Zdaniem byłego wiceszefa MSZ Niemiec Unia Europejska powinna przyczynić się do deeskalacji konfliktu poprzez "rozwinięcie wspólnego, wyraźnego stanowiska". "Nie potrzebujemy teraz okrzyków bojowych czy dyplomacji megafonowej. Potrzebujemy roztropnej, spokojnej dyplomacji. W tym zakresie UE może pomóc tym, którzy są zainteresowani deeskalacją, nie przeceniając przy tym swoich własnych możliwości" - podkreślił Ischinger w rozmowie z dziennikiem.

Ostrzegł jednocześnie przed założeniem, że "problem jest daleko" i "nie dotyczy bezpośrednio Europy". Według eksperta ds. bezpieczeństwa międzynarodowego to myślenie "iluzyjne", które prowadzi do "tragicznej i błędnej oceny sytuacji".

Ischinger podkreślił ponadto, iż "najważniejsze w obecnie rozgrzanej atmosferze" to "wyraźne zdefiniowanie celów Zachodu", za którego zadanie uznał m.in. zasygnalizowanie, iż "nie zmierza do zmiany reżimu" w Pjongjangu.

"Osiągalnym celem" mogłoby być - według byłego dyplomaty - tzw. podwójne zamrożenie, czyli porzucenie przez Pjongjang kolejnych testów nuklearnych w zamian za zrezygnowanie ze wspólnych manewrów wojsk USA i Korei Płd., które reżim Kim Dzong Una traktuje jako zagrożenie.

Reklama

Zdaniem organizatora Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa cel ten można osiągnąć poprzez "dokręcanie śruby sankcji". Obok kolejnych sankcji wymienił także "dialog" oraz "gotowość do negocjacji" jako możliwe środki wywierania presji na rząd Korei Płn.

Ischinger opowiedział się ponadto za czynnym udziałem Chin w negocjacjach z reżimem Kim Dzong Una. "Klucz do sukcesu w każdej inicjatywie dyplomatycznej podjętej wobec Korei Płn. leży we współpracy z Pekinem. Chodzi o to, by nakłonić Chiny do przejęcia roli odpowiedzialnego przywódcy" - oznajmił Ischinger.

Według byłego dyplomaty kolejne sankcje "mają sens wtedy, jeżeli zostaną uchwalone we wzajemnym porozumieniu z Radą Bezpieczeństwa ONZ". Istotne jest również, by państwa członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ, w tym także Stany Zjednoczone, dały Pjongjangowi "wyraźny sygnał", iż "nie zaatakują" Korei Płn. w ramach "ataku prewencyjnego". Zdaniem Ischingera wyjątek stanowić ma atak odwetowy - czyli reakcja na agresję ze strony Korei Płn.

W ocenie Ischingera groźba "eskalacji militarnej" jest obecnie większa niż jeszcze kilka miesięcy temu. Jego zdaniem do eskalacji przyczynił się nie tylko sam reżim w Korei Płn., lecz także USA. Ekspert ocenił, że obie strony "nie przebierają w słowach", i zaznaczył, że na pierwszym planie powinna stać "deeskalacja werbalna".

Słowa prezydenta USA Donalda Trumpa o "niezaakceptowaniu Korei Płn. jako mocarstwa atomowego" sprawiły według niemieckiego polityka, że oba państwa znalazły się pod ogromną presją. "To właśnie czyni nasze położenie tak niebezpiecznym" - podsumował Ischinger.

>>> Czytaj też: Trump: Militarne rozwiązanie problemu Korei Północnej jest realną opcją