Po pierwsze obroty na naszym rynku były niezmiernie małe, a po drugie trzy ostatnie sesje zeszłego tygodnia przebiegały pod znakiem nieudanego ataku na zeszłoroczny dołek bessy. Dzisiaj więc mieliśmy do czynienia z czysto techniczną reakcją, której pomogły informacje o nacjonalizacji banku Lloyds oraz ustanowieniu przez indeks Nikkei225 swojego 26-letniego minimum.

Akcjom nie pomagali również ekonomiści Banku Światowego, którzy podali, że globalna gospodarka skurczy się po raz pierwszy od czasów II Wojny Światowej, a międzynarodowy handel spadnie najmocniej od 80 lat. Oczywiście banki inwestycyjne pisały o tym już wcześniej, ale dzisiaj do grona pesymistów już oficjalnie dołączyła ta szanowana instytucja. Pomimo ponurych wiadomości WIG20 dużych porannych spadków nie chciał zbytnio pogłębiać i wyczekiwał jak zachowają się inwestorzy na Wall Street, którzy od dzisiaj przez trzy tygodnie swój handel będą zaczynali o godzinę wcześniej polskiego czasu. Optymizm w Nowym Jorku udzielił się również na warszawskim parkiecie, gdzie indeksy zaczęły dynamicznie zmniejszać skalę spadków. Jednak ruch w kierunku cen piątkowego zamknięcia nie powiódł się i ostatecznie WIG20 spadł o 1,4 proc.

Na rynku walutowym złoty swój handel rozpoczął od umocnienia, jednak w ciągu dnia dość szybko tracił na wartości w rytm spadających indeksów giełdowych. Węgierski forint zachowywał się lepiej, ale przyczyną tego była zapowiedź Banku Centralnego o sprzedaży euro otrzymanych z funduszy unijnych. Ekonomiści Nomura International oceniają, że bank może mieć około 1 mld euro amunicji, co na pewien czas powinno odstraszyć spekulantów.