna. Problemem może być wskazania momentu, etapu leczenia, w którym doszło do błędu, skutkującego pogorszeniem stanu zdrowia czy zgonem pacjenta. Dlatego tego typu sprawy ciągną się latami i wymagają zaangażowania wielu osób. W kancelariach zrzeszonych w naszej Izbie wygląda to tak, że pracę prawnika wspierają liczni eksperci, w tym wypadku lekarze specjaliści, którzy z nim współpracują i wskazują mu, gdzie, w jakim zakresie doszło do zawinienia.
PAP: Czy w takim razie warto próbować?
J.S.S.: Tak, bo takich spraw jest z roku na rok coraz więcej. Media informują o przypadkach błędów medycznych. Świadomość społeczeństwa rośnie. Już nie ma mitu lekarza, który jest osobą nieomylną. Zresztą każdy ma prawo do błędów, chodzi tylko o to, że jeżeli faktycznie ten błąd został popełniony, to trzeba się do niego przyznać, a nie próbować uciekać od odpowiedzialności.
PAP: Jakie roszczenia mogą przysługiwać?
J.S.S.: Katalog jest bardzo bogaty. Kodeks cywilny mówi, że mamy prawo do zadośćuczynienia z tytułu śmierci osoby bliskiej w wartości, która ma nam zrekompensować krzywdę, ból i cierpienie, czyli fakt, że tej osoby już z nami nie ma. Mamy możliwość ubiegania się o odszkodowanie z tytułu znacznego pogorszenia sytuacji majątkowej. Mamy prawo do zwrotu kosztów pogrzebu, kupna odzieży żałobnej. W sytuacjach, w których doszło do pogorszenia stanu zdrowia, można domagać się zwrotu kosztów leczenia, rehabilitacji, sprzętu, przystosowania domu, mieszkania dla osoby niepełnosprawnej, przejazdów do lekarzy, na rehabilitację. W niektórych przypadkach może też przysługiwać renta.
PAP: A jeśli chodzi o odpowiedzialność finansową? Odpowiada placówka medyczna czy konkretna osoba, np. lekarz?
J.S.S.: To zależy od wielu kwestii, m.in. od tego, z jaką umową mamy do czynienia; czy jest to umowa, czy kontrakt. Każdy stan faktyczny rodzi inną odpowiedzialność. Oczywiście łatwiej jest wyegzekwować roszczenia od szpitala, bo szpitale są ubezpieczone. Pamiętajmy, że możemy pozwać także ubezpieczyciela danej placówki medycznej, lekarza.
PAP: Jak pani ocenia wysokość uzyskiwanych w Polsce odszkodowań, zadośćuczynień za błędy medyczne?
J.S.S.: Te kwoty moim zdaniem są obecnie kwotami adekwatnymi, właściwymi. Przykładowo, jeżeli na skutek błędu medycznego dziecko będzie do końca życia niepełnosprawne, będzie wymagało opieki, to trudno sobie wyobrazić, by kwota 20 czy 30 tys. zł była adekwatna do sytuacji, w której znalazło się ono i jego rodzina. Można powiedzieć więcej, tak niska kwota jest w tej sytuacji skandaliczna. Milion złotych i więcej to nie są zadośćuczynienia zawyżone; ich wysokość pozwala na zrekompensowanie tego, co się stało, i stworzenie osobie poszkodowanej odpowiednich warunków do życia. Pamiętać też należy o innych świadczeniach należnych takiej osobie i jej rodzinie, np. renty z tytułu zwiększonych potrzeb czy też renty dla rodzica, który musiał zrezygnować z pracy zawodowej, by opiekować się tak chorym dzieckiem.
PAP: Szpitale są skłonne do ugody czy sprawy zazwyczaj kończą się w sądzie?
J.S.S.: Chyba większość z nich kończy się w sądzie. Zresztą nawet w sytuacji, kiedy sprawa jest ewidentna, a dotyczy uszczerbku na zdrowiu, który może ulec w przyszłości pogorszeniu, nie rekomendowałabym klientowi ugody. Ugoda jest dobrym sposobem na szybkie zakończenie sprawy, w której stan zdrowia poszkodowanego jest jednoznaczny, np. wiemy, że w tym przypadku w przyszŁości nie będzie konieczne przeprowadzenie drogich operacji. Ugoda co do zasady wyłącza bowiem możliwości dalszych roszczeń.
PAP: Dlaczego jest to takie ważne?
J.S.S.: W przypadku błędów medycznych zawsze trzeba zakładać, że może dojść do pogorszenia stanu zdrowia. Chyba że warunki tej ugody są tego rodzaju, że uwzględniają odpowiedzialność na przyszłość.
PAP: Co jest zapewne rzadkością.
J.S.S.: Oczywiście, bo strony zawierając ugodę chcą pewien stan zamknąć raz na zawsze. Nie chcą do tego wracać. Tymczasem może dojść do pogorszenia stanu zdrowia, komplikacji wymagających dodatkowych nakładów finansowych na leczenie i opiekę. Przyjmijmy, że pacjent nie może chodzić. To jest taki stan zdrowia, który zapewne będzie dalej się pogarszał i to wiadomo już teraz. Zawieranie ugody na jakąś konkretną kwotę, która nie będzie tego uwzględniać, nie jest korzystne.
PAP: A na drodze sądowej?
J.S.S.: Sąd, wydając wyrok, bierze pod uwagę stan zdrowia poszkodowanego do momentu wydania orzeczenia. Jeżeli po tym prawomocnym wyroku, po pięciu, dziesięciu latach ta osoba powie: mój stan zdrowia się pogorszył, to będzie musiała udowodnić, że jest to związane z tym samym zdarzeniem i że nie zostało objęte pierwszym wyrokiem. Przykład? Pacjent w wyniku błędu medycznego traci możliwość widzenia na jedno oko. Drugie oko jest bardziej obciążone, co po latach może skutkować pogorszeniem się wzroku. Sąd może już w pierwszym wyroku, na wniosek pełnomocnika, uwzględnić odpowiedzialność na przyszłość. Ale to jest rzadko praktykowane. Można więc - po pogorszeniu, utracie całkowitej wzroku - wystąpić z dodatkowymi roszczeniami.
PAP: Jaki jest okres przedawnienia takich spraw?
J.S.S.: Jeżeli uszczerbek na zdrowiu wynika z przestępstwa, to 20 lat.
rozmawiała Patrycja Rojek-Socha (PAP)